- To dziecinne podejście...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
Niegodne Vadhagha. Cóż takiego jeszcze zrobił ci Glandyth?
Corum uświadomił sobie, że nie powiedział jej jeszcze niczego, a ona, żyjąc w tak odludnym miejscu, odcięta od całego świata, podobnie jak kiedyś Vadhaghowie, nie mogła nic wiedzieć.
- Zgładził wszystkich Vadhaghów - powiedział. - Glandyth zniszczył mój lud i zabiłby mnie, gdyby nie twój przyjaciel, Gigant z Laahr.
- On to zrobił?... -jej głos był niewyraźny. Wiadomość była dla Margrabiny szokiem.
- Wybił cały mój lud.
- Dlaczego? Czy wojowaliście z tym Glandythem?
- Nie wiedzieliśmy nawet o jego istnieniu. Nie przyszło nam do głowy, by wystawiać warty przeciwko Mabdenom. Wydawali się tylko zwierzętami, niezdolnymi sięgnąć nas w naszych zamkach. Lecz skruszyli je. Wszyscy Vadhaghowie, prócz mnie, są martwi, podobnie jak ci Nhadraghowie, którzy nie chcieli zostać ich uniżonymi niewolnikami.
- Czy to ci Mabdenowie, których król zwany jest Lyr-a-Brode z Kalenwyr?
- To oni.
- Też nie wiedziałam, że stali się tacy potężni. Przypuszczałam, że to Szczepy Pony cię porwały i zastanawiałam się długo, jak to się stało, że zawędrowałeś sam tak daleko od najbliższego zamku Vadhaghów.
- Jaki to zamek? - Przez chwilę w Corumie kołatała nadzieja, że może są jeszcze jacyś żywi Vadhaghowie, mieszkający bardziej na zachód, o których nie słyszał.
- Nazywany jest Zamkiem Eran, Erin, jakoÅ› tak.
- Erorn?
- Tak. To brzmi jak właściwa nazwa. Ponad pięćset mil stąd...
- Pięćset mil? To aż tak daleko jestem? Gigant z Laahr zaniósł mnie o wiele dalej, niż sądziłem. Zamek, o którym wspomniałaś, był naszym zamkiem, pani. Mabdenowie go zniszczyli. Sporo czasu mi zabierze, o wiele więcej niż myślałem, powrót i znalezienie Hrabiego Glandytha i jego Denledhyssów.
Nagle dotarło do niego, jak bardzo jest samotny. Zupełnie tak, jakby trafił do innego wymiaru, gdzie wszyscy byliby mu obcy. Nic nie wiedział o tym świecie. O świecie, którym rządzili Mabdenowie. Jaka dumna była jego rasa. Jaka była głupia. Gdyby tylko skupili się na gromadzeniu wiedzy praktycznej o otaczającym ich świecie, miast zgłębiać abstrakcje...
Corum opuścił głowę.
Rhalina zdawała się rozumieć jego rozterki. Dotknęła lekko ramienia zamyślonego.
- Chodź, Książę Vadhaghów. Musisz coś zjeść.
Pozwolił się zaprowadzić do innego pokoju, gdzie nakryto już stół dla nich obojga. Żywność - głównie owoce i przetworzone jadalne rośliny morskie - bardziej przypadły mu do gustu niż jakiekolwiek znane dotąd potrawy Mabdenów. Poczuł, że jest bardzo głodny i zmęczony. Jego myśli były rozbiegane i jedynym ich pewnikiem była nienawiść do Glandytha i pomsta, którą zamierzał na nim wziąć tak szybko, jak tylko będzie to możliwe.
Nie rozmawiali podczas jedzenia, a Margrabina przypatrywała się jego twarzy przez cały czas, parokrotnie rozchylając usta, by coś powiedzieć, lecz w końcu rezygnowała.
Pokój, w którym jedli, był niewielki, ozdobiony umiejętnie wyszywanymi, pięknymi gobelinami. Gdy skończył jeść, zaczął się im przyglądać, lecz przedstawione na tkaninach sceny rozmywały mu się przed okiem. Spojrzał Pytająco na Margrabinę, jej twarz jednak niczego nie wyrażała. Głowa Coruma zrobiła się ciężka i stracił panowanie nad swoim ciałem.
Usiłował wymówić jakieś słowa, lecz te nie zabrzmiały.
Został znarkotyzowany.
Kobieta zatruła jego jedzenie.
Raz jeszcze pozwolił Mabdenom, by uczynili go swoją ofiarą.
Wtulił głowę w ramiona i zapadł w głęboki sen.
Znowu śnił.
 
