155

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
Ów osobnik, o którym dopiero co przestałem mówić, przedtem zakochał się w tej królewnie, zyskał wzajemność i właśnie dlatego godził na życie cesarza, lecz bezskutecznie. Po powrocie z wygnania znowu za­pałał do niej miłością, i to jeszcze silniejszą.
Ja świetnie rozumiałem jego grę. Sądziłem jednak, że cesarz o tym nie wie. Choć raczej nie byłem tego zupełnie pewny. On sam wyprowa­dził mnie z błędu.
Pewnego razu towarzyszyłem cesarzowi, kiedy prowadzono go do niej. W orszaku znajdował się również jej kochanek. Ona przebywała wów­czas w swej komnacie, stała koło okratowanych, drzwi.
Zanim cesarz ją pocałował, zatrzymał się, myśląc o czymś i cały po­grążył się w zadumie. Tymczasem kochanek rzuca spojrzenie na ukocha­ną, dojrzawszy ją, uśmiecha się nieznacznie i daje jej jeszcze jakiś inny znak miłosny. Ponieważ twarz jego wyrażała wielkie zagubienie się, au­tokrator dotknął mnie lekko ręką w bok: ,,Widzisz - powiada - tego przewrotnego człowieka? Z tego, co przeszedł, nic go nie nauczyło". Słu­chając słów cesarza, od razu oblałem się rumieńcem. Cesarz podchodzi do nich obojga, a on nadal zachowuje się bezwstydnie i nadal patrzy na nią coraz zuchwalej.
Wszystko to spełzło na niczym, gdyż autokrator umarł, o czym póź­niej opowiem,w mej historii93. Z dwóch pozostałych osób sebasta została znowu sprowadzona do roli zakładniczki, a kochanek nadal goreje ogniem miłości w swych urojeniach.
156. Ponieważ moje dzieło charakteryzuje się tym, że zwykłem pozo­stawiać wiele spraw nie domówionych do końca w danym opowiadaniu, jeszcze raz powracam do cesarza, przedtem jednak skończę opowiadanie o cesarzowej Zoe, które doprowadzę do jej śmierci, po czym znowu przy­stąpię do innego tematu.
Jaka była ta księżniczka w młodości, tego nie wiem dokładnie. To, cze­go się dowiedziałem ze słyszenia, powierzyłem pismu już wcześniej w pewnym miejscu mego opowiadania94.
93 Por. VI 202-203.94 Por. VI 62.
SZCZEGÓLNE CECHY CHARAKTERU CESARZOWEJ ZOE
157. Kiedy się zestarzała, nie miała normalnego rozumu. Nie twierdzę, że gadała od rzeczy czy straciła zdrowy rozsądek. Mówię, że w ogóle nie miała najmniejszego pojęcia o żadnych sprawach i w ogóle była dotknię­ta cesarskim brakiem smaku. Gdyby nawet została ozdobiona jakąś zale­tą intelektualną, to i tak jej rozum nie pozostawiłby jej nietkniętej, lecz wyeksponowałby ją bardziej niż trzeba i sprawiłby, że zaleta okazałaby się maską duszy nie wrażliwej, lecz prymitywnej.
Pominiemy stosunek cesarzowej do Boga. Nie chcę tu jej oskarżać o nadmiar religijności. Osiągnęła tę cnotę w stopniu, którego nie można przekroczyć. W istocie cała tkwiła przy Bogu, wszystko wywodziła od Niego i wszystko do Niego sprowadzała - tak mówiłem, chwaląc ją w poprzednim rozdziale mej historii.
Poza tym sposób jej życia był albo miękki i gnuśny, albo surowy i skrajnie ascetyczny. Obie te cechy jej charakteru przechodziły jedna w druga bez żadnego powodu i w krótkim okresie.
Jeśli ktoś ujrzał ją znienacka, udawał, że pada, jakby porażony pio­runem (wielu odgrywało przed nią tę komedię), a ona natychmiast obda­rowywała go złotym diademem. Jeśli natomiast zaczął dziękować w zbyt wylewnych słowach, kazała z miejsca zakuć w żelazne kajdany.
Ponieważ wiedziała, że jej ojciec rozrzutnie szafował karą pozbawie­nia wzroku, zaledwie ktoś popełnił nawet najmniejsze wykroczenie, od razu wymierzała mu tę karę. Jeśli autokrator nie zachował w stosowaniu kary oślepienia umiaru, ona także bez najmniejszego powodu skazywała wielu na utratę oczu.
158. Była najbardziej hojna ze wszystkich kobiet i dlatego wszystko marnotrawiła w krótkim czasie, gdyż w stosowaniu tej pięknej cnoty nie zachowywała umiaru. Jedną ręką rozdawała złoto, a drugą wznosiła do Boga w intencji tego, kto jej owego złota przysparzał. Jeśli ktoś opowia­dał gorliwie wzniosie dzieje jej rodu, a zwłaszcza czyny jej stryja Bazylego, cieszyła się, a dusza jej od razu popadała w stan uniesienia.
Przekroczyła już siedemdziesiąty rok życia i nie miała, ani jednej zmarszczki na twarzy, lecz kwitła jak gdyby młodzieńczą pięknością, tylko jej ręce lekko się trzęsły i wpadały w drgawki. W ogóle nie dbała o upiększanie się jakimiś ozdobami. Nie nosiła ani złotej szaty, ani diade­mów, ani klejnotów na szyi, natomiast ubierała się nie ciężko, okrywała się lekką szatą.
159. Wcale nie uczestniczyła z cesarzem w zarządzaniu Cesarstwem, wręcz przeciwnie, wolała być całkowicie wolna od trudów związanych z administracją. Nie pociągały jej też prace stosowne dla kobiet, mam na myśli krosno, kądziel, wełnę i tkactwo.
Zajmowała się, i to szczególnie, jedną tylko rzeczą. Przykładała się do niej z całą troskliwością, mianowicie do składania ofiar Bogu. Nie mó-
wie tu o ofierze w postaci strzelistych aktów podzięki, o ofiarach w for­mie modłów i słów skruchy, lecz o ofiarach z wonnych olejków i z tego wszystkiego, co przybywa do naszego kraju z ziemi Indii i Egiptu.
160. Kiedy minął wyznaczony jej wiek życia i nadszedł czas śmierci, na krótko przedtem dał o tym znać jej zmieniający się stan fizyczny. Zanikła u niej całkowicie potrzeba przyjmowania pokarmów. Brak uczu­cia głodu powiększał się i spowodował w organizmie śmiertelną gorączkę. Ciało trawiło się samo i, by tak rzec, powoli marniało, zapowiadając bliską śmierć.
Cesarzowa natychmiast pomyślała o więźniach, zniosła długi, darowa­ła swym winowajcom kary, otworzyła skarbiec cesarski i pozwoliła, żeby wypłynęła jakby znajdująca się w nim rzeka złota. Tak rozproszono zło­to: rozrzutnie i bez miary.
Umierała krótko. Opuściła ziemski padół z prawie nie zmienioną twa­rzą, przeżywszy siedemdziesiąt dwa lata95.
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.