Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
To będzie kosztowało pięćset funtów w złocie lub pięć funtów rubinów, płatne z góry.
— Co takiego? — A dlaczego by nie? — zapytaÅ‚ lodowato Carolinus. — To uczciwa cena. — Ależ ja. . . — Jim prawie wyjÄ…kaÅ‚ — nie mam zÅ‚ota. . . ani rubinów. — Nie traćmy czasu! — rzuciÅ‚ przez zÄ™by Carolinus. — Jasne, że masz. Jaki byÅ‚by z ciebie smok, gdybyÅ› nie posiadaÅ‚ skarbów? — Ale to prawda! — upieraÅ‚ siÄ™ Jim. — Może ten Gorbash ma gdzieÅ› jakieÅ› skarby. A jeÅ›li nawet, to i tak nie wiem gdzie. — Bzdura. Mimo to chcÄ™ być rozsÄ…dny. Czterysta sześćdziesiÄ…t funtów w zÅ‚o- cie. — Przecież mówiÄ™, że nie mam skarbu. — Dobrze. Czterysta dwadzieÅ›cia pięć, ale ostrzegam ciÄ™, że ani funta mniej. Nie mogÄ™ pobierać niższych honorariów i jednoczeÅ›nie utrzymywać siÄ™ z tego. — Nie mam skarbu! — Czterysta, wobec tego, i niech klÄ…twa czarodzieja. . . zaraz, zaraz. Chcesz przez to powiedzieć, że naprawdÄ™ nie wiesz, gdzie znajduje siÄ™ ten skarb Gorbasha? — To wÅ‚aÅ›nie usiÅ‚owaÅ‚em ci powiedzieć. — Jeszcze jeden klient po proÅ›bie! — wybuchnÄ…Å‚ Carolinus, wÅ›ciekle wygra- żajÄ…c w powietrzu koÅ›cistymi pięściami. — Co siÄ™ dzieje w Wydziale Kontroli? 28 Odpowiedzcie mi! — Przykro nam — odparÅ‚ ten sam tubalny gÅ‚os znikÄ…d. — No, tak! — sapnÄ…Å‚ Carolinus, uspokoiwszy siÄ™ nieco. — Å»eby to siÄ™ wiÄ™cej nie powtórzyÅ‚o, przynajmniej przez najbliższe dziesięć dni. — Ponownie zwróciÅ‚ siÄ™ do Jima: — Nie masz w ogóle nic, czym mógÅ‚byÅ› zapÅ‚acić? — No cóż — zaczÄ…Å‚ ostrożnie Jim — myÅ›laÅ‚em wÅ‚aÅ›nie o twoim bolÄ…cym brzuchu. . . Czy ból przechodzi po jedzeniu? — Tak — przyznaÅ‚ Carolinus — istotnie przechodzi na jakiÅ› czas. — Chyba masz dolegliwość, którÄ… tam, skÄ…d pochodzimy, nazywajÄ… wrzodem żoÅ‚Ä…dka. Ludzie, którym życie i praca upÅ‚ywajÄ… w dużym napiÄ™ciu nerwowym, czÄ™sto na to cierpiÄ…. — Ludzie? — Carolinus popatrzyÅ‚ na niego podejrzliwie. — Czy smoki? — W moim Å›wiecie nie ma żadnych smoków. — No już dobrze, dobrze — rzekÅ‚ Carolinus w rozdrażnieniu — nie musisz aż tak naciÄ…gać prawdy. WierzÄ™ ci w kwestii tego diabÅ‚a w żoÅ‚Ä…dku. Tak siÄ™ tylko upewniaÅ‚em, czy wiesz, o czym mówisz. NapiÄ™cie nerwowe — ot, co! Jak egzor-cyzmujecie te wrzody? — Mlekiem — odparÅ‚ Jim — szklanka krowiego mleka sześć do oÅ›miu razy dziennie, aż objawy ustÄ…piÄ…. — Ha! Carolinus