Henry miał pewność, że jest to ktoś, na kim można polegać, chociaż za nic nie potrafiłby uzasadnić swego osądu...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
Po prostu wiedział.
Wydawało się, że mężczyźnie nie zależy na spacerze po promenadzie. Stał przed domem Henry'ego, wciąż paląc z ukontentowaniem fajkę. Henry przyglądał mu się przez dłuższą chwilę. Odszukał klucze, wzuł sandały i wyszedł bocznymi drzwiami na wiejącą od morza bryzę.
Mężczyzna nie ruszył się w tym czasie z miejsca, palił, trzymając ręce w kieszeniach i wpatrywał się w spienione fale. Henry podszedł do niego i nic najwłaściwszym zapew­ne tonem zagadnął:
- Nie sądzi pan, że mamy dziś ładny dzień?
Mężczyzna wyjął fajkę z ust, oblizał wargi i zlustrował go od stóp do głów. Henry'emu przyszło nagle do głowy, że może wziąć go za pedała szukającego okazji. Jeśli sam okaże się pedałem, to co zostanie mu do zrobienia? Powiedzieć: „Przepraszam, jak się dobrze zastanowić, to dzień jest paskudny” i zwiewać.
Mężczyzna jednak uśmiechnął się i rzekł:
- Witam, panie Watkins. Czekałem tu, aż pan wyjdzie.
- Znam pana? - spytał zakłopotany Henry.
- l tak, i nie. Uczęszczałem na pana wieczorowe wy­kłady ze współczesnej filozofii, te, które prowadził pan w Encinitas. Zapewne nie pamięta mnie pan. Nazywam się Springer. Ja natomiast pamiętam pana. W rzeczy samej, nie było prawie takiego dnia, bym o panu nie pomyślał.
- Przepraszam, mam bardzo słabą pamięć do twarzy. Springer, mówi pan?
Mężczyzna wyciągnął dłoń.
- Paul Springer. Może mi pan mówić Paul, jeśli to panu odpowiada. Muszę nadmienić, że byłem jednym z pańskich najgorliwszych studentów.
Uścisnęli sobie dłonie. Potem Paul Springer zapro­ponował:
- Może przejdziemy się trochę? Takie chodzenie wzdłuż plaży zawsze mnie bardzo odświeża. Ma pan czas? Mo­glibyśmy też trochę porozmawiać.
Jestem, hmm, wolny przez większość dnia.
- Miło słyszeć takie słowa - uśmiechnął się Paul. - Każdy winien korzystać regularnie z wolnego czasu i pod­chodzić do niego poważnie. Wie pan, kto mnie tego nau­czył?
- Przykro mi, lecz nie - Henry zaprzeczył ruchem głowy.
- A powinien pan, profesorze. To pańskie słowa. Po­wiedział pan to na zajęciach, a nawet zapisał. Pamiętam ten esej, który zamieścił pan w „Time” w kwietniu 1978. „Filozofia czasu wolnego”. To był dobry esej. Wyciąłem go i powiesiłem na drzwiach mego kambuza.
Jesteś żeglarzem? - spytał Henry.
- - Coś jakby, po trochu. Można powiedzieć, że tak.
- Mieszkasz w okolicy?
Paul ssał przez chwilę fajkę, w oczach czaiło mu się rozbawienie.
- Tak jakby. Po trochu. Można powiedzieć, że tak.
- Czy jest coś szczególnego, o czym chciałbyś ze mną porozmawiać? - spytał Henry.
Chociaż dzień był słoneczny, a na osłoniętym terenie między domami gorąco, wiatr wiejący znad lśniącej gładzi oceanu tchnął zimnem i Henry zaczynał tęsknić za następną dawką wódki, która ogrzałaby go, a może i dodała odwagi.
Mężczyzna skierował się ku przejściu w barierkach, gdzie strome drewniane schodki prowadziły w dół, na piasek. Stał tam przez chwilę, obserwując policjantów i członków straży przybrzeżnej, przeszukujących systematycznie odległą część plaży i nakłuwających piach szpikulcami.
