Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
Mi³o mi ciê poznaæ po
tylu latach. – Gestem wskaza³ przyjaciela – A to jest Fasgo. Bunji przeniós³ spojrzenie na rudow³osego weterana gwiezdnych szlaków. – Tak, wiem – powiedzia³. – Drobne oszustwa, jakie pope³ni³ na pok³adach „Ko³a”, ani razu nie usz³y mojej uwagi. Starszawy mê¿czyzna z wysi³kiem prze³kn¹³ œlinê, ale nie po- wiedzia³ ani s³owa. Han ca³y czas krêci³ g³ow¹. Wygl¹da³o na to, ¿e wci¹¿ jeszcze nie mo¿e uwierzyæ w³asnym oczom. – Chyba umieram, bo przed oczami zaczyna mi przelatywaæ ca³e ¿ycie – odezwa³ siê w koñcu, spogl¹daj¹c na Bunjego i szcze- rz¹c zêby w szerokim uœmiechu. – Nie zdziwi³bym siê, gdyby nagle pojawi³ siê tu Ploovo Dwa-Na-Jeden. – Zapewniam ciê, Hanie, ¿e gdyby pojawi³ siê tu Ploovo, nie powita³by ciê z otwartymi ramionami – stwierdzi³ Szef Bunji. – Cho- cia¿ przeszed³ wiele operacji plastycznych, nie zdo³a³ siê pozbyæ z nosa blizn po ugryzieniach dinka, którego tak sprytnie podsun¹³eœ mu w „Swobodnym Locie”. Prawdê mówi¹c, jeszcze d³ugo potem wyp³aca³ ogromne sumy ka¿demu, kto przynosi³ mu dinka, ¿ywego czy zabitego. We wszystkich pomieszczeniach jego domów, biur i gwiezdnych statków roi siê teraz od wypchanych dinków. Ploovo posun¹³ siê nawet do tego, ¿e nosi³ przynosz¹c¹ szczêœcie bransole- tê, sporz¹dzon¹ wy³¹cznie z pazurów tylnych ³ap i k³ów tych dra- pie¿ników. Przypuszczam, ¿e w znacznej mierze przyczyni³ siê do niemal ca³kowitego wyginiêcia tego gatunku. Han zmarszczy³ brwi. – Przykro mi to s³yszeæ, ale nigdy nie przepada³em za osobnikami, którzy usi³owali pozbawiæ mnie tego, co moje – powiedzia³. 167 Bunji ponownie wybuchn¹³ œmiechem – tak donoœnym, ¿e za- dr¿a³y œciany i przepierzenia salonu. – Sam siê o tym przekona³em – powiedzia³, kiedy trochê spo- wa¿nia³. – A zatem nie masz mi za z³e, ¿e kiedyœ ostrzela³em kopu³ê ciœnieniow¹ twojej mieszkalnej asteroidy? – Wcale a wcale – przyzna³ pogodnie Bunji. – Zas³u¿y³em na to, co mnie spotka³o. Nie powinienem by³ ciê oszukiwaæ i pozba- wiaæ czêœci zap³aty za transport korzeni chak na Gaurick. – Z ust mi to wyj¹³eœ. – Han rozeœmia³ siê z ulg¹. – Kaza³eœ naprawiæ „Soko³a” po tym, co przydarzy³o mu siê na Gauricku, ale potr¹ci³eœ koszty naprawy z tego, co by³eœ mi winien. To w³aœnie dlatego musia³em zwróciæ siê do Ploova z proœb¹ o po¿yczkê. Bunji siê rozeœmia³, a Hana owionê³o ciep³o jego oddechu. – Có¿, ca³e ¿ycie siê uczymy, Hanie – powiedzia³. – Z pewno- œci¹ wiesz, ¿e ci wybaczy³em. Prawdê mówi¹c, mam wzglêdem cie- bie olbrzymi d³ug wdziêcznoœci za to, czego dokona³eœ na Tatooine. – Wykona³ zamaszysty gest pulchn¹ rêk¹. – Mo¿na powiedzieæ, ¿e swoje istnienie zawdziêcza