Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
Twoje słowa mnie zasmuciły. Ale mam nadzieję, że nie porzuci Cię trędowaty, którego uzdrowiłeś, prześladowany, któremu przywróciłeś szacunek, samotny, któremu dałeś towarzyszkę, stęskniony za uczuciami, któremu otwarłeś Niebo i świat, ażeby znalazł i okazywał miłość... Nauczycielu... Co myślisz o Judaszu? W ubiegłym roku płakałeś przy mnie przez niego. Potem... Nie wiem... Nauczycielu, zostaw te dwie ważki, popatrz na mnie, posłuchaj. Nie powiedziałbym tego nikomu. Ani towarzyszom, ani przyjaciołom. Ale Tobie – tak. Nie udaje mi się kochać Judasza. Wyznaję to. On odpycha moje pragnienie miłowania go. Nie okazuje mi lekceważenia, nie, bo nawet pochlebia staremu Zelocie, w którym wyczuwa kogoś bardziej doświadczonego od pozostałych, pod względem znajomości ludzi. Ale ma swój sposób postępowania. Czy wydaje Ci się szczery? Powiedz mi to.»
Jezus milczy przez jakiś czas, jakby oczarowany dwoma ważkami, które spoczywają na powierzchni wody. Swoimi mieniącymi się skrzydełkami tworzą maleńką tęczę, cenną tęczę, która służy przyciągnięciu zaciekawionej muszki, niszczonej zaraz przez jedno z tych łapczywych żyjątek. Porywa je z kolei, w locie, czająca się ropucha czy żaba i pożera [ważki] razem z zabitą muszką. Jezus porusza się, podnosi, bo prawie leżał, przyglądając się małym dramatom natury, i mówi: «Tak to jest. Ważka ma swoje silne szczęki, aby żywić się roślinami, i silne skrzydła, ażeby zabijać muszki. Żaba zaś ma szerokie gardło, aby połykać ważki. Każdy ma swoje i swoim się posługuje. Chodźmy, Szymonie. Pozostali się budzą.» «Nie odpowiedziałeś mi, Panie. Nie chciałeś tego zrobić.» «Ależ odpowiedziałem ci! Mój stary mędrcu, rozważaj, a znajdziesz...» Jezus ponownie idzie w górę brzegiem i podchodzi do uczniów, którzy budzą się i szukają Go. 79. ZATARGI Z FARYZEUSZAMI. JEZUS PANEM SZABATU [por. Mt 12,1-8; Mk 2,23-28; Łk 6,1-5] Napisane 13 lipca 1945. A, 5640-5646 Wciąż to samo miejsce, ale słońce nie jest już tak nieubłagane, bo kieruje się ku zachodowi. «Musimy dojść do tamtego domu» – mówi Jezus. Idą. Dochodzą. Proszą o chleb i wypoczynek. Zarządca jednak odsyła ich szorstko. «Rasa filistyńska! Żmije! Zawsze tacy sami! Urodzili się z tego samego pnia i wydają zatruty owoc» – narzekają uczniowie wygłodzeni i zmęczeni. «Niech się wam zwróci to, co dajecie!» «Czemu uchybiacie miłości? To nie jest czas odwetu. Idźcie dalej. Jeszcze nie zapadła noc i nie umieracie z głodu. Trochę ofiary, ażeby te dusze zapragnęły Mnie...» – zachęca Jezus. Uczniowie jednak – sądzę, że bardziej ze złości niż z powodu nieznośnego głodu – wchodzą w sam środek pola i zabierają się do zrywania kłosów. Wyłuskują z nich ziarno na dłonie i jedzą. «Są dobre, Nauczycielu» – krzyczy Piotr. «Nie zjesz ich? A ponadto mają podwójny smak... Chciałbym zjeść wszystkie z całego pola.» «Masz rację! Przez to odczuliby, że nie dali nam chleba» – mówią i idą dalej pośród kłosów, jedząc ze smakiem. Jezus idzie sam po zakurzonej drodze. Jakieś pięć lub sześć metrów z tyłu kroczy Zelota z Bartłomiejem. Rozmawiają. Inne skrzyżowanie, z podrzędną drogą, która przecina drogę główną. Stoi w tym miejscu grupa nieprzystępnych faryzeuszy. Z pewnością powracają z obrzędów szabatowych, w których uczestniczyli w małej wiosce, widocznej na krańcu drogi podrzędnej, szerokiej, płaskiej, jakby była zwierzęciem leżącym na swojej norze. Jezus widzi ich, patrzy łagodnie i z uśmiechem pozdrawia: «Pokój niech będzie z wami.» Zamiast odpowiedzieć na pozdrowienie jeden z faryzeuszy pyta butnie: «Kim jesteś?» «Jezusem z Nazaretu.» «Widzicie, że to On?» – mówią do siebie. W tym czasie Natanael i Szymon zbliżają się do Nauczyciela, podczas gdy pozostali – idąc pomiędzy bruzdami – kierują się w stronę drogi. Jedzą jeszcze i mają w dłoniach ziarna pszenicy. Faryzeusz, który mówił jako pierwszy, być może najbardziej znaczący, ponownie odzywa się do Jezusa, który zatrzymał się, czekając na wysłuchanie reszty: «A! Zatem jesteś słynnym Jezusem z Nazaretu? Czemu to aż tutaj?» «Bo także tutaj są dusze, które trzeba ocalić.» «My wystarczymy do tego. Potrafimy zbawić nasze dusze i także dusze naszych podwładnych.» «Jeśli to prawda, robicie dobrze. Ja jednak zostałem posłany, aby głosić, nauczać i zbawiać.» «Posłany! Posłany! A kto nam to udowodni? Z pewnością nie Twoje czyny!» «Dlaczego tak mówisz? Nie zależy ci na Życiu?» «A, tak! Jesteś tym, który zadaje śmierć ludziom, którzy Cię nie adorują. Chcesz zatem zabić całą klasę kapłanów, faryzeuszy, uczonych w Piśmie i wielu innych, bo Cię nie adorują i nie będą Cię adorować nigdy. Nigdy, rozumiesz? Nigdy my, wybrańcy Izraela, nie będziemy Cię adorować. Ani też nie będziemy Cię lubić.» «Nie zmuszam was do miłowania Mnie, lecz mówię: “Adorujcie Boga”, bo...» «To znaczy Ciebie, gdyż Ty jesteś Bogiem, prawda? Ale my nie jesteśmy zawszonymi galilejskimi wieśniakami ani głupcami z Judy, którzy idą za Tobą, zapominając naszych rabinów...»
|
Wątki
|