Witaj, Mataganie...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
W taki upał nie sposób odmówić - odrzekł Jondalar, chwytając pojemnik. Uniósł go nad głowę i pozwolił, by chłodna struga spłynęła wprost do jego gardła. - Jak tam noga? - zapytał, oddając torbę Ayli.
- Coraz lepiej. Pewnie wkrótce będę mógł wyrzucić ten kij - odparł z uśmiechem Matagan. - Miałem nosić wodę jedynie do ludzi z Piątej Jaskini, ale zauważyłem moją ulubioną uzdrowicielkę i postanowiłem trochę nagiąć zasady. Jak się czujesz, Aylo?
- Świetnie. Właśnie przed chwilą wyczułam pierwszy ruch dziecka. Rośnie - stwierdziła zwięźle. - Jak sądzisz, kto prowadzi?
- Trudno powiedzieć. Czternasta ma już parę koszy, ale Trzecia właśnie ustawiła nowe stanowisko do pracy.
- A jak tam Dziewiąta? - zainteresował się Jondalar.
- Moim zdaniem macie szansę, ale postawię raczej na Piątą - odrzekł młodzieniec.
- Jesteś uprzedzony. Myślisz tylko o nagrodzie - zaśmiał się łupacz krzemieni. - Co włożyła do puli Piąta Jaskinia?
- Suszone mięso dwóch żubrów zabitych na pierwszym polowaniu, tuzin oszczepów i wielką drewnianą misę wyrzeźbioną przez naszego najlepszego rzemieślnika. A Dziewiąta?
- Spory pojemnik wina Marthony, pięć brzozowych, ozdobnych miotaczy oszczepów i dwa duże kosze uplecione przez Salovę - jeden pełen orzechów laskowych, a drugi jabłek.
- Jeśli Piąta wygra, spróbuję powalczyć o wino Marthony. Mam nadzieję, że kości będą dla mnie łaskawe. Kiedy pozbędę się tego badyla - powiedział, unosząc ku górze kulę - wrócę do namiotu mężczyzn. W zasadzie już mógłbym wrócić, z kulą czy bez, ale matka nie chce mnie puścić. Jest cudowna, dba o mnie jak nikt inny, ale zaczynam mieć dość jej troskliwości. Od czasu wypadku traktuje mnie tak, jakbym miał pięć lat - poskarżył się Matagan.
- Nie możesz jej winić - wtrąciła Ayla.
- I nie winie. Rozumiem ją, ale i tak chcę wracać do mężczyzn. Zaprosiłbym cię nawet na biesiadę, kiedy wygram to wino, ale ty już masz partnerkę, Jondalarze.
- Dzięki, ale odmówiłbym tak czy inaczej. Mam dość męskiego towarzystwa. Pewnego dnia, kiedy sam będziesz miał partnerkę, przekonasz się, że nie jest to takie straszne, jak ci się dzisiaj wydaje.
- Niestety, zabrałeś mi sprzed nosa kobietę, którą chciałbym mieć - odparł młodzieniec, spoglądając prowokacyjnie na Aylę. - A gdybym ją miał, do głowy by mi nie przyszło, żeby mieszkać w namiocie mężczyzn. Kiedy patrzyłem na Aylę podczas Zaślubin, myślałem sobie, że jest najpiękniejszą kobietą, jaką w życiu widziałem. Nie wierzyłem własnym oczom. Sądzę, że wszyscy mężczyźni chcieli wtedy być na twoim miejscu, Jondalarze.
Matagan, który z początku odnosił się do znachorki z wielką nieśmiałością, nabrał odwagi po wielu dniach wizyt, które Ayla składała w chacie Zelandoni, by pielęgnować jego ranę. Z czasem ujawnił się w pełni jego wrodzony urok.
- Posłuchaj go tylko - zaśmiała się uzdrowicielka, klepiąc się po pękatym brzuchu. - Też mi "piękność". Stara kobieta z wielkim bębnem.
- Dzięki niemu jesteś jeszcze piękniejsza. A ja zawsze lubiłem starsze kobiety. I pewnie wybiorę właśnie taką, jeżeli tylko będzie podobna do ciebie - odparł Matagan.
Jondalar uśmiechnął się do młodzieńca, który żywo przypominał mu Thonolana. Fakt, że Matagan durzył się w Ayli, był dość oczywisty. Widać było także, że wyrośnie na zdobywcę niewieścich serc, co mogło okazać się ważne, gdyby do końca życia miał pozostać chromy.
- Naprawdę jesteś moją ulubioną uzdrowicielką. - Matagan spojrzał na Aylę z powagą. - Kiedy towarzysze dźwigali mnie na noszach, ocknąłem się kilka razy i gdy widziałem twoją twarz, myślałem, że śnię. Wydawało mi się, że Wielka Matka zesłała po mnie najpiękniejszą donii. Jestem pewien, że ocaliłaś mi życie, Aylo. Gdyby nie twój kunszt, pewnie nigdy nie chodziłbym o własnych siłach.
- Po prostu byłam w pobliżu i zrobiłam, co do mnie należało - odrzekła skromnie znachorka.
- Możliwe, ale jeśli kiedykolwiek będziesz czegoś potrzebować... - Młodzian zarumienił się i spuścił głowę. Trudno mu było powiedzieć to, co naprawdę miał na myśli. Po chwili jednak spojrzał jej w oczy. - Jeżeli kiedykolwiek będziesz czegoś potrzebować, wystarczy, że poprosisz.
- Pamiętam czasy, kiedy sam myślałem, że Ayla jest donii - wtrącił Jondalar, by rozładować niezręczną sytuację. - Pewnie nie wiesz, ale to ona pozszywała mnie po walce z lwem. Pamiętam, że cały Obóz S'Armunai uważał Aylę za wcielenie samej Matki, za żywą Donii, która zstąpiła na ziemię, żeby pomagać swoim dzieciom. Zresztą moim zdaniem to może być prawda - sądząc po tym, jak zakochują się w niej kolejno wszyscy mężczyźni...
- Jondalarze! Przestań wciskać Mataganowi takie bzdury - skarciła go Ayla. - Lepiej zabierzmy się do roboty, bo Dziewiąta Jaskinia rzeczywiście przegra. Poza tym chciałabym zatrzymać trochę ziarna dla naszych koni, a może i dla źrebaka. Cieszę się, że zebraliśmy sporo żyta, kiedy dojrzało, ale one mimo wszystko wolą owies.
Znachorka zajrzała do koszyka, który zawiesiła sobie na szyi, by mieć wolne ręce, a potem chwyciła mocno kamień i wzięła się do pracy. Wolną ręką złapała pęczek łodyg, a drugą ścisnęła je między kamieniem a dłonią, tuż pod pierwszymi ziarnami. Płynnym ruchem przeciągnęła wiązkę pod ostrym i twardym kamieniem, który gładko oddzielił nasiona. Zsypała je do koszyka i sięgnęła po kolejny pęczek dzikiego owsa.
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.