- Ktoś wspomniał mi, że to pan pierwszy znalazł ciało - rzucił Paul.
- Tak - powiedział Henry dziwnie wysokim głosem. Odchrząknął i zapytał: - Skąd o tym wiesz?
- Pisali przecież we wszystkich gazetach.
- Jak to możliwe? Nikt od nich jeszcze ze mną nie rozmawiał. Policja twierdziła, że utrzyma całą sprawę w ta­jemnicy, dla uniknięcia paniki.
- Paniki? - uśmiechnął się Paul. - Nie sądzę, by ludzie byli obecnie szczególnie podatni na panikę. Panika jest reakcją prymitywnych mas na nagłe śmiertelne za­grożenie. W naszych czasach każdy wie, co robić w przy­padku takiego zagrożenia, tyle razy oglądali to w telewizji. Powinnością kobiet jest wówczas podnieść nieustanny i nieo­panowany wrzask, mężczyźni zaś powinni złapać za broń i strzelać we wszystkich możliwych kierunkach. Tak, gdy tylko pojawi się niebezpieczeństwo, dokładnie tak zrobią. Przynajm­niej ci bardziej nerwowi. Pozostali uczynią to, co zwykle - usiądą, rozglądając się wkoło i czekając na dalsze instrukcje.
Przeszli trochę dalej, gdy Paul zapytał:
- Czy uważasz, że śmierć dziewczyny została spowodo­wana przez naturalne czynniki? Chcę zasugerować, że to nie musiało być utonięcie.
- Nie wiem. A chciałbym wiedzieć. Policja czeka ciągle na opinię lekarza okręgowego.
- Była piękna?
Henry zatrzymał się, popatrzył na Paula i zmarszczył brwi.
- Tak - powiedział. - W rzeczy samej, była.
- Wiesz co - Paul zmienił nagle temat - kiedyś powiedziałeś w klasie coś, czego nigdy do końca nie udało mi się zrozumieć. To znaczy, rozumiem to, lecz nie jestem w stanie uchwycić wypływających z tego szerszych implikacji.
- Co to było? - Mimo, że nieznajomy zachowywał się tak bezceremonialnie, wydawał się Henry'emu przyjacielski i spokojny. Wyglądał na kogoś, kto z łatwością mógłby stać się jego bliskim znajomym, z którym można wypić wieczo­rem drinka, porozmawiać o filozofii i posłuchać uwertur Rossiniego. Kogoś, kto nie pyta o nic, prócz tego, jakie jest twoje zdanie na jakiś temat i na jaki alkohol masz ochotę.
Paul pociągnął gwałtownie fajkę. Gdy się rozpaliła, podjął:
- Mówiłeś o świecie będącym całkowitą sumą naszych możliwości życiowych.
- Zgadza się. Cytowałem Ortegę y Gasseta.
- No właśnie. Przyszło mi wtedy do głowy... - Rozej­rzał się wokoło, tak jakby usłyszał, że ktoś go woła i próbował właśnie odnaleźć tego kogoś wzrokiem. - Zresztą, wydaje mi się, że to nie jest najlepsze miejsce i czas, co? - Spojrzał na Henry'ego. - To znaczy, żeby dys­kutować o filozofii. Do tego trzeba czegoś dobrego do zjedzenia, butelki wina i miłej atmosfery. Wtedy dopiero można czerpać z filozofii przyjemność, nie sądzisz? Umysł nabiera lotności. Nie to, co tutaj. Środek dnia, szum fal i ci przeklęci amatorzy joggingu...
- Minęło już kilka lat, odkąd mój umysł stracił lotność - rzucił Henry.
- Może zatem powinien ją odzyskać. Posłuchaj, wiem, że nie brakuje mi tupetu. Może być i tak, że nie masz ochoty mnie oglądać albo uważasz mnie za jakiegoś nudziarza lub ekscentryka. Byłoby mi jednak miło porozmawiać z tobą jeszcze trochę o Gassecie. Byłeś tak przekonany o tym wszystkim, gdy wykładałeś nam filozofię na zajęciach! Henry poczuł się mile połechtany.
- No dobrze. Co proponujesz?
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.