man nigdy...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
W kantorku sprawował władzę buchalter Kacowicz mały nerwowy Żydek który,
jak sam twierdził, jeden, edyny całą firmę umiał na pamięć. Kacowicz przyjął Murka z rezer-
wą. Znał go zresztą z magistratu, gdzie nieraz załatwiał interesy. Stąd pozostał mu szacunek
należny osobie urzędowej, od której humoru zależy wiele, lecz i niechęć do człowieka obce-
go. Minęło kilka dni, zanim doszedł do przekonania, że Murek nie dybie na wysadzenie go z
posady. Zresztą i posada nie była do pozazdroszczenia. Poza oficjalna rolą buchaltera Kaco-
wicz spełniał tysiące przeróżnych funkcji. Kontrolował ładunki stróżów nocnych i dziennych
zajmował się wypłatami prywatnymi, sprawami rodziny chlebodawców, pisaniem ofert, wy-
ławianiem z pism ogłoszeń o przetargach i licytacjach, a w razie potrzeby sam otwierał bra-
mę, palił w piecu i gotował herbatę. Od świtu do nocy po całej posesji rozlegał się jego ja-
zgotliwy, zaaferowany dyszkant.
W nawale tych zajęć zdążył jednak w stosunkowo krótkim czasie zaznajomić Murka z
urzędowymi sprawami i z ostrożna zaczął nim komenderować, wysyłając go to do izby skar-
bowej, to do zarządu kolejowego, to do zakładu ubezpieczeń.
Pod koniec tygodnia przyjechał Herman Lesser i wysłuchawszy Murkowego sprawozda-
nia, wypłacił mu trzydzieści złotych dniówek i ekstra setkę za załatwienie sprawy postojowe-
go na kolei.
Murek powoli przyzwyczajał się do nowego stanowiska. Do późnego wieczora co dzień
studiował ustawy i taryfy wyszukując w nich możliwość zmniejszenia wydatków firmy. A że
z wieloma stronami obecnego zajęcia był już dawniej obeznany, że orientował się w sieci
dróg urzędowych i kompetencjach rożnych władz – szło mu coraz łatwiej. Jednak wstydził się
po trochu bądź co bądź niewyraźnej pozycji, jaką zajmował i w miarę możności unikał wy-
wnętrzania się na ten temat. Bywając wszakże w wielu urzędach w nowym charakterze, mu-
siał legitymować się jako radca prawny firmy, Polskie Drzewo” i w mieście, gdzie nic ukryć
się nie dawało, wkrótce wszyscy wiedzieli, że dr Murek – jak wyraził się Żytniewicz z izby
skarbowej – wyzyskuje swoje umiejętności dla oszwabiania skarbu. Niektórzy urzędnicy,
dawni koledzy, nie ukrywali przed Murkiem zazdrości, podejrzewając że teraz dopiero robi
kokosy.
49
Wieści o tym dotarły i do willi na Wielkiej. Pani Horzeńska, spotkawszy Murka w staro-
stwie, przywitała go prawie serdecznie, nawet napomykając o tym, że „drogi pan tak jest za-
jęty robieniem interesów, podobno świetnych, że zapomina o nas”.
Murek nie zapomniał, lecz od czasu wyjazdu Niry nie chciał u Horzeńskich bywać.
Wspomnienie tamtej awantury było silniejsze niż poczucie obowiązku odwiedzenia rodziców
narzeczonej. Tym bardziej, że od niej samej miał – ku swemu radosnemu zdziwieniu – częste,
dość częste wiadomości. W niespełna dwa tygodnie otrzymał wprawdzie krótkie, lecz aż czte-
ry karteczki. Pisała, że jeszcze posady nie ma, lecz to kwestia dni, że jest zdrowa i że życzy
mu zrobienia milionów na handlu drzewem. Widocznie miała o nim wiadomości z domu,
wiadomości, oczywiście, nieścisłe i przesadzone. Pomimo to w swoich niemal codziennych
listach do Niry nie prostował tych informacji. Niech lepiej myśli, że powodzi mu się świetnie.
W istocie powodziło się nieźle. Lesserowie byli zadowoleni, Kacowicz również. Drugi ty-
dzień przyniósł wprawdzie tylko dniówkę, za to trzeci prawie dwieście złotych. W perspek-
tywie wyłaniała się nawet znacznie pokaźniejsza suma w związku z wykryciem przez Murka
nadmiernego obliczenia podatku za place firmy.
Właśnie po wynotowaniu potrzebnych danych, które ostatecznie i czarno na białym wyka-
zywały błąd, zjawił się w urzędzie, gdy referent wręcz mu oświadczył, że nie będzie w ogóle
z nim pertraktował. Otrzymał taką instrukcję od zwierzchnika:
– Pan, doktorze, nie jest współwłaścicielem tej firmy, nie posiada pan plenipotencji.
– Mogę przedstawić w razie żądania, odpowiednie upoważnienie.
– Może pan. Ale naczelnik wyraźnie oświadczył, że nie będzie sobie zawracał tym głowy.
Niech tu przyjdzie który z właścicieli.
Murek chciał powiedzieć, że jest to samowola i że wreszcie skieruje skargę do wyższej in-
stancji, lecz powstrzymał się. W interesie przedsiębiorstwa leżało przede wszystkim zgodne i
potulne ustosunkowanie się do wszelkich władz.
Nazajutrz Herman Lesser, który specjalnie musiał odłożyć wyjazd do Gdańska, wrócił z
urzędu chmurny i zrezygnowany. Wyprawił Kacowicza z jakimś poleceniem i usiadłszy przed
żelaznym piecykiem westchnął:
– Po co panu ta polityka?
Murek aż zerwał się z krzesła.
– Ja panu powiem, co mi oni powiedzieli – ciągnął Lesser. – Oni powiadają, że nasza firma
nie mogła sobie znaleźć innego, jak takiego, co go za niebłagonadiożność usunęli. I co ja
mam robić?... Sam pan to rozumie, panie Murek. Ja z pańskiej roboty jestem kontent, ja do
pana mam zaufanie, że pan nie złodziej, że pan solidny gość. Ale co ja mogę poradzić, jak mi
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.