Wybory na folwarku dzielą się, jeśli chodzi o ich mechanizm psychologiczny, na dwa rodzaje...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
W wyborach prezydenckich, mówiąc brutalnie, cham wybiera Pana. Nie potrafią tego zrozumieć partie chłopskie, uparcie wystawiające wciąż własnych kandydatów do Belwederu i dziwujące się, kiedy dostają oni mniej głosów, niż sama partia. Pan to musi być Pan, a nie drugi fornal, przy czym powinien to być Pan dobry, oczywiście wedle pojęć folwarku – a więc taki, co się nie będzie za bardzo w codzienne sprawy wtrącał. Wałęsa nie był dobrym Panem, bo choć przyjmowała go angielska królowa i prezydent USA, nie potrafił ukryć swych gminnych korzeni. I ciągle mącił, ciągle z kimś się użerał – nie dawał się szanować. Kwaśniewski, to jest dobry Pan. Że gdzieś tam trochę popił, czy nakłamał w jakichś papierach... Nie byłby ludzkim Panem, gdyby nie miał jakichś grzeszków. A Kwaśniewska – o, to by dopiero była dobra Pani.
Co proszę? Dlaczego? A dajcie mi spokój, całe legiony publicystów i analityków wyrabiały przez wiele miesięcy wierszówki, usiłując znaleźć racjonalne przyczyny, dla których polactwo gremialnie zakochało się w swej matce boskiej eseldowskiej, i sam fakt, że tego próbowali, był najlepszym dowodem, że nic nie rozumieją. Rzeczy irracjonalnych nie można tłumaczyć racjonalnie, a polactwo w ocenie dziedzica jest całkowicie irracjonalne (co wcale nie stoi w sprzeczności z faktem, że dysponując potęgą mediów i wiedzą specjalistów od reklamy, nie można tymi irracjonalnymi odruchami sterować). Skąd zresztą miałoby umieć dokonywać choćby na najprostszym poziomie jakiejś analizy „za” i „przeciw”? Nawet obsługi sieczkarni trzeba się nauczyć – a co dopiero obsługi państwa demokratycznego. A przecież polactwa nikt tego nie uczył, niby kto, kiedy, w jaki sposób. Po prostu nagle zwalił się na nie dar wolnych wyborów i zaraz potem obskoczone zostało przez rozwrzeszczany tłum szarpiących się pomiędzy sobą polityków, na przemian to usiłujących polactwo nastraszyć, podjudzić i wprawić je w histerię, to znowu mamlających do niego przymilnie.
Pańszczyźniany, oprócz łatwych do wyartykułowania potrzeb – mniej robić, a więcej zarobić – ma także duszę. A ta pańszczyźniana dusza szarpana jest w tej sytuacji, wciąż dla niej nowej i niezrozumiałej, sprzecznymi uczuciami. Z jednej strony, dochodzi w niej do głosu typowa dla ludzi ze społecznych nizin zawiść i niechęć do ludzi, zwłaszcza tych, którym się lepiej powodzi albo którzy z jakiegoś powodu, dajmy na to, wykształcenia czy pozycji społecznej, uchodzą za lepszych od niego. Znajomy, który z racji jakichś badań naukowych trafił na tereny popegeerowskie, powtarzał mi słowa tamtejszego nauczyciela. Otóż wedle tej relacji, podawana na lekcji wiadomość, że taką czy inną postać historyczną ścięto albo spalono na stosie, u popegeerowskich dzieci wywołuje nieodmiennie odruch złośliwej radości. A dobrze mu tak – i rechot. Nie ma w tym żadnego uprzedzenia ideologicznego, bo wszystko jedno, czy mowa o ofiarach holokaustu, czy Świętej Inkwizycji. Po prostu ten gatunek ludzkiego mutanta, jaki się tam hoduje, od maleńkości karmiony opowieściami o tym, jakich to strasznych doznaje od świata krzywd, zionie nienawiścią wobec każdego, kto do niego nie należy – a i do tych, którzy należą, i do siebie samych, też.
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.