takiego związku może być potomstwo...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
Spojrzał na Marianne, zastanawiając
TL R
się, czy chciałby mieć z nią syna. Jego ciało od razu dało mu odpowiedź, w
typowy zresztą sposób. Ta reakcja go zszokowała. – W ciążę? – powtórzył
powoli.
– To się zdarza – powiedziała chłodno, z porażającym spokojem. – A
może nigdy ci to nie przyszło do głowy? – zapytała, zastanawiając się
jednocześnie, ilu kobietom składał podobnie niestosowną propozycję.
– Nigdy wcześniej nie pozwoliłem sobie na to, by doprowadzić się do
takiego szaleństwa, żeby narażać na szwank dziewicę, a mówiąc inaczej,
nigdy nikogo nie pragnąłem tak jak ciebie – wyłożył karty na stół. To była
jego ostateczna deklaracja. Nic więcej nie miał do zaoferowania.

100
Marianne rozumiała to doskonale. Wyprostowała się i powiedziała
sztywno:
– Przykro mi, naprawdę bardzo mi przykro, że masz o mnie takie zdanie.
Przykro mi, że tak żałośnie nisko cenisz moja osobę i nie czujesz żadnych
oporów przed złożeniem mi takiej propozycji. Cóż, pewnie sama nie jestem
bez winy, bo musiałam ci podsunąć jakieś powody, byś mógł pomyśleć, że ją
zaakceptuję. Za to nieporozumienie bardzo przepraszam. Nie zdawałam sobie
sprawy, że tak szybko można sobie zapracować na opinię kobiety łatwej...
utrzymanki... dziwki.
– Marianne, to naprawdę ostatnia rzecz, jaką bym o tobie pomyślał! –
zawołał wystraszony takim obrotem sprawy.
– Ach tak? – Roześmiała się przez łzy. – Założę się, że już nieraz
wygłaszałeś tę swoją kwestię i że nawet już nie pamiętasz imion wszystkich
kobiet, którym złożyłeś taką propozycję.
– Ale... – Ward otworzył usta, żeby jej to wyjaśnić, ale właściwie co?
Sprawa nie potoczyła się tak, jak sobie zaplanował. W ogóle nic tu się nie
toczyło zgodnie z jego planem, wszystko wymknęło się spod kontroli.
TL R
Marianne miała w oczach łzy. Na litość boską, przecież nie chciał jej zranić. –
Spróbuj zrozumieć... – Wyciągnął do niej rękę.
– Nie! Nie dotykaj mnie! – Nie potrafiła dłużej powstrzymać łez.
Gwałtownie odsunęła się od Warda. – Zrobiłam z siebie idiotkę, a może nawet
jeszcze gorzej, bo przecież nie bez powodu złożyłeś mi taką propozycję. Ale
nie mam najmniejszego zamiaru zostać kochanicą bogatego nafciarza. O nie,
dziękuję bardzo!
– Posłuchaj... – zaczął, podchodząc do niej.
Cofnęła się jeszcze bardziej, wyciągając przed siebie wyprostowane
ręce. Zwykle nic sobie nie robił z takich gestów, ale teraz zatrzymał się, a

101
nawet cofnął, jakby wyrosła przed nim nieprzebyta ściana. To było bolesne
odczucie. Znów cofnął się nieco. Brzeg rzeki okazał się śliski i Ward z
głośnym pluskiem wpadł do wody. Marianne pożegnała go wzrokiem, po
czym podbiegła do swojego konia, odczepiła cugle od drzewa i wdrapała się
na siodło. Z oczami pełnymi łez ruszyła przed siebie.
Gdy Ward wygramolił się z wody, zobaczył, jak Marianne pędzi przez
łąki i pastwiska w stronę rancza. Nigdy nie przypuszczał, że kiedykolwiek w
życiu poczuje się jeszcze tak do cna nieszczęśliwy, przybity swoim
zachowaniem, po prostu głupi. Ta propozycja naprawdę wydawała mu się
dobrym pomysłem dla niego i Marianne. Nie rozumiał, do czego była
kobietom potrzebna ta cała stabilizacja. Dlaczego nie mogły się po prostu
dobrze bawić jak faceci? Wtedy wyobraził sobie, jak Marianne dobrze się
bawi z innym facetem, i twarz poczerwieniała mu ze złości. Ostatnio nie
rozumiał sam siebie, ale widok Marianne odjeżdżającej konno tylko po to, by
zaraz pojechać znacznie dalej i na zawsze opuścić ranczo, sprawił, że poczuł
w środku straszliwą pustkę.
Ona także czuła w sobie tę samą pustkę, choć przecież taka
TL R
wspaniałomyślna i hojna oferta powinna jej być może schlebić. Jednak czuła
tylko smutek i żal. Jaka ty jesteś głupia, pomyślała. Najpierw pozwalasz mu
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.