ci wiêksza czêœæ tej stacji. Han dŸgn¹³ siê wskazuj¹cym palcem w piersi. – Za to, czego ja dokona³em na Tatooine? – powtórzy³. Bunji zaci¹gn¹³ siê dymem z cygarry i wyszczerzy³ zêby w sze- rokim uœmiechu. – Œciœlej mówi¹c, za to, czego dokona³a twoja ¿ona – ci¹gn¹³ po chwili. – Widzisz, Hanie, usi³owa³em kiedyœ przenieœæ swoj¹ bazê na Tatooine, ale zosta³em przepêdzony przez Jabbê. Hutt nie zado- woli³ siê tylko tym, ale w ci¹gu kilku nastêpnych lat niemal ca³kowi- cie pozbawi³ mnie dop³ywu gotówki. Jego œmieræ otworzy³a przede mn¹ nowe mo¿liwoœci. Mog³em zacz¹æ odbudowywaæ podstawy swojej w³adzy, chocia¿ musia³em siê zadowalaæ istotami pokroju lady Valarian i jej podobnymi. Jednak kilka sprytnych transakcji, jakie uda³o mi siê zawrzeæ w czasach wielkiego admira³a Thrawna, pozwoli³o mi znów stan¹æ na nogi. A potem, zaledwie rok temu, nakaza³em w pobliskim systemie skonstruowaæ „Ko³o” i przyholo- wa³em je w przestworza planety Ord Mantell. – „Ko³o” nale¿y do ciebie? – zdziwi³ siê Solo. – Wiêksza czêœæ – przyzna³ Bunji. – Niewielki udzia³ w nim ma tak¿e Hutt Borga. Gdyby tylko Nowa Republika zrobi³a coœ z tymi Yuuzhanami... Han spowa¿nia³. 168 – Niektórzy z nas staraj¹ siê zrobiæ coœ w tej sprawie, Bunji. – Czy w³aœnie dlatego przylecia³eœ tu, podaj¹c siê za kogoœ innego? – Han i ja staramy siê wytropiæ by³ego przyjaciela – wyjaœni³ Roa.Bunji z zainteresowaniem przekrzywi³ g³owê. – Wytropiæ? – Albo dowiedzieæ siê, gdzie przebywa – doda³ Han. – Wszystko zale¿y od tego, co nam powie, kiedy go ju¿ odnajdziemy. – Kogo szukacie? – Nazywa siê Reck Desh. Bunji umilk³ i d³u¿szy czas siê nie odzywa³. Zaci¹gn¹³ siê dy- mem z cygarry i wypuœci³ pod sufit gigantyczne kó³ko. – Dlaczego go szukacie? – zapyta³ w koñcu. – To d³uga historia – odrzek³ Solo. – Chyba nawet d³u¿sza ni¿ twoja.Bunji pokiwa³ wielk¹ g³ow¹. – Na twoim miejscu, Hanie, nie spieszy³bym siê z szukaniem Recka Desha – powiedzia³. Han pochyli³ siê do przodu tak daleko, ¿e musia³ oprzeæ ³okcie na kolanach. – A to niby dlaczego? – zapyta³. – Up³ynê³o mnóstwo lat i od tamtych czasów wiele siê zmieni- ³o – zacz¹³ Bunji. – Ró¿ni goœcie robi¹ teraz rzeczy, które kiedyœ nie przysz³yby do g³owy nikomu, nawet draniom pokroju Bosska. – Jakie rzeczy? – Zdradzaj¹ informacje na temat planetarnych systemów obron- nych albo porywaj¹ ca³e transporty uchodŸców, a póŸniej przeka- zuj¹ nieszczêœników w ³apy Yuuzhan Vongów, ¿eby ci mieli kogo sk³adaæ w ofierze. Han zacisn¹³ zêby. Okaza³o siê jednak, ¿e Bunji jeszcze nie skoñ- czy³.– Reck zadaje siê ze zgraj¹ ³obuzów i najemników – ci¹gn¹³ po chwili. – Nazwali siê Brygad¹ Pokoju i pozostaj¹ w zmowie z Yuuzha-
|
WÄ…tki
|