zakrętem rzeki...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
Ten mężczyzna na tratwie jest biały czy czarny?
Nie odpowiedziałem od razu. Chciałem, ale słowa jakoś ugrzęzły mi w gardle. Przez parę
sekund próbowałem zebrać siły, żeby raz to wreszcie z siebie wyrzucić, ale brak mi było odwagi;
myślę, że zając miałby jej więcej. Zobaczyłem, że słabnę, więc dałem spokój i powiedziałem:
– Jest biały, proszę pana.
– Hm, pojedziemy i zobaczymy sami.
– O, bardzo bym chciał, proszę pana – powiedziałem – bo na tratwie jest tatko, więc
gdybyście mi, panowie, pomogli przyholować tratwę do brzegu, tam gdzie widać światło... Tatko
jest chory i mama jest chora, i Mary-Ann też jest chora.
– Do diabła, chłopcze. Bardzo nam się śpieszy. No, ale trudno, nie ma rady. Machaj szybko
wiosłem, im prędzej się uwiniemy, tym dla nas lepiej.
Więc wzięliśmy za wiosła, ale po kilku uderzeniach odezwałem się znowu:
– Tatko będzie panom bardzo wdzięczny, słowo daję. Jak tylko kogo poproszę, żeby mi
pomógł przyholować tratwę do brzegu, zaraz ucieka, a sam w żaden sposób nie mogę dać rady.
– Co za podłość! Ale swoją drogą dziwna sprawa. Powiedz no, chłopcze, co jest z twoim
ojcem?
– Ma tylko... tylko... och, nic wielkiego.
Przestali wiosłować. Do tratwy było już całkiem blisko. Jeden z nich powiada:
– Chłopcze, kłamiesz. Co jest z twoim ojcem? Mów mi zaraz, tylko bez wykrętów. Lepiej na
tym wyjdziesz.
– Powiem prawdę, słowo daję, że powiem, tylko nie zostawiajcie nas samych, panowie!
Ojciec ma... ma... och, panowie, gdybyście popłynęli przodem i wzięli cumę, wcale nie będziecie
musieli zbliżać się do tratwy... Proszę was, proszę!...
– Wiosłuj do tyłu, John, do tyłu! – powiedział jeden. Oddalili się ode mnie o kilka jardów. –
Nie zbliżaj się do nas, chłopcze. Trzymaj się po zawietrznej! Niech to diabli, wiatr z pewnością
przywiał już do nas to paskudztwo. Twój ojciec ma ospę i ty dobrze o tym wiesz. Dlaczegoś nam
od razu nie powiedział?! Czy chcesz rozwlec zarazę po całej okolicy?
88
– No, tak – odparłem płaczliwie – przedtem wszystkim mówiłem, a jak komu powiedziałem,
zaraz uciekał i tyle go było...
– Biedaczysko, to naprawdę przykra sprawa. Bardzo ci, chłopcze, współczujemy, ale
widzisz... hm... Niech to diabli, nie chcemy przecież złapać ospy! Słuchaj, mały, powiem ci, co
zrobisz. Nie próbuj sam lądować, bo roztrzaskasz tratwę w kawałki. Płyń dalej z prądem, a po
mniej więcej dwudziestu milach zobaczysz na lewym brzegu miasto. Będzie już wtedy dobrze po
wschodzie słońca. I pamiętaj: jak poprosisz ludzi, żeby ci pomogli wylądować, powiesz im, że ci
się rodzina pochorowała z przeziębienia i leży w gorączce. Nie bądź głupi i nie zdradzaj, co to za
choroba. Staramy się dać ci dobrą radę, więc w zamian oddal się o te dwadzieścia mil w dół
rzeki. Gdybyś wylądował tam, gdzie widać to światło, nic by ci z tego nie przyszło, bo to tylko
skład drzewa. Słuchaj, u twojego ojca pewnie się nie przelewa i trzeba przyznać, że jest w
ciężkich tarapatach. Masz, kładę na tej desce złote dwadzieścia dolarów. Schwyć je, jak będzie
koło ciebie przepływała. Przykro mi, że cię tak zostawiam, ale z ospą nie ma żartów, chyba
rozumiesz?
– Czekaj, Parker – powiedział drugi mężczyzna. – Masz tu dwadzieścia dolarów ode mnie,
połóż je obok na desce. Bywaj, chłopcze! Zrób, jak ci pan Parker radzi, a wszystko będzie
dobrze.
– Tak, tak, chłopcze. Bywaj! A gdybyś zobaczył gdzie po drodze jakichś zbiegłych
Murzynów, przywołaj pomoc i łap ich. Zarobisz na tym coś niecoś.
– Do widzenia panom – odparłem. – Już ja tam nie przepuszczę żadnemu zbiegłemu
Murzynowi!
Odjechali, a ja wróciłem na tratwę. Było mi przykro i źle, bo wiedziałem, że postąpiłem
nikczemnie, a co gorsza zrozumiałem, że choćbym nie wiem jak starał się postępować dobrze i
tak się to na nic nie zda; człowiek, co nie zaczął postępować dobrze jeszcze w maleńkości, nie
ma żadnych widoków – kiedy przyjdzie co do czego, całkiem się traci, nie znajduje nic, co by go
mogło podtrzymać na dobrej drodze, i w końcu przegrywa z kretesem. Potem pomyślałem chwilę
i mówię sobie: czekaj! Dajmy na to, żeś postąpił słusznie i wydał Jima; czy byłoby ci z tym lżej
na sercu, niż ci jest teraz? Nie – odparłem. – Byłoby mi tak samo ciężko na sercu, jak mi jest
teraz. W takim razie – mówię sobie dalej – po co miałbym się uczyć postępować dobrze, kiedy to
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.