Układając się już na spoczynek, książę rozmyślał, co z rozmowy z jarlem powtórzyć może Świętosławie...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
Iście nie wszystko. Wiedział, że mimo gniewu i zawziętości - nie zgodziłaby się zdradą zgubić człowieka, któremu trudno byłoby sprostać w otwartej walce, a na nią nie mógł sobie pozwolić. Z przykrością myślał, że po raz pierwszy w życiu nieszczery musi być wobec siostry. Myśl o tym gnębiła go nawet we śnie i odczuł ulgę diopiero, gdy łodzie, niosące ich oboje, skierowały się w odmienne strony. I on nie umiał się przytajać. Patrząc na stojącego na pomoście Sigwalda, mruknął do siebie:
- Gad!
 
 
III
 
Pożegnawszy księcia, Jaskotel z wojskiem ruszył do Poznania. Ciągnęli wolno, coraz krótsze dni skracała jeszcze jesienna plucha, często zmuszając do wcześniejszego stawania na noclegi, gdy w niewielkich osadach zazwyczaj jeno dla starszyzny miejsca pod dachem starczyło, rozbijanie zaś obozu zajmowało sporo czasu.
Sporo czasu miał też Jaskotel na rozmyślania. Słota nie sprzyjała rozmowie w podróży, po wybuchu rozpaczy Sobiebór zamknął się w ponurym zamyśleniu, Wilczek nigdy nie był mowny. Z innych towarzyszy coraz to odłączał się któryś z bliższej osady, by spocząć pod własnym dachem, nie czekając na podział łupów, którego Jaskotel po sprzedaży wziętych niewolników miał dokonać w Poznaniu. Odłączył się wkrótce i Wilczek, Jaskotel przeto, stanąwszy na nocleg, siadywał sam, gdy zrzuciwszy przemokłe szaty czekał, aż pachołek przyniesie mu wieczerzę.
Za młodu, w burzliwym okresie swego bujnego życia, Jaskotel lubił czasami wyrwać się z jego zamętu i z ubocza patrzeć na świat jak dziecko, które, wymknąwszy się spod rodzicielskiej opieki, idzie przed siebie, nigdzie nie zmierzając. Ogląda po drodze każdy kamyk w strumyku, każdy kwiatek przy ścieżce, każdego ptaszka na gałęzi. Nie spieszy się donikąd, żyje. I wtedy to Jaskotel piosnki swe układał, a właściwie składały się same z szumu wiatru, ptasiej pieśni czy szmeru strumyka.
Od lat już, od powrotu z dobrowolnego wygnania, nie miał takich chwwil samotności. Teraz wreszcie mógł myślom dać folgę, by płynęły, jak chcą, bez celu, ale ze smutkiem spostrzegł, że już nie potrafi. Czepiały się bieżących spraw lub wracały w przeszłość. Czyżby już starość? Jeszcze ni jeden siwy włos nie świecił w bujnych jego kędziorach, sprawne ciało nie wypominało trudów wyprawy, mógł, jak ongiś, przebaraszkować noc przy miodzie i pieśni i na koń siadać, jakby z łoża wstał. Jeszcze czterdzieści godów nie przeszło mu nad głową, zda mu się, niedawno najmłodszy był w dróżynie; a z ówczesnych towarzyszy nie ma już omal nikogo. Za rok, dwa właśni jego synowie będą tymi najmłodszymi, by z kolei, równie szybko jak on, osiągnąć dostojeństwa i bogactwa, żyć wojną, z wojny i dla wojny, stając się najlepszym w ręku księcia mieczem. Zadumał się. A jeśli miecz stanie się zbędny? Niezbyt w to wierzył, wiele jeszcze spraw jeno siłą można załadzić. Ale Ottonowe państwo pokoju musi być czymś więcej niż mrzonką młodzika, skoro książę współdziałać z nim postanowił, a Stoigniew porzucił miecz dla zamierzeń, których mieczem przeprowadzić się nie da.
Stary Audun chował synów tylko dla wojny, bez której sam nie wyobrażał sobie życia. Jaskotel był już inny. Wojna przestała być dla niego podniecającą przygodą, a stała się nawykiem. Ale może da się odwyknąć. Czeka na niego dom, małżonka, mały synek, którego wychować może inaczej. Lubi psy i konie, biesiady i łowy, jest czym życie wypełnić.
Ale co poczną tacy jak Wilczek? Jeśli człeka można do miecza przyrównać, to właśnie jego. Twardy, zimny, milczący, bezlitosny, posłuszny każdemu rozkazowi. Od najmłodszych lat zamknięty w sobie odludek, rozstali się wcześnie, spotykali się rzadko, mało znał tego brata. W czasie wyprawy starał się zbliżyć do niego, ale jak można przejrzeć człeka, który nigdy nie mówi o sobie, a nawet niczym nie zdradzi, czy go coś boli lub cieszy, nie zna niczego krom obowiązku, jeśli przyjdzie - to po rozkazy.
`nv
Iii (cd.)
 
Sądził, że się zbliżą w powrotnej drodze, gdy społem siadywali bezczynnie w długie wieczory. Wilczek jednak sam nie mówił nic, a słuchał nieporuszony, tak że Jaskotela odchodziła ochota do gadania. Ale zdało mu się, że dopukał się jakiejś rysy w tym kamieniu. Gdy mówił o swym małym synku, coś się w Wilczku poruszyło, nawet rzucił parę pytań. Co mogło twardego samotnika zajmować w dziecięciu, które widział zaledwie kilka razy, jeśli nie tęsknota do posiadania własnego? Jednak gdy Jaskotel mówić zaczął o Michałowym weselu i napomknął, że czas by był Wilczkowi pojąć małżonkę, szorstko odparł, że mu to nie w myśli. Jaskotel nie czuł się dotknięty i wyczuwał, że za szorstkością coś się kryje. Powiedział:
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.