Ale twój idol, kurwo, premierem nie zostanie!O 9...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
22 Marian Mewa przekreślił listę AWS-u, zakreślił listę AWSL-u, splunął do środka, złożył i o 9.23 wrzucił kartę do urny.
Dopiero świadomość, że stało się, otrzeźwiła Mariana z amoku. Poczuł się jak Judasz Iskariota albo raczej jak Maryna, co wydała Janosika, a trochę też czuł się jak wspomniany Herostrates palący Świątynię Polskiej Demokracji. Marian nie zdawał sobie jednak sprawy, że jego ciśnięta do urny pochodnia niesie prometejski ogień nowej rewolucji, rewolucji, która na krótko, ale jednak, przyniesie niezapomniane chwile szczęścia milionom Polaków.
5. Szczur doświadczalny
 
 
Sześć i pół roku później.
19 stycznia 2004 roku. Godzina 19.15.
Czarny rządowy turbolot Daewoo WC Kaczka (przezywany tak ze względu na rzucające się w oczy podwinięte skrzydełka nadprzewodzących stabilizatorów) z charakterystycznym poszumem spuszczanej wody sunął aleją Grzegorza Kołodki w asyście czterech ciemnogranatowych turbolotów policyjnych. Na wysokości Europejskiego Centrum Finansowego, zbudowanego przez Elektrim Corporation na miejscu dawnego Portu Praskiego, konwój wzniósł się na estakadę biegnącego na ukos przez Wisłę mostu Świętokrzyskiego. Pułkownik inżynier Mirosław Kocoń, kierownik projektu badawczego o kryptonimie ZML przestał na chwilę bębnić palcami po plastykowej obudowie zasobnika i rzucił okiem przez pancerne okno turbolotu. Przez te kilka ostatnich lat Warszawa zmieniła się. Teraz aleją Kołodki przez most Świętokrzyski z jednostki wojskowej w Rembertowie, gdzie mieści się Instytut Telekomunikacji i Biofizyki Mózgu, do centrum można dojechać w dziesięć minut, oczywiście poza godzinami szczytu. Turbolot znalazł się właśnie w najwyższym punkcie łagodnej paraboli mostu i pułkownik Kocoń z przyjemnością podziwiał wieczorną panoramę stolicy. Widok był tak piękny, że napięcie związane z czekającym Koconia spotkaniem na kilka sekund ustąpiło błogostanowi beztroskiej kontemplacji. Charakterystyczne sylwetki wieżowców: Caress-Slider Industry, rombowato zakończony biurowiec Safetex Corporation, dwa bliźniacze walce hiszpańskiej spółki Prophyl Center SA, potężne gmaszysko niemieckiego koncernu Rimbacher Gummiwaren Fabrik, Gold Circle z seledynowymi liniami zewnętrznych szybów windowych, Mapa GmbH w budowie, Carter Products New York z rubinowo podświetlaną elewacją, no i oczywiście najwyższy, smukły Gigantex Jarroy London. To wszystko wysokościowce, które zajęły wolną przestrzeń Ogrodu Saskiego (w 2001 roku Rada Warszawy szczęśliwie zadecydowała, że bardziej jest potrzebne Warszawie nowoczesne centrum administracyjno-biurowe niż replika pałacu Saskiego, który stał na tym terenie przed wojną). Kocoń zawadził również wzrokiem o inne charakterystyczne zgrupowanie skajskrajperów, nazywane przez warszawiaków drugą Japonią - oczywiście w nawiązaniu do Wałęsowskiej przepowiedni, ale nieco nieścisłe było to określenie, gdyż na miejscu ohydnego socrealistycznego MDM-u, wyburzonego w 2002 roku, swoje budynki wybudowały również dwie spółki uciekinierów z przejętego przez Chiny Hongkongu - ten srebrzysty Touming Biyun-tao i biurowiec Cho-San z charakterystycznym świecącym fioletowym czubkiem. Pozostałe cudeńka architektury ze szkła i aluminium to także dzieła Japończyków: Manix Okamoto, Nakanishi Gomukogyo Osaka, Fuji Latex, Sagami Rubber Industries i kilka innych, których nazw Kocoń nie pamiętał.
Tak, w okresie rządów AWSL Warszawa zdecydowanie przekształciła się z pipidówka Europy Wschodniej w prawdziwą europejską aglomerację, a konsekwentna polityka prezydenta Kwaśniewskiego, uwieńczona przyjęciem do NATO i Unii Europejskiej, przyciągnęła zagraniczny kapitał i wzmogła inwestycje przedsiębiorców z całego świata. Ważnym czynnikiem przyspieszonego rozwoju było oczywiście zatwierdzenie przez sejm odważnej propozycji nieodżałowanego Grzegorza Kołodki dotyczącej wprowadzenia dobrowolnej składki podatkowej. Dzięki temu posunięciu Polska stała się tygrysem Europy, osiągając najwyższy wskaźnik rentowności inwestycji.
Konwój wiozący inżyniera Koconia przemknął nad zatłoczoną o tej porze, biegnącą wzdłuż Wisły Wisłostradą.
No, tak - pomyślał Kocoń patrząc na zegarek - 19.17, faceci z business class prosto po pracy walą do Ursynowskiego Centrum Rekreacji, Hazardu i Szybkiej Gastronomii. A baby? - wiadomo, na zakupy w Nadwiślańskiej Strefie Handlowej.
Istotnie, z drugiego poziomu ruchu Wisłostrady całymi sznureczkami odrywały się małe, opływowe łezki popularnych damskich turboleksów elektrycznych i spływały na połączone parkingi supermarketów tworzących jedną linię u podnóża skarpy Starego Miasta. Jeden za drugim jarzyły się kusząco olbrzymie neony: „Globi”, „E. Leclerc”, „Tip Discount”, „Hit Market”, „Geant” i kilka innych, niewidocznych z estakady zjazdowej mostu Świętokrzyskiego ze względu na zasłaniający częściowo widok stary most Śląsko-Dąbrowski. Pułkownik Kocoń poczuł, że chwila odprężenia minęła - konwój mknął już po górnym poziomie ulicy Świętokrzyskiej, a trzydzieści sekund później skręcił na rządowe pasmo trzeciego poziomu ulicy Marszałkowskiej. Kocoń spojrzał na Pałac Prezydencki. Niewiele świateł paliło się w części hotelowej na kondygnacjach poselskich. Prawdopodobnie w sali sejmowej (do 2001 roku Sala Kongresowa) trwały jakieś obrady.
Tak, zdecydowanie po zajęciu budynku na Wiejskiej przez Radę Nadzorczą Unii Europejskiej pomysł zaadaptowania Pałacu Kultury i Nauki na siedzibę władz centralnych był genialny, niezwykle usprawniający pracę sejmu, jak również zapewniający stały kontakt prezydenta z sejmem, poza tym to symboliczne położenie centralne Pałacu Prezydenckiego... - pomyślał Kocoń.
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.