Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
— Tylko Aslan — powiedział pan Bóbr. — Musimy iść i spotkać się z Aslanem. To jest teraz nasza jedyna szansa. — Wydaje mi się, moi kochani — wtrąciła się znowu pani Bobrowa — że jest bardzo ważne, aby ustalić, KIEDY on się wymknął z domu. Bo to, co może jej powiedzieć, zależy od tego, co usłyszał. Na przykład, czy zaczęliśmy mówić o Aslanie, zanim wyszedł? Jeżeli nie, to jesteśmy górą, bo wobec tego ona nie będzie wiedziała, że Aslan przybył do Narnii oraz że mamy się z nim spotkać, a w takim razie nie będzie się miała na baczności, przynajmniej jeśli o TO chodzi. — Nie mogę sobie przypomnieć, czy tu jeszcze był, kiedy rozmawialiśmy o Aslanie — zaczął Piotr, ale Łucja szybko mu przerwała: — Och, tak, był! Pamiętacie, to właśnie on zapytał, czy Czarownica nie może zamienić Aslana w kamień. — A więc był — powiedział Piotr. — Tak, i to jest ten rodzaj pytania, który bardzo do niego pasuje. — Coraz gorzej, coraz gorzej — zamruczał pan Bóbr. — A teraz następna sprawa: czy był tu jeszcze, kiedy wam powiedziałem, że mamy się spotkać z Aslanem przy Kamiennym Stole? I naturalnie nikt nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie. — Bo jeśli był — ciągnął pan Bóbr — to ona bardzo szybko popędzi saniami w tym kierunku, zagrodzi nam drogę do Kamiennego Stołu i będzie chciała nas złapać, jak będziemy tam szli. W ten sposób zostaniemy odcięci od Aslana. — Jak ją znam — dodała pani Bobrowa — to akurat nie będzie pierwszą rzeczą, jaką zrobi. Jak tylko Edmund powie jej, gdzie jesteśmy, wyruszy, aby nas wszystkich złapać jeszcze tej nocy. A jeżeli uciekł jakieś pół godziny temu, to ona tu będzie za jakieś dwadzieścia minut. — Masz świętą rację, moja żono — powiedział pan Bóbr. — Musimy natychmiast stąd uciekać. Nie ma nawet chwili do stracenia. Rozdział 9 W DOMU CZAROWNICY A TERAZ CHCIELIBYŚCIE się na pewno dowiedzieć, co się stało z Edmundem. Edmund zjadł obiad wraz z innymi, ale nie sprawiało mu to specjalnej przyjemności, ponieważ przez cały czas myślał o ptasim mleczku, a nic tak nie psuje smaku dobrego, normalnego jedzenia, jak wspomnienie o jakimś złym, zaczarowanym przysmaku. Rozmowa, której się przysłuchiwał, również nie sprawiała mu przyjemności, bo miał wrażenie, że nikt nie zwraca na niego uwagi, a jeśli już ktoś zwraca, to traktuje go bardzo ozięble. Oczywiście mijało się to z prawdą, ale Edmund był o tym święcie przekonany. Wysłuchał tego wszystkiego, co pan Bóbr mówił im o Aslanie, a kiedy dowiedział się o spotkaniu wyznaczonym przy Kamiennym Stole, niepostrzeżenie wśliznął się za kotarę, która osłaniała drzwi. Podczas gdy w innych samo wspomnienie imienia Aslana rodziło jakieś tajemnicze, cudowne uczucie, w nim budziło coś równie tajemniczego, ale i strasznego zarazem. W tym samym momencie, w którym pan Bóbr recytował wiersz O ciele z ciała Adama i kości z jego kości, Edmund ostrożnie nacisnął klamkę, a zanim pan Bóbr zaczął im mówić, że Biała Czarownica nie jest wcale człowiekiem, lecz pochodzi w połowie od dżinnów, a w połowie od olbrzymów, Edmund wymknął się z domu i jak mógł najciszej zamknął za sobą drzwi. Nie powinniście sądzić, że Edmund był już tak przeżarty niegodziwością, by pragnął zaczarowania brata i sióstr w kamienne posągi. Bardzo mu się chciało ptasiego mleczka, a prócz tego pragnął już zostać księciem (a później królem) i odpłacić Piotrowi za to, że nazwał go potworem. Jeśli chodzi o to, co Czarownica zrobi z jego rodzeństwem, to nie życzył sobie bynajmniej, aby była dla nich zbyt miła — a z całą pewnością nie chciał, by potraktowała ich tak dobrze, jak jego — ale starał się wierzyć, a przynajmniej udawał przed samym sobą, że wierzy, iż nie będzie dla nich zbyt okrutna. „Wszyscy, którzy mówią o niej takie wstrętne rzeczy — myślał sobie w duchu — są po prostu jej wrogami; z pewnością nawet połowa z tego nie jest prawdą. W każdym razie była dla mnie bardzo miła, o wiele milsza niż oni. Jestem przekonany, że to ona jest prawdziwą królową, a w każdym razie jest na pewno lepsza od tego strasznego Aslana!" Wszystko to mówił sobie, aby znaleźć usprawiedliwienie tego, co właśnie robił, ale tak naprawdę wcale nie był przekonany, że jest to słuszne. W głębi serca Edmund czuł, że Biała Czarownica jest zła i okrutna. Pierwszą rzeczą, z jakiej zdał sobie sprawę, gdy wyszedł na dwór, w gęsto padający śnieg, był brak płaszcza, który został w domku bobrów. Nie było, rzecz jasna, żadnej szansy na to, aby wrócić i zabrać go tak, by nikt tego nie zauważył. Stwierdził też, że zrobiło się już prawie ciemno. Gdy zasiedli do obiadu, była prawie trzecia, a w zimie dni są krótkie. Nie wziął tego przedtem pod uwagę, ale teraz nie zamierzał się już wycofywać. Postawił więc kołnierz i zaczął się posuwać ostrożnie po szczycie tamy (który na szczęście nie był już tak śliski, odkąd przykryła go gruba warstwa śniegu) ku dalekiemu brzegowi rzeki.
|
Wątki
|