X


ków i pękających gałęzi...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
Dlatego też Saul robił tyle hałasu, ile to tylko możliwe. Miał za-
miar odciągnąć Polluksa od szosy. Teraz przyda się jego umiejętność poruszania się bez
297
szmeru. Zamiast biec, będzie się skradał. To zdezorientuje Polluksa i zwiększy szansę
Saula na powrót do szosy.
Polluks nie liczył się. Tylko Eliot był ważny. Lejący coraz rzęsiściej deszcz uświadomił
mu jeszcze jedną prawdę. Czy stary człowiek wystawiałby się na tak paskudne warunki
atmosferyczne, jeżeli nic go do tego nie zmusza? Plan Eliota polegał na użyciu Kastora
jako przynęty; Polluks miał nadjechać i z tyłu zaskoczyć Saula. Jednak Eliot musiał brać
pod uwagę ewentualność, że dojdzie do strzelaniny. Czy czekałby bez żadnej ochrony
w drugim samochodzie? Czy ukrywałby się w lesie podczas ulewy? Mało prawdopo-
dobne. Wolałby ciepłe i suche miejsce.
Dobry Boże, musi być gdzieś przy szosie, nad którą leciałem. Zaszył się gdzieś, praw-
dopodobnie w domku kempingowym przy jednym z moteli. Nigdy by nie zaryzykował
oczekiwania na samolot na lotnisku — o ile w ogóle ma zamiar gdzieś lecieć.
Saul minął jednak po drodze przynajmniej kilka moteli. Poświęcając nieco czasu,
mógłby wrócić i sprawdzić wszystkie. Ale właśnie w tym rzecz. Nie miał czasu. Polluks
nie zaprzestanie polowania, a miejscowa policja wkrótce zainteresuje się wypadkiem na
parkingu. Muszę się stąd wynieść, doszedł do wniosku.
Po dwudziestu minutach, spocony mimo lejącego lodowatego deszczu, dotarł do za-
krętu szosy o jakieś osiemset metrów od leśnego parkingu. Pomimo ostrożności i ciszy,
z jaką się poruszał, ciarki przechodziły mu po plecach — to właśnie tam mogła go tra-
fić w każdej chwili kula Polluksa.
Muszę znaleźć Eliota. Muszę…
Usłyszał nadjeżdżający zza zakrętu samochód. Czekał w ukryciu do chwili, kiedy
przekonał się, że to nie wóz policyjny, lecz poobijana furgonetka. Wybiegł spomiędzy
drzew i pomachał dłonią kierowcy. Kiedy długowłosy chłopak za kierownicą starał się
go ominąć, Saul wymierzył do niego z uzi. Chłopak zbladł, nadepnął na piszczące ha-
mulce i wysiadł na szosę, trzymając ręce w górze. — Nie strzelaj — poprosił, cofnął się,
a potem rzucił do ucieczki.
Saul wsiadł do furgonetki. Ze zgrzytem wrzucił jedynkę. Furgonetka szarpnęła do
przodu. Nabrał prędkości i minął przydrożny parking, gdzie dostrzegł wciąż obracają-
ce się łopaty helikoptera.
Drzwi od strony kierowcy w granatowym mikrobusie były otwarte. Kastor… Żył.
Trzymając się za brzuch, właśnie wypadł na zewnątrz. Usłyszał przejeżdżającą furgonet-
kę i podniósł wzrok na szosę. Za kierownicą dostrzegł Saula.
Mrugając oczami potrząsnął głową w niedowierzaniu.
Nagle wykrzywił twarz i wyprostował się. Z czołem ociekającym krwią pobiegł, za-
taczając się, w stronę drzew, bez wątpienia po Polluksa.
Świetnie, pomyślał Saul, oddalając się od parkingu. Naprawdę nie może być lepiej.
Po chwili zobaczył ciemnozielonego forda zaparkowanego na poboczu
298
— prawdopodobnie tego samochodu użył Polluks. Starając się nie zlekceważyć żadne-
go szczegółu, Saul zatrzymał się, wysiadł z furgonetki i z uzi w dłoni sprawdził wnętrze
forda. Był pusty. W błocie po drugiej stronie samochodu nie zauważył śladów, które by
