Maria zobaczyła tę scenę w zwolnionym tempie...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
Od­niosła wrażenie, że wychodzi ze swego ciała i przygląda się sobie z zewnątrz. Umierając ze wstydu, walcząc z ru­mieńcem, skinęła głową, uśmiechnęła się i zrozumiała, że wraz z tą chwilą jej życie zmieniło się na zawsze.
Koktajl owocowy, zdawkowa rozmowa: Co pani tu robi? Ale zimno, prawda? Podoba mi się ta muzyka, ale wolę Abbę. Szwajcarzy są chłodni. Czy pani pochodzi z Brazylii? Niech mi pani opowie coś o swoim kraju. Macie bajeczny karnawał. Brazylijki są piękne. Czy wie pani o tym?
Uśmiechnąć się i przyjąć komplement, czy może udać lekko speszoną? Zatańczyć, lecz zwracać bacznie uwagę na spojrzenie Milana, który raz po raz drapie się po głowie i wymownie wskazuje zegarek na nadgarst­ku. Zapach mężczyzny. Natychmiast pojmuje, że musi się przyzwyczaić do zapachów. To jest przynajmniej za­pach dobrej wody kolońskiej. Tańczą mocno przytule­ni. Jeszcze jeden koktajl owocowy, czas mija nieubłaga­nie, czyż Milan nie mówił o czterdziestu pięciu minu­tach? Spojrzała ukradkiem na zegarek, mężczyzna za­pytał ją, czy na kogoś czeka, odpowiedziała, że za go­dzinę mają przyjść znajomi. Zaprasza ją do wyjścia. Hotel, trzysta pięćdziesiąt franków, prysznic po stosunku. To nie jest Maria, to jakaś inna osoba, która miesz­ka w jej ciele. Osoba ta nic nie czuje, odprawia mecha­nicznie pewnego rodzaju rytuał. Jest aktorką. Milan nauczył ją wszystkiego, nie powiedział tylko, jak żegnać się z klientem: dziękuje mu, on także czuje się niezręcznie, jest śpiący.
Maria walczy ze sobą. Chciałaby pojechać do siebie, ale musi wrócić do lokalu, by dać pięćdziesiąt franków Milanowi. Potem kolejny mężczyzna, kolejny koktajl, pytanie o Brazylię, hotel, znów prysznic, powrót do ba­ru, właściciel pobiera swą prowizję i zwalnia ją do do­mu - tego wieczoru jest mały ruch. Maria nie łapie tak­sówki, przemierza pieszo ulicę Berneńską, patrzy na in­ne nocne lokale, wystawy sklepów zegarmistrzowskich, kościół na rogu (zamknięty, ciągle zamknięty...). Nikt jej nie zaczepia - jak zwykle.
Noc jest mroźna. Maria nie czuje chłodu, nie płacze, nie myśli o zarobionych pieniądzach, jest niczym w transie. Niektórzy ludzie przyszli na świat, by sa­motnie borykać się z losem, ani to dobre, ani złe, takie jest życie. Maria jest jedną z nich.
Zmusza się jednak, by pomyśleć o tym, co się wyda­rzyło. Właśnie zadebiutowała, a mimo to już uważa się za profesjonalistkę, wydaje się jej, że pracuje od bardzo dawna, że nic innego nie robiła przez całe życie. Odczu­wa dziwną tkliwość dla samej siebie, cieszy się, że nie uciekła. Musi teraz zdecydować, czy będzie robić to na­dal. Jeżeli tak, to stanie się w tym fachu najlepsza.
 
Pamiętnik Marii pisany tydzień później:
Nie jestem ciałem, w którym mieszka dusza, jestem duszą, która ma widzialną część zwaną ciałem. Przez ostatnie dni ta dusza obserwowała moje ciało bez chwi­li przerwy. Nie mówiła nic, nie krytykowała, nie lito­wała się - po prostu mu się przyglądała.
Od bardzo dawna nie myślałam o miłości. Mam wra­żenie, że miłość ode mnie uciekła, jakby nie czulą się mi­le widziana. A jednak jeżeli przestanę myśleć o miłości, będę niczym.
Gdy nazajutrz przyszłam do „Copacabany”, pa­trzono już na mnie z większym szacunkiem - zapewne wiele dziewcząt pojawia się tam na jeden wieczór i nie wraca nigdy więcej. Ta, która wraca, staje się kimś w rodzaju sprzymierzeńca, towarzysza podróży, bo może zrozumieć powody - a raczej brak powodów - dla których wybrało się taki sposób na życie.
Wszystkie te dziewczyny marzą o mężczyźnie, który odkryłby w nich prawdziwą kobietę, zmysłową przyja­ciółkę. Ale wiedzą, że to płonne nadzieje.
Muszę pisać o miłości. Muszę myśleć, myśleć i pisać o miłości - inaczej moja dusza tego nie zniesie.
 
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.