Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
Uwielbiała pokoje z wysokimi sufitami i wysokie okna wychodzące na
duży ogród. Ale Sawyer sprawił, że straciła panowanie nad sobą. Gdyby zamieszkała z nim, mogłaby powtórzyć ten błąd. - Dziękuję, ale mam nadzieję, że do tego nie dojdzie. - Szukasz pracy? - Tak. - Próbowała coś znaleźć przez ostatnie trzy dni, ale studenci wyjechali z miasta na wakacje, a miejscowi przedsiębiorcy ograniczyli liczbę zatrudnionych, żeby dostosować się do zmniejszonych obrotów. - Możesz pracować u mnie. Spojrzała przez okno. Nie chciała spotykać się z Sawyerem każdego dnia i za każdym razem przypominać sobie, że rzuciła się na niego jak kobieta desperacko pragnąca uczucia. - Nie znam się na oprogramowaniu komputerowym. Sawyer podszedł bliżej i stanął tuż za nią tak, że mogła dostrzec jego odbicie w szybie. Położył dłoń na jej ramieniu, a ona odwróciła się twarzą do niego. Gorą- co jego dłoni przenikało przez sweter, ogrzewając jej skórę. Przełknęła ślinę i spoj- rzała mu w oczy. W jego wzroku dostrzegła współczucie, frustrację i ogień. Tak jak ona, nie zapomniał o tym, co się między nimi zdarzyło. Poczuła rosnące napięcie. - Lynn, mogę dać ci wystarczająco dużo pieniędzy, żebyś mogła pokryć bie- żące wydatki, albo mogę dać ci pracę. Wybór należy do ciebie. Ale nie chcę, żebyś wyjeżdżała z Chapel Hill, zanim będę pewien, że nie nosisz dziecka Bretta... albo R S mojego. Dziecka Sawyera. Jej serce zabiło szybciej. Wzięła uspokajający oddech. Przeprowadzić się na Florydę sama lub z dzieckiem Bretta to jedna rzecz. Zabrać Sawyerowi jego dziecko to druga rzecz. - Dziękuję, ale wolałabym uczciwie na te pieniądze zarobić. - Zmusiła się, żeby spojrzeć mu w twarz i rozciągnęła usta w grymasie, który miał przypominać uśmiech. Nie była w stanie zrobić więcej. - Chcę pomóc. Wzięła głęboki oddech i odwróciła się do niego twarzą. - A ja chcę prawdziwej pracy, a nie takiej, którą dla mnie stworzysz z litości. - To jest prawdziwa praca. Opal, moja asystentka, potrzebuje pomocy. Asy- stentka Bretta odeszła kilka miesięcy temu i Opal od tamtej pory musi sobie radzić z pracą swoją i Niny. Lynn wstrzymała oddech i poczuła narastające mdłości. Nina. Kochanka Bretta. Czy Sawyer wiedział o ich romansie? Czy skłamałby, żeby chronić brata? Pomimo zamętu w głowie próbowała jednak wymyślić jakąś rozsądną odpo- wiedź. - Nie mam doświadczenia. - Nauczysz się. - Wyraz twarzy Sawyera zapowiadał sprzeczkę, jeśli Lynn odrzuci jego ofertę. Sprzeczkę, na którą nie miała teraz sił. - Pomyślę o tym. A teraz proszę, usiądź przy stole. Chcę ci coś pokazać, mu- szę tylko pójść po to na górę. Sawyer zamknął na chwilę oczy, po czym podniósł wieczko taniego, drew- nianego pudełka, stojącego przed nim na stole. Złoto, srebro i inne szlachetne me- tale leżały w środku wrzucone byle jak. - Ty je tu spakowałaś? R S - Nawet nie wiedziałam, że Brett ma to pudełko, zanim zaczęłam szukać te- stamentu. Znalazłam je na dnie szafy, zobaczyłam twoje imię wygrawerowane na kilku rzeczach i pomyślałam, że to cię może zainteresować. Nie chciałam sprzeda- wać czegoś, co ma dla ciebie wartość sentymentalną. - Nie znalazłaś testamentu? - Nie. Mój adwokat sprawdził jeszcze w sądzie, w banku i we wszystkich możliwych miejscach, ale nic nie znalazł. Kolejny szczegół, o którym zapomniał jego brat. Sawyer ostrożnie wydobył z poplątanej masy złoty zegarek na łańcuszku i przesunął kciukiem po wygrawero- wanym imieniu. Ogarnęły go ciepłe wspomnienia - kiedyś oglądał ten zegarek z ojcem i czekał na dzień, w którym go dostanie. - Ten zegarek kieszonkowy należał do mojego pradziadka, pierwszego Sawy- era Riggana. - Skąd wziął się w posiadaniu Bretta? - Poprosił mnie o niego. - Ale dlaczego mu to dałeś, skoro to miało należeć do ciebie? - Byłem mu to winny. - To był dług, którego nigdy nie byłby w stanie spłacić. - Co byłeś mu winny? Czy Brett jej nie powiedział? - Zabiłem naszych rodziców. Uniosła brwi ze zdziwieniem. - Twoi rodzice zginęli w wypadku samochodowym. - Ja siedziałem za kierownicą. Współczucie zmiękczyło jej spojrzenie. - Myślałam, że to pijany kierowca przejechał na czerwonym świetle. - Tak było, ale gdybym nie ruszył natychmiast, jak tylko światło zmieniło się na zielone, i gdybym rozejrzał się, zanim przyspieszyłem... R S Podeszła do stołu, usiadła na krześle po jego prawej stronie i położyła dłoń na jego zaciśniętej pięści. - Sawyer, ten wypadek to nie twoja wina. Brett pokazywał mi artykuł w gaze- cie. Tamten kierowca jechał bez świateł. Nie mogłeś go widzieć. Jej dotyk palił mu skórę. Wziął głęboki oddech. Lynn zabrała szybko rękę i schowała ją pod stołem, tak jakby żałowała swojego gestu. Od śmierci Bretta Lynn przestała używać mocnych perfum i mógł teraz czuć jej zapach. Lekki aromat miodu unoszący się dookoła niej był dziesięć razy sku- teczniejszy niż jakiekolwiek perfumy. Przestała też układać włosy we fryzury sek- sownego kociaka. Dzisiaj spływały lekkimi falami na jej ramiona. Miał ochotę zburzyć jej włosy tak jak tego dnia, kiedy kochali się na schodach. Nie, nie kochali. Uprawiali seks. Odchrząknął i skupił się znowu na pudełku z biżuterią, szukając w nim cze- goś, aż znalazł w końcu obrączki ślubne ojca i matki. Zamknął je w dłoni, czując żal po utracie rodziców, jakby to stało się wczoraj a nie wiele lat temu. Przypo- mniał sobie ostatnie słowa matki. Opiekuj się Brettem. Cokolwiek się stanie, nie pozwól im rozdzielić naszej rodziny. Otworzył dłoń i spojrzał na grawerowane obrączki. Lynn nachyliła się w jego stronę. - Są piękne. To niespotykany wzór. - Brett powiedział, że nie chciałaś nosić obrączki mojej matki. Lynn uniosła brwi ze zdziwienia. - Nigdy wcześniej tych obrączek nie widziałam. Sawyer podniósł mniejszy krążek.
|
Wątki
|