Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
- Czuła, jak krew w wielkim bucie dochodzi jej już do łydki, a lewa rękawica była pełna. Ile jej mieści się w człowieku? Robiło jej się też słabo i spostrzegła, że ma trudności z oddychaniem. Wszystko się sypało. Żałowała, że nie zdążyła lepiej poznać Cary.
- Sallah? - Ezra mówił bardzo łagodnie. - Porozmawiaj z Tarvim. Nie możemy go utrzymać na zewnątrz. Zachowuje się jak szaleniec. Chce tylko z tobą pogadać. - Och, pewnie, świetnie. Chętnie z nim pomówię - odparła, a jej głos brzmiał śmiesznie nawet we własnych uszach. - Sallah! - Tarvi zdołał się jakoś opanować. - Wynoście się stąd, wszyscy! Teraz jest moja. Sallah, klejnocie moich nocy, moja złota, moja szmaragdowooka rani, dlaczego nigdy wcześniej nie mówiłem ci, ile dla mnie znaczysz? Byłem zbyt dumny. Byłem zbyt próżny. Ale nauczyłaś mnie kochać, nauczyłaś mnie tego przez swoje poświęcenie, kiedy byłem zbyt pochłonięty moją drugą miłością, moją pracą, by dostrzec bezcenny dar twojego uczucia i łagodności. Jak mogłem być tak głupi? Dlaczego widziałem w tobie jedynie ciało, które wchłonie moje nasienie, uszy, które wysłuchają moich ambicji, ręce, które... Sallah? Sallah! Odpowiedz mi, Sallah! - Ty... mnie... kochałeś? - Wciąż cię kocham, Sallah. Naprawdę! Sallah? Sallah! Sallaaaaah! - I co o tym myślisz, Dieter? - zapytał Paul programisty, kiedy ten obejrzał liczby przekazane im przez Ezrę. - Cóż, pierwsza linijka oznacza ponad dwa tysiące litrów paliwa. Druga stanowi przybliżone oszacowanie ilości, jaką Kenjo wykorzystał podczas swoich czterech misji plus to, co Mariposa zużyła dzisiaj. Gdzieś tu na powierzchni została dość znaczna ilość paliwa. Trzecia linijka to najwyraźniej zawartość zbiorników Yoko, teraz znajdująca się na Mariposie. Chciałbym jednak zaznaczyć, tak jak to uczyniła Sallah, że w zbiorniku ściekowym Yoko zostało wystarczająco na całe wieki drobnych poprawek orbity. Paul obcesowo skinął głową. - Mów dalej. - Ta linijka oznacza kurs, jaki Bitra usiłowała ustawić. Pierwsza poprawka kursu powinna była już nastąpić. - Dieter zmarszczył brwi, patrząc na równania na monitorze. - Teraz wali prosto na naszą niewspółśrodkową planetkę. Może dowiemy się trochę szybciej, co znajduje się na jej powierzchni. - Nie sądzę, żeby Avril zechciała trwać na posterunku i przekazywać nam użyteczne informacje jak... jak Sallah. - Dieter podniósł wzrok, zaskoczony ostrym tonem admirała. - Przepraszam. Masz rację. A jeśli coś pójdzie nie tak... - Paul nie dokończył. Poprowadził Dietera korytarzem w stronę pokoju z interfejsem. Emily wyprowadziła Tarviego, żeby pocieszyć go choć trochę, więc Ezra rządził się sam. Wyglądał tak staro, jak czuł się Paul po wyczerpujących emocjach tego dnia. - Coś mówiła? - Nic, co dałoby się powtórzyć w cywilizowanym towarzystwie - odparł Ezra z prychnięciem. - Właśnie odkryła, że nie nastąpiła pierwsza poprawka kursu. - Podkręcił głośność, tak że głuchy warkot wymyślnych przekleństw stał się wyraźnie słyszalny. Paul uśmiechnął się złośliwie do Dietera. - Miałeś rację. - Włączył mikrofon. - Avril, słyszysz mnie? - Benden! Co, do cholery, zrobiła ta twoja suka? Jak ona to zrobiła? Ręczny ster nie działa. Nie mogę nawet manewrować. Wiedziałam, że powinnam odpiłować jej stopę. Ezra zbladł, a Dieter wyglądał, jakby zrobiło mu się niedobrze, ale Paul tylko uśmiechnął się mściwie. A więc Avril nie doceniła Sallah. Poczuł dumę na myśl o dzielnej kobiecie. - Avril, kochanie, wkrótce zwiedzisz naszą plutoniczną planetkę. Może byłabyś tak miła i relacjonowała nam wszystko na bieżąco? - Wsadź to sobie, Benden. Wiesz gdzie! Nic ze mnie nie wydostaniesz. O cholera! O cholera! To nie może być... choleeraaa! Dźwięk ostatniego słowa został pochłonięty przez trzeszczący ryk. Ezra pospiesznie zredukował głośność. - Cholera! - powtórzył Paul bardzo cicho. - To nie może być... co? Bądź przeklęta, Avril, na wieczność! Co to nie może być? Emily i Pierre, a także Ghio-Chio Yoritomo, która dzieliła z żoną Kenjo kabinę na Buenos Aires, a potem mieszkała wraz z nią w Sektorze Irlandzkim, polecieli szybkim ślizgaczem do działki Honshu należącej do Kenjo. Chociaż większa część Lądowiska wiedziała o śmierci pilota i ciężkich obrażeniach Ongoli, nie ogłaszano sprawy publicznie. Krążyły już plotki dotyczące “nieznanego” napastnika. Kiedy Emily wróciła tego samego wieczoru, przywiozła zapieczętowaną wiadomość dla admirała. - Powiedziała nam - oznajmiła Emily sucho - że woli zostać na Honshu i pracować dla dobra czwórki swoich dzieci. Ma niewiele potrzeb i nie chce nam sprawiać kłopotów. - Jest bardzo wierna tradycji - powiedziała admirałowi Chio-Chio, prawie bez tchu. - Nie okaże bólu, bo to umniejsza zmarłego. - Wzruszyła ramionami. Stała ze spuszczonym wzrokiem, zaciskając i rozwierając pięści. Potem spojrzała w górę, prawie napastliwa w gniewie. - Zawsze taka była. Kenjo ożenił się z nią, bo wiedział, że nie będzie mu zadawać żadnych pytań. Mnie oświadczył się wcześniej, ale ja miałam więcej rozsądku, chociaż był przecież bohaterem wojennym. Och! - Podniosła ramię, żeby ukryć twarz. - Ale żeby umrzeć w ten sposób! Uderzony od tyłu. Niesławna śmierć dla kogoś, kto wymykał jej się tak często! - Odwróciła się i uciekła z pokoju, a jej łkanie wyraźnie dało się słyszeć, gdy biegła w noc. Emily gestem kazała Paulowi otworzyć małą notatkę, porządnie zapieczętowaną woskiem, w którym odciśnięto jakiś znak. Admirał przełamał pieczęć i rozwinął piękny, gruby czerpany papier. Po chwili, zaskoczony, przekazał go Emily i Pierrowi. - “Wycięto dwie jaskinie, sądząc z ilości zużytego paliwa i zostawionego gruzu. Jedna jaskinia mieściła samolot. Nie wiem, gdzie jest druga” - przeczytała Emily. - Czyli zdołał usunąć część paliwa? Jak dużo?
|
Wątki
|