Zobaczył Zamek Erorn takim, jakim go zostawił wyjeżdżając po raz pierwszy. Zobaczył mądrą twarz swojego ojca, który coś mówił, i usiłował nadaremnie dosłyszeć odpowiedź. Zobaczył swoją matkę przy pracy, piszącą swą ostatnią rozprawę matematyczną. Zobaczył swoje siostry, tańczące w takt nowej kompozycji stryja.
Atmosfera była radosna.
Lecz nagle dotarło do niego, że wcale nie rozumie sensu ich zajęć. Wydawali mu się bardzo obcy i do niczego niepodobni. Byli jak dzieci podczas zabawy, nieświadome, że skrada się ku nim dzika bestia.
Chciał krzyczeć, ostrzec ich, lecz nie miał głosu.
Zobaczył ogień rozprzestrzeniający się po pokojach. Zobaczył wojowników mabdeńskich wpadających przez nie domknięte bramy, przy których nie czuwali mieszkańcy. Rechocząc radośnie Mabdenowie przykładali płonące pochodnie do mebli i wiszących jedwabnych ozdób.
Znów dostrzegł swych bliskich. Zauważyli już ogień i spieszyli zlokalizować jego źródło.
Jego ojciec wszedł do pokoju, gdzie Glandyth-a-Krae zrzucał książki na stos, który usypał już na środku pomieszczenia. Stary książę spojrzał ze zdziwieniem, gdy Glandyth podpalił książki. Usta poruszyły się, a oczy spojrzały pytająco - w prawie uprzejmym zdumieniu.
Glandyth odwrócił się w jego stronę. Zbliżył się podnosząc topór...
Corum ujrzał matkę. Dwóch Mabdenów trzymało ją, podczas gdy trzeci poruszał się rytmicznie w dół i w górę na jej nagim ciele...
Spróbował wedrzeć się w obraz, lecz coś go przytrzymywało.
Zobaczył swoje siostry i kuzynkę, które spotkał ten sam los co matkę. I znowu droga ku nim była zablokowana przez coś niewidzialnego.
Szamotał się, by pokonać barierę, kiedy Mabdenowie podcinali dziewczętom gardła. Ich ciała skręcały się z bólu. Zmarły jak zarżnięte łanie.
Corum zatkał.
 
Wciąż łkał jeszcze, lecz leżał teraz na czymś miękkim i ciepłym, jak żywe ludzkie ciało i skądś, jakby z bardzo daleka, dochodził go niosący ukojenie głos.
Dotknięto jego włosów, pogłaskano go, zakołysano nim łagodnie... Był w wygodnym łóżku, a głowa spoczywała na piersiach kobiety.
Spróbował się uwolnić, lecz trzymała go mocno.
Znów zaczął łkać, tym razem ciszej. Jego ciałem wstrząsnęły silne dreszcze. Po chwili zasnął ponownie.
 
Obudził się z poczuciem gniewu. Czuł, że spał zbyt długo, że musi wstać i zacząć coś robić. Uniósł się na wpół z pościeli, po czym opadł znów na poduszkę.
Z wolna docierało do niego, że czuje się dość wypoczęty. Po raz pierwszy, odkąd wyruszył na wyprawę, czuł się dobrze, był pełen energii. Nawet mrok w jego umyśle zdawał się rozpraszać.
Tak więc Margrabina podała mu narkotyk, lecz jak widział to teraz, miał on go uśpić i pomóc zregenerować siły.
Lecz ile dni spał?
WÄ…tki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak ciÄ™ zÅ‚apiÄ…, to znaczy, że oszukiwaÅ‚eÅ›. Jak nie, to znaczy, że posÅ‚użyÅ‚eÅ› siÄ™ odpowiedniÄ… taktykÄ….