Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
- Mówi się zawsze, że roboty mają zakodowane blokady, uniemożliwiające zabijanie ludzi. Czy ten nie ma tego wynalazku?
- Raczej wbudowane niż zakodowane. To bardziej oddaje stan faktyczny - poprawił go Stanę. - Pamiętaj, że roboty nie mają ludzkiej psychiki; choć pod względem złożoności nie ustępuje ona naszej, to jednak jest inna. Większości z nich nie jest znane pojęcie moralności. Dawno temu, w początkach naszej robotyki, budowaliśmy maszyny 0 ludzkiej psychice. To zresztą jest domena specjalistów. Ale, o ile wiem, dziś tego typu umysły mają tylko niektóre, wąsko wyspecjalizowane maszyny. Reszta się nie sprawdziła I została lepiej dostosowana do swojej działalności. Otóż właśnie Mozaika nie zna pojęcia moralności, chyba że potraktujemy tak możliwość kalkulacji, jak wiele jest w stanie unicestwić! Ma detektor masy i gdy przekracza ona w odnalezionym czy napotkanym obiekcie poziom krytyczny, rozpoczyna się działanie, w efekcie którego może z dużym powodzeniem być zniszczony zarówno statek, jak i planeta. Wszystkie dane, jakie poprzedzają atak, są raz jeszcze kodowane i interpretowane - najprawdopodobniej ten torpedowiec miał się zająć czwartą planetą układu, w którym teraz jesteśmy. - Czy mamy coś w archiwum o tej planecie? - Nie. Jest to nie zbadany dotychczas system, przynajmniej do czasów, które obejmują nasze archiwa. Ale Służalcy mogli o niej coś takiego usłyszeć, że zdecydowali się na jej zniszczenie. Jesteśmy tu po to, aby się dowiedzieć, dlaczego tak postanowili. Małolat stał przetrawiając usłyszane informacje. - I to jest jedyny powód? - odezwał się w końcu. - Jeśli nam się uda, to będzie wszystko...? Myślę, że to nie powinno być zbyt trudne... - Ten sposób rozumowania najlepiej wyjaśnia, dlaczego na tym statku masz tak niską rangę - obwieścił swą obecność artylerzysta Arnild. Arnild był weteranem służby patrolowej, która słynęła z tego, że dział emerytalny nie narzekał na nadmiar petentów. Poza tym był całkowitym ignorantem, wyłączając trzy dziedziny: wojnę, komputery i działa. - Czy mogę coś dodać od siebie, szefie? Po pierwsze - każdy wróg Służalców jest naszym sprzymierzeńcem, a może nawet przyjacielem. Po drugie - może tak być, że jest to wróg całej rasy ludzkiej i wtedy będziemy musieli użyć Mozaiki, żeby ukręcić łeb całej sprawie, czyli zakończyć zbożne dzieło rozpoczęte przez Służalców. Po trzecie - Służalcy mogli tu coś ukryć, na przykład zastępcze centrum dowodzenia. Coś, co raczej zniszczą niż nam pokażą. Każdy z tych powodów jest wystarczający, żeby zainteresować się tą planetą, nie? - Będziemy w atmosferze za dwadzieścia godzin - Dali przerwał ciszę, która nagle zapadła - ale jeśli damy mu pełną moc, to możemy być za siedem. - Długo się nie uchowasz. Jesteś zbyt niecierpliwy, jak na grzeczne dziecko - Arnild nawet nie odwrócił głowy od ekranu, ustawiając filtr podczerwieni na najlepszą ostrość. - Panowie, trochę kultury - głos Stane'a był jak zwykle cichy i spokojny. - To, że jest nas tu trzech na tym zadupiu zapomnianym przez Boga i nasze dowództwo, to jeszcze nie powód, żeby nie przestrzegać podstawowych zasad dobrego wychowania. A poza tym, Arnild, zapomniałeś, że Dali nigdy nie walczył ze Służalcami. A teraz jazda na naszą łajbę. * Przelatywali przez atmosferę w milczeniu. Zwiadowczy planetołot zataczał kręgi po równikowej orbicie, gdy uzyskali pierwsze odczyty i odbitki z powierzchni. Duplikaty powędrowały na stół, oryginały zostały w zapieczętowanych kasetach, które otwiera się tylko w bazie. - Niewiele tego - komandor odsunął odczyty - a i tak człowiek głupieje. Nie mamy innej rady, schodzimy i rozejrzymy się na miejscu. Arnild w milczeniu oglądał zdjęcia. Jego pałce odruchowo uruchamiały nie istniejące wyrzutnie. Dali pierwszy przerwał ciszę. - Faktycznie, nic ciekawego. Kupa wody i jeden wielki kontynent. - Nic wykrywalnego - to był Stanę. - Żadnego promieniowania, dużych mas metalu na powierzchni czy we wnętrzu planety, żadnych źródeł energii. Żadnych powodów, dla których tu jesteśmy. - Ale jesteśmy! - Arnild zakończył kontemplację zdjęć. - Więc zamiast strzępić gębę, zjeżdżajmy na dół i przekonajmy się naocznie, po cholerę się tu znaleźliśmy. To - pstryknął w zdjęcie - jest chyba jakaś wioska. Prymityw! Dymy z palenisk, tubylcy szwendają się po okolicy jak śnięte rybki... - A tu są owce na polu - przerwał jak zwykle Dali - i łodzie wypływające z zatok. Powinniśmy coś znaleźć! - No cóż, pozostańmy w tej zbożnej nadziei. Przygotować się do lądowania! Starym zwyczajem odbyło się ono z hukiem i błyskiem. Przyziemili w zagajniku na wzgórzu, na którego stoku była położona największa na kontynencie osada. - Pozytywny odczyt atmosfery - Dali wyłączył analizator. - Zostań przy celownikach, Arnild - Stanę był tym razem jeszcze spokojniejszy niż zwykle. - Trzymaj nas na wizji, ale wal tylko na mój rozkaz. - Albo gdy cię zabiją - głos Arnilda był całkowicie wyprany z emocji. - Albo gdy mnie zabiją - Stanę nie ustępował mu pod tym względem ani na jotę. - W tym wypadku zostaniesz dowódcą.
|
WÄ…tki
|