obróciÅ‚ siÄ™ na piÄ™cie, pomknÄ…Å‚ ku Å›ciennej półce i zdjÄ…Å‚ z niej czarnÄ… butelkÄ™. OdkorkowaÅ‚ jÄ… i do zakurzonej szklanej czary nalaÅ‚ czegoÅ›, co przypominaÅ‚o czerwone wino. NastÄ™pnie uniósÅ‚ czarÄ™ pod Å›wiatÅ‚o. — Mleko — powiedziaÅ‚. Czerwony pÅ‚yn staÅ‚ siÄ™ biaÅ‚y. WypiÅ‚ go duszkiem. — Hmmm! — staÅ‚ z gÅ‚owÄ… przekrzywionÄ… na bok i czekaÅ‚. — Hmmm. . . Powoli jego broda rozstÄ™powaÅ‚a siÄ™ w uÅ›miechu. — Ależ tak, doprawdy wierzÄ™ — wyrzekÅ‚ niemal Å‚agodnie — to pomaga. Tak, na Moce! Pomaga! OdwróciÅ‚ siÄ™, caÅ‚y rozpromieniony. — WyÅ›mienite! Krowia natura mleka dziaÅ‚a wyjÄ…tkowo powÅ›ciÄ…gajÄ…co na gniew wrzodu, który, nawiasem mówiÄ…c, musi być czÅ‚onkiem rodu Demonów Ognia, jeÅ›li siÄ™ dobrze nad tym zastanowić. Gratulacje, Gorbash lub Jim czy też jeszcze inaczej. BÄ™dÄ™ wobec ciebie szczery. Kiedy wspomniaÅ‚eÅ›, że byÅ‚eÅ› asystentem w college’u, nie uwierzyÅ‚em ci. Ale teraz wierzÄ™. Od tygodni już nie widzia- Å‚em równie Å›wietnego popisu magii leczniczej. Dobrze, a teraz — zatarÅ‚ koÅ›ciste dÅ‚onie — do pracy nad twojÄ… sprawÄ…. — JeÅ›li to możliwe. . . — powiedziaÅ‚ Jim — gdybyÅ› zechciaÅ‚ zahipnotyzować nas oboje jednoczeÅ›nie. . . Siwe brwi Carolinusa wystrzeliÅ‚y w górÄ™ jak spÅ‚oszone króliki. 29 — Jajko mÄ…drzejsze od kury! — syknÄ…Å‚. — Na Moce! Oto co dolega dzisiej-szemu Å›wiatu: nieuctwo i anarchia! PogroziÅ‚ Jimowi dÅ‚ugim, niezbyt czystym palcem. — Smoki hasajÄ… tÄ™dy i owÄ™dy, rycerze hasajÄ… owÄ™dy i tÄ™dy; durnie, olbrzymy, orki, piaszczomroki oraz inne dziwolÄ…gi i wybryki natury uprawiajÄ… ten swój ho-kuspokus najlepiej, jak umiejÄ…, byle tylko zastraszyć choć maleÅ„kÄ… czÄ…stkÄ™ Å›wiata. Każdy zuchwalec i asystent w swym zaÅ›lepieniu stawia siÄ™ na równi z Magistrem Sztuki. To nie do zniesienia! Jego oczy zapÅ‚onęły jak żywe ognie. — Nie myÅ›lÄ™ tego dÅ‚użej znosić. BÄ™dziemy mieli porzÄ…dek i spokój, i SztukÄ™, i NaukÄ™, nawet jeÅ›li bÄ™dÄ™ musiaÅ‚ wywrócić wszystko na drugÄ… stronÄ™! — Ale sam mówiÅ‚eÅ›, że za pięćset, to znaczy czterysta funtów w zÅ‚ocie. . . — Wtedy chodziÅ‚o o transakcjÄ™, teraz — o etykÄ™! Carolinus pochwyciÅ‚ kilka wÅ‚osów z brody i przez chwilÄ™ — je żuÅ‚. — MyÅ›laÅ‚em — rzekÅ‚ wreszcie — że potargujemy siÄ™ trochÄ™ o cenÄ™, aż zorien- tujÄ™ siÄ™, ile jesteÅ› wart. Lecz teraz, gdy odpÅ‚aciÅ‚eÅ› mi tym zaklÄ™ciem na wrzód. . .
|
WÄ…tki
|