Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
– Ta gra przestaje być zabawna.
– Kortejo? – spytaÅ‚ Meksykanin – Nie opowiadajcie takich niedorzecznoÅ›ci. Kortejo nie bÄ™- dzie powracaÅ‚ tylko z jednym czÅ‚owiekiem. – Ale tak wÅ‚aÅ›nie jest! Zaraz zobaczycie. PrzyjdÄ™ do was. – Ale sam. Trzymam strzelbÄ™ gotowÄ… do strzaÅ‚u. Uciekinierzy poÅ‚Ä…czyli siÄ™ i bacznie nasÅ‚uchiwali zbliżajÄ…cych siÄ™ kroków. Poznali, że rze- czywiÅ›cie idzie tylko jeden czÅ‚owiek, wiÄ™c siÄ™ nieco uspokoili. Kortejo podszedÅ‚ i zatrzymu- jÄ…c siÄ™ w bezpiecznej odlegÅ‚oÅ›ci powiedziaÅ‚: – Ma któryÅ› z was przy sobie zapaÅ‚ki? Ja przybywam z dzikiej puszczy, wiÄ™c cierpiÄ™ na ich brak. – ZapaÅ‚ki? Do czego? – spytaÅ‚ jeden Meksykanin. – AbyÅ›cie przy Å›wietle mogli mnie obejrzeć i rozpoznać. – JeÅ›li tak, to dobrze. Zbliż tutaj swojÄ… twarz. SiÄ™gnÄ…Å‚ do kieszeni. Wkrótce potem bÅ‚ysnÄ…Å‚ sÅ‚aby pÅ‚omieÅ„ i oÅ›wietli twarz Korteja. – Do diabÅ‚a! – zawoÅ‚aÅ‚. – To naprawdÄ™ wy, senior Kortejo. Gdzie macie pozostaÅ‚ych. – O tym dowiecie siÄ™ później. Powiedzcie mi najpierw, co siÄ™ staÅ‚o w hacjendzie, że musieli- Å›cie uciekać. – JesteÅ›my dosyć daleko od hacjendy, wiÄ™c nie mamy siÄ™ chyba czego obawiać. Może uda nam siÄ™ spotkać jeszcze kilku naszych. Obaj Meksykanie zsiedli z koni. – Chodźcie ze mnÄ… do wÄ…wozu – rzekÅ‚ Kortejo. – Tam możemy siÄ™ dobrze ukryć. Nawet, gdyby jeszcze któryÅ› z naszych uciekÅ‚ to i tak bÄ™dzie musiaÅ‚ przejeżdżać koÅ‚o nas, wiÄ™c wtedy go przywoÅ‚amy. Podeszli do towarzysza Korteja. Ten dotychczas w milczeniu przysÅ‚uchiwaÅ‚ siÄ™ ich rozmo- wie. Gdy siÄ™ zbliżyli poÅ‚ożyÅ‚ rÄ™kÄ™ na ramieniu Korteja i spytaÅ‚: – Senior, to prawda? Nazywacie siÄ™ Kortejo? – Tak, prawda – odrzekÅ‚. – Nie Pirnero? – Nie. – I nie przyszedÅ‚ pan z fortu Guadaloupe? – Nie, przyjacielu. – Nie nazywajcie mnie przyjacielem. ZawiedliÅ›cie mnie i okÅ‚amaliÅ›cie, wiÄ™c o przyjaźni nie może być mowy. – Nie denerwujcie siÄ™ zbytecznie – odezwaÅ‚ siÄ™ Kortejo, chcÄ… go uspokoić. – Zmuszony by- Å‚em do kÅ‚amstwa, nie miaÅ‚em jednak zÅ‚ego zamiaru. – Podczas podróży nie raz sÅ‚yszeliÅ›cie jakie mam o was zdanie. 8 – To prawda, wÅ‚aÅ›nie dlatego ukrywaÅ‚em przed wami moje prawdziwe nazwisko. Pomimo tego, chÄ™tnie wypeÅ‚niÄ™ to, co wam obiecaÅ‚em, bo rzeczywiÅ›cie wyÅ›wiadczyÅ‚eÅ› mi wielkÄ… przysÅ‚ugÄ™. MyÅ›liwy Grandeprise zamilkÅ‚ na chwilÄ™, chcÄ… widocznie opanować swojÄ… zÅ‚ość, po czym rozważywszy wszystkie za i przeciw odezwaÅ‚ siÄ™: – Wprawdzie nie zwykÅ‚em wierzyć nikomu, kto mnie raz okÅ‚amaÅ‚, mimo tego muszÄ™ was spytać raz jeszcze, czy to prawda, że znacie Henryka LandolÄ™? – To prawda – odpowiedziaÅ‚ Kortejo. – Czy tym razem mówicie prawdÄ™? – Tak. – I to prawda, że macie siÄ™ z nim spotkać? – Naturalnie. – MoglibyÅ›cie na to przysiÄ…c? – PrzysiÄ™gam, że to prawda. – Dobrze, w takim razie darujÄ™ wam wszystko inne. PotrzebowaliÅ›cie pomocy, wiÄ™c pospie- szyÅ‚em z niÄ…, bo jesteÅ›cie czÅ‚owiekiem. Wasze poÅ‚ożenie byÅ‚o godne politowania, musieliÅ›cie siÄ™ ratować, a wiec nie mogÄ™ brać wam tego za zÅ‚e, że mnie okÅ‚amaliÅ›cie. Teraz jednak ocze- kujÄ™, że dotrzymacie przyrzeczenia. – Macie na myÅ›li zapÅ‚atÄ™? – To nie jest najważniejsze, muszÄ™ dostać LandolÄ™. – Dostaniecie go. Oto moja rÄ™ka! Amerykanin ujÄ…Å‚ jÄ… i na znak zgody potrzÄ…snÄ…Å‚ zamaszyÅ›cie. – No to sprawa zaÅ‚atwiona – powiedziaÅ‚. – Nie jestem waszym politycznym sprzymierzeÅ„- cem i co do tego nie możecie na mnie liczyć, ale co do waszych osobistych spraw, bÄ™dÄ™ wam pomagaÅ‚ i zostanÄ™ aż do czasu, gdy uda mi siÄ™ schwytać LandolÄ™. – Senior Kortejo, co to za czÅ‚owiek? – spytaÅ‚ jeden z nowoprzybyÅ‚ych Meksykanów. – MyÅ›liwy ze Stanów Zjednoczonych – odparÅ‚ Kortejo. – Jak siÄ™ nazywa? – Grandeprise. – Grandeprise, ach! Znam go. Szkoda, że jest tak ciemno. – Znacie mnie? – spytaÅ‚ myÅ›liwy. – SkÄ…d? – Mój stryj opowiadaÅ‚ mi o was. Znacie ojca Hilario? – Ojca Hilario? Tego, który najpierw byÅ‚ w klasztorze della Barbara, w Santa Jaga? – Tak. – Czy go znam? On mi przecież uratowaÅ‚ życie. – Tak. ByliÅ›cie wówczas w podróży, czy na polowaniu i przybyliÅ›cie do Santa Jaga w opÅ‚a-
|
WÄ…tki
|