świadczyły o tym, że Eliot uciekł szukając schronienia w lesie.
Skinął głową, jeszcze bardziej przekonany, że jego podejrzenia są uzasadnione.
Odwrócił się i poprzez strugi deszczu zauważył biegnącego w jego stronę Polluksa.
Tuż za nim utykał Kastor. Na widok Saula Polluks zatrzymał się i wyciągnął przed sie-
bie pistolet. Saul pośpiesznie wskoczył do furgonetki. Pocisk trafił w tylne drzwi. Saul
zjechał z pobocza, czując wzbierające podniecenie. Teraz to już naprawdę nie potrwa
długo.
Po wyminięciu dwóch zakrętów, kiedy zyskał pewność, że pogoń go nie widzi, skrę-
cił w lewo na żwirową alejkę i zaraz potem jeszcze raz w lewo, wprowadzając samochód
w gęsty zagajnik. Wyskoczył z furgonetki i, kuląc się w deszczu, podkradł do drogi. Cze-
kał i obserwował, ukryty w gęstych krzakach.
Minęła minuta. Poczuł przypływ satysfakcji widząc, że jego oczekiwania się spełni-
ły. Podstęp się udał.
Drogą przemknął zielony samochód. Prowadził go Polluks, rozglądając się gorącz-
kowo na wszystkie strony. Obok siedział Kastor; on też wytężał wzrok w poszukiwaniu
furgonetki.
Saul zdawał sobie sprawę, że bez trudu może ich zastrzelić, kiedy będą go mijali. Za-
kładał, że samochód nie jest — w przeciwieństwie do chevroleta — opancerzony. Ale co
zyskałby w ten sposób? Nie oni byli jego celem. Liczył się tylko Eliot, i Saul miał nadzie-
ję, że Kastor i Polluks śpieszą właśnie swojemu ojcu na ratunek.
Zaprowadzą mnie do niego.
To już niedługo, pomyślał biegnąc do furgonetki. Zbliża się rozstrzygnięcie.
Czuł to bardzo wyraźnie. Naprawdę to już niedługo.
 XXXVI.
Nie powinni się zorientować, że są śledzeni; musiał trzymać się z tyłu. Na ich miej-
scu co jakiś czas zerkałby we wsteczne lusterko, z czystego przyzwyczajenia — tak jak
teraz właśnie, kiedy sprawdził czy przypadkiem nie jedzie za nim policyjny wóz. Tego
rodzaju taktyka miała też złe strony: jeżeli nie pozwoli Kastorowi i Polluksowi zauwa-
żyć się, sam też nie będzie mógł ich obserwować. Wynikało z tego, że musi zatrzymywać
furgonetkę w pobliżu każdego motelu i z ukrycia szukać ich samochodu. Było to nud-
ne i frustrujące zajęcie. Po sprawdzeniu czwartego motelu zaczął podejrzewać, że prze-
oczył forda. Policja znalazła już z pewnością rozbity mikrobus, a długowłosy chłopak
powiedział im o porwaniu furgonetki. A strażnicy z pensjonatu? Na pewno też go ści-
gają. Jedyną pociechę znalazł w tym, że ośrodek nie dysponował drugim helikopterem
299
— mogą gonić go tylko samochodami. Kiedyś jednak tutaj dotrą.
Walczyło w nim pragnienie uwolnienia się z tego koszmaru z pragnieniem ukarania
Eliota. Jakiś wewnętrzny posępny głos ostrzegał go: zaniechaj polowania. Nie uda ci się
znaleźć go przed przybyciem strażników i policji. Próbowałeś, ale okoliczności zwróci-
ły się przeciwko tobie. Nadarzy się jeszcze inna okazja.
Nie, pomyślał. Jeżeli teraz pozwolę mu uciec, Eliot ukryje się w tak odległej i głębokiej
dziurze, że nigdy go już nie znajdę. Nie pozostawi po sobie śladów. Rozstrzygnę to te-
raz. Nie nadarzą się inne okazje.
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.

Drogi użytkowniku!

W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

 Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

 Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.