Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
Sorki. - Spojrzał na mnie przepraszająco i wziął ode mnie zmiotkę.
- Gotowa do wycieczki na łono przyrody? - Bryn uśmiechnęła się i spojrzała na podłogę. - Co się stało? - Ansel uważa, że kawę należy pić w równych proporcjach z cukrem. - Uśmiechnęłam się do brata, który zrobił się czerwony jak burak. -1 trochę się tym podekscytował. Bryn roześmiała się i ruszyła do drzwi. - Hej, czekaj chwilkę - powiedziałam, chwytając ją za łokieć. Spojrzała na mnie, unosząc brew. - Chciałabym się dzisiaj przebiec solo. Masz coś przeciwko? - Trudno mi było opanować głos. - Co? - Wolałabym pójść na patrol sama. - Gorączkowo szukałam pretekstu, ale bez powodzenia. Marnie ci idzie, Calla, bardzo marnie. Ona w życiu tego nie kupi. 93 - Rozumiem. - Podeszła do stołu i usiadła na krześle. - Spotykasz się z Renem? - Co? - wypaliłam. - Co?! - Ansel zerwał się z podłogi, znów rozsypując cukier. Zaklął, ale nie kucnął z powrotem, żeby sprzątnąć. Spoglądałam to na Bryn, to na Ansela. - Nie spotykam się z Renem. - Nie tego się spodziewałam, ale zrozumiałam, że może to wystarczy, żeby Bryn nie poszła ze mną na patrol. Nawet jeśli miało to oznaczać znoszenie przez tydzień docinków tej dwójki. - Serio? - Bryn zaczęła się bawić pustą cukierniczką na stole. - Zdawało mi się, że całkiem dobrze dogadywaliście się w Edenie. Ren jest świetnym tancerzem. Prawda, Ansel? Puściła oko do mojego brata, który zachichotał. Popatrzyłam na nich kolejno. - Nie spotykam się z Renem. - Wiedziałam, że jeśli nie będę protestować, to Bryn nie zapali się do swojej nowej teorii spiskowej. - W porządku. - Uśmiechnęła się, a jej oczy mówiły, że nie wierzy mi ani trochę, co w tym przypadku działało na moją korzyść. - To dobrze, bo tak właściwie to wbrew zasadom, żeby dwie alfy patrolowały razem. Wiesz, na wypadek gdyby coś miało się stać i oboje byście zginęli. - Tak właściwie nie jesteśmy jeszcze alfami nowego klanu. Ciągle jesteśmy Cieniem Nocy i Karą Nocy - zri-postowałam. - A, więc jednak się z nim spotykasz. - Jej uśmiech stał się tak szeroki, że o mało nie przepołowił twarzy. - Nie spotykam się! - Wyrwałam Anselowi łyżeczkę do cukru i rzuciłam w Bryn, ale z łatwością się uchyliła. Żołądek ścisnął mi się w bolesny supeł. Byłam niemal pewna, że na wczorajszej imprezie w Edenie udało mi się skutecznie odepchnąć od siebie alfę klanu Kary Nocy. 94 Bryn roześmiała się i podeszła do szafki. - Niech ci będzie. - Wzięła sobie kubek do kawy. - Jeśli chcesz iść sama, mnie to nie przeszkadza. Cokolwiek zamierzasz tam robić. Wciąż zerkając na nią ze złością, wróciłam do stołu, żeby dopić kawę. Anselowi udało się wreszcie przetransportować rozsypany cukier do kosza. - Hm, Bryn. - Wziął pustą cukierniczkę i poszedł do kredensu. Zdziwiłam się, że został jeszcze cukier; zmietliśmy z podłogi całe mnóstwo. - Skoro dzisiaj nie patrolujesz, to mógłbym cię prosić o przysługę? Bryn wypiła łyk kawy i się skrzywiła. - Jeśli przyniesiesz mi cukru do tej siekiery. - Spojrzała na mnie. - Nie wiem, jak możesz to pić bez niczego. Twardzielka z ciebie. - Dlatego jestem twoją szefową. Ansel wrócił do stołu tanecznym krokiem, wywijając napełnioną cukierniczką. - Przestań tym machać, bo znowu wysypiesz - mruknęłam. - Grzeczny chłopak. - Bryn odebrała cukierniczkę. Ansel otworzył szufladę i rzucił jej łyżeczkę. - Dzięki. - Zaczęła wsypywać białe kryształki do kubka. - Więc co to za przysługa? Pokręciłam głową. - Gdybyście byli ludźmi, już mielibyście cukrzycę. Ansel roześmiał się, ale patrzył na Bryn. - Hm. W drugiej klasie miałaś angielski z panią Thornton, prawda? - Był jakiś dziwnie nerwowy. - Wszyscy mają z nią angielski. - Bryn zamieszała kawę. - To jedyna anglistka dla drugich klas. - No tak - mruknął. - No więc... przerabiamy teraz poezję i ja tego po prostu nie kumam. - Mhm. - Po jednym łyku kawy zmarszczyła nos i znów sięgnęła po cukierniczkę. Ja spojrzałam na zegar i zaniosłam swój kubek do zlewu. - No więc, wiem, że piszesz wiersze - ciągnął Ansel, bardzo zajęty zawartością swojego kubka. - I pomyślałem, że mogłabyś mi pomóc. 95 Bryn wzruszyła ramionami. - Jasne. Skoro Calla olała mnie dla swojego nowego chłopaka, to jestem wolna. Mój kubek zaklekotał w stalowym zlewie. - On nie jest moim chłopakiem! Zignorowała mnie. - No wiesz, An, jeśli naprawdę chcesz pomocy z poezji, powinieneś pogadać z Neville'em. Z tego, co słyszałam, jego wiersze są o wiele lepsze niż moje. Nawet kilka opublikował. - Tak, tak - odparł szybko Ansel. - Mógłbym, ale zadanie domowe mamy na jutro, a ty jesteś tu teraz. - Okej. Słuszny argument - przyznała. - Cieszę się, że zrobicie dzisiaj coś pożytecznego. -Wypadłam z kuchni. Słyszałam ich śmiech za sobą, kiedy przemieniłam się w wilczą postać i skoczyłam w las za domem. Pobiegłam w górę południowym stokiem. Zmrożona ziemia kłuła mnie w łapy. Wiedziałam, dokąd biegnę, i nie zatrzymałam się, dopóki tam nie dotarłam. Kiedy znalazłam się na grani, przypadłam do ziemi. Shay był na polanie, spokojnie na mnie czekał, a ja nie byłam tak zaskoczona jego widokiem, jak się spodziewałam. Przez kilka minut przyglądałam mu się ze swojego wysokiego punktu obserwacyjnego, rozważając możliwości. Wreszcie wstałam, zeskoczyłam z grani i wylądowałam kilka kroków od niego. Krzyknął zaskoczony i zerwał się na równe nogi. Patrzyłam na niego, milcząca, nieruchoma. Zamrugał. W końcu powoli wyciągnął rękę i podszedł. Schylił się. Kiedy zrozumiałam, co zamierza zrobić, warknęłam i kłapnęłam w stronę jego palców. Odskoczył i zaklął. Przybrałam ludzką postać. - Jesteś chodzącym trupem. - Wycelowałam w niego oskarżycielski palec. - Nigdy, przenigdy nie próbuj głaskać wilka. To po prostu obraźliwe. - Przepraszam. - Zrobił urażoną minę, ale w końcu się roześmiał. - Dzień dobry, Calla. - Dzień dobry, Shay. 96 9
|
Wątki
|