Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
Jeżeli moi urzędnicy będę o mnie pytali, wskażcie im mój pokój.
Gospodarz popędził na dół, jakby mu skrzydła wyrosły. Resedilla musiała się zająć kuchnią, by przygotować jedzenie dla prezydenta, a Pirnero sam zaczął obsługiwać gości. Dopiero wieczorem byli wolni. Wszyscy wyszli obejrzeć ceremonię żałobną Apaczów. Pirnero usadowił się na swym krześle przy oknie, popijając julep, Resedilla sprzątała w izbie. Właśnie stała koło niego, gdy się odezwał: – Resedilla! – Co ojcze? – spytała. – Wiesz, kto to jest gubernator? – Wiem. – No co? – Najwyższy przełożony prowincji. – To dobrze trafiłaś, moja córko! Ale wiesz także, że taki gubernator musi być znakomitym politykiem i wytrawnym dyplomatą? – To całkiem naturalne! – I że tylko takim mężom, którzy uchodzą za najlepszych dyplomatów, powierzane są wysokie urzędy? – Słusznie. – No, więc popatrz teraz na mnie! Przybrał poważną, uroczystą minę Popatrzyła na niego z ciekawością. – No i?– pytał. – Co? – Jak wyglądam, jak ci się zdaje? Doskonale znała jego słabą stronę, więc domyślając się, o co chodzi, odpowiedziała: – Jak wielki dyplomata, mój ojcze. – Naprawdę? Tak myślisz? No widzisz, kochana Resedillo, jaka z ciebie dobra dyplomatka. Ten wytrawny zmysł odziedziczyłaś po mnie. Ale słuchaj dalej. Co powiadasz o prowincji Chihuahua? – Hm! – mruknęła, nie wiedząc dokładnie, do czego ojciec zmierza. – Albo co do Cohahuila? Obie te prowincje odpowiadają mi, bo na północy mam swe posiadłości. Jedna z nich jest pewna. – Pewna? Jako co? – Jako co? Jako mnie podległa prowincja. Umiesz jeszcze po francusku? – Tak. – To dobrze, musisz mi od dzisiaj codziennie udzielać parę godzin lekcji francuskiego. Domyśliła się już, co za głupstwo teraz padnie. – Francuskiego? A to po co? – Nie słyszałaś, że wielcy mężowie i dyplomaci rozmawiają ze sobą tylko po francusku? – To prawda! – No, a gubernator, jako pierwsza osoba, może się śmiało do nich zaliczyć. – Czy chcesz powiedzieć, że ty zostaniesz gubernatorem? – Tak – odrzekł z dumą i godnością. – Tego jej było trochę za dużo. Popatrzyła na niego z bezgranicznym zdziwieniem, lecz wzrok ten ojciec wytłumaczył sobie jako podziw i zachwyt, więc rzekł: – Tak, tak moja kochana. Jestem z Pirna. Czy nie myślisz, że po mojej śmierci wystawią mi w mym rodzinnym mieście pomnik. Nad piedestałem będzie się unosił potężny orzeł z kamienia, a 98 pod spodem napis: Ten ptak to Elias Pirnero. Wiesz, u tak wielkich ludzi nie potrzeba dużo gada-niny, bo wszyscy ich znają. – Kto ci powiedział, że masz zostać namiestnikiem? – Prezydent Juarez. – Kiedy? – Niedawno. Domyślała się jakiegoś ogromnego nieporozumienia, więc zapytała: – Powiedział ci to całkiem wyraźnie? – Co za pomysł! Nie wiesz, że taki dyplomata zawsze mówi opłotkami. – Jak ci to powiedział? – Mówił tylko: hm, jeżeli, tak, gdyby... – I z tego zrozumiałeś, że cię mianuje gubernatorem? – Naturalnie. Jeden dyplomata wlot rozumie drugiego. – Wątpię bardzo, wątpię. – Rób, jak ci się podoba, ale ja sobie wypraszam. Warunek swój określił mi całkiem dokładnie. – Co to za warunek? – Bardzo mi miły: mam się jak najprędzej rozglądnąć za zięciem. Ledwo zapanowała nad wybuchem śmiechu, ale na szczęście powstrzymała się, pytając: – Więc gubernator musi koniecznie mieć zięcia? – Tak jest. – A to dlaczego? – Głupie pytanie. Naturalnie jako swego zastępcę. Jeżeli mu wypadnie jechać do Paryża, Pe-tersburga albo do Rzymu, by odebrać order, czy inne odznaczenie, musi przecież zostawić w kraju swego zastępcę, a najlepszym zastępcą zawsze jest zięć. Nie mogła się dłużej powstrzymać, wybuchnęła śmiechem, mówiąc: – A ja myślałam, że on ma belki przybijać na dachu! – W takiej wielkiej prowincji niejedna belka może się poluźnić, rozumiesz? Zresztą cała ta sprawa jest prosta, bo mi sam prezydent dał do zrozumienia, ba, nawet dokładnie powiedział, kogo sobie życzy za zięcia, naturalnie za mojego zięcia. Rumieniec wystąpił na jej twarzy. Wiedziała, że rzecz ta inaczej musi wyglądać, niż jej to ojciec przedstawił. Ciekawa była, kogo prezydent wymienił, lecz nie chciała otwarcie zapytać o nazwisko tego protegowanego. Zniecierpliwił się, że tak długo zwleka z odpowiedzią, więc zapytał: – No co, nie chcesz wiedzieć o kogo chodzi? – Co mi to pomoże? – Co ci pomoże? Ha, popatrz tylko! Może go nie zechcesz? – Hm! – Co hm? Już dość długo byłem cierpliwy, ale teraz koniec! Wyczerpałaś moją pobłażliwość. W Pirna wszystkie dziewczęta wychodzą za mąż, jeżeli się ojcu chcą przypodobać. Jako gubernator zaprowadzę także i tutaj ten piękny zwyczaj. Od dzisiaj masz swego narzeczonego. Jeżeli się zechcesz opierać, to zaadoptuję sobie inną córkę, a ty zostaniesz pasierbicą. Ta druga będzie miała dzieci, zostanę dziadkiem, a ty ich daleką ciotką. To będzie najlepsza kara. Potrząsnęła głową, jakby to absolutnie było niemożliwe i jakby było pewna, że to tylko czcze strachy. Przybierając figlarną minę, zapytała: – Czy ja go zechcę, to nie tak ważne. O wiele ważniejsze, czy on mnie zechce? Stary pogładził się po włosach, chrząknął i odparł: 99 – To prawda, to bardzo ważne. A co ty na to powiesz? – O mnie się jeszcze nikt nie starał! – Naprawdę? – spytał badawczo. – Ani jeden. – A pytałaś ich? – Nie. Ale jeżeli by mnie któryś chciał, powiedziałby mi to przecież. – Głupstwo! Żadnego bliżej do siebie nie dopuściłaś. Hm! Ta przeklęta historia nie jest przecież bez „ale”. Nowa troska mnie dopadła. – Wolno mi spytać ojcze, jaka? – Naturalnie. Musisz ją nawet poznać. Powiedz mi Resedillo, czy ci może wlazł do głowy ten Sępi Dziób, cóż, hę? – Sępi Dziób? – zapytała przerażona. – No tak, ten co cały świat uważa za swoją spluwaczkę. – Skąd ci przychodzi taka myśl do głowy?
|
Wątki
|