Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
Pamiętasz tę recepcjonistkę, kiedy byłyśmy
w klinice na zabiegu? — Trudno byłoby ją zapomnieć — przyznała Joanna. — Mam zamiar ją zakasować — oświadczyła Deborah. — Wydaje mi się, że nie powinnyśmy z tym przesadzać — stwierdziła sceptycznie Joanna. — Nie chcemy niepotrzebnie zwracać na siebie uwagi. — Mów za siebie — odparła Deborah. — Nie chcesz, żeby nas rozpoznano, a ja za- mierzam upewnić się, że do tego nie dojdzie, szczególnie jeśli chodzi o mnie. — Ale chcemy przecież dostać tam pracę — jęknęła Joanna. — Nie martw się — uspokoiła ją Deborah. — Nie zamierzam się posunąć aż tak daleko. 85 Rozdział 8 9 maja 2001 8.45 Spencer Wingate odłożył na bok czasopismo i wyjrzał na płynący w dole krajobraz. Wiosna zawitała do Nowej Anglii ze zwykłą sobie opieszałością. Szachownica pól i łąk przybrała odcień głębokiej zieleni, choć w głębszych wąwozach i jarach nadal widać było odosobnione płaty lodu i śniegu. Drzewa, wciąż jeszcze bezlistne, obsypane były delikatnymi, żółtozielonymi, obrzmiałymi pączkami, co dawało falującym wzgórzom miękkość, jak gdyby okryto je prześwitującą zieloną materią. — Daleko jeszcze do Hanscom Field? — zawołał Spencer, przekrzykując skowyt silników odrzutowych. Znajdował się na pokładzie leara 45; był właścicielem jednej czwartej akcji, chociaż nie tego akurat samolotu, w którym siedział. Przed dwoma laty wykupił udziały w jednym z tych opartych na cząstkowej własności towarzystw lotni- czych, a świadczone przez nie usługi w pełni zaspokajały jego potrzeby. — Niecałe dwadzieścia minut, proszę pana — odkrzyknął pilot przez ramię, — Nie ma ruchu, więc możemy lądować natychmiast. Spencer skinął głową i przeciągnął się. Nie mógł się doczekać powrotu do Massachusetts, a widok sennych farm południowej Nowej Anglii wzmógł tylko jego niecierpliwość. Już drugi rok z rzędu spędzał zimę w Naples na Florydzie i strasznie się tam wynudził, zwłaszcza w ostatnich miesiącach. Teraz zaś wracał w pośpiechu, nie tylko dlatego, że zyski Kliniki Niepłodności zaczęły spadać. Trzy lata wcześniej, gdy klinika nabierała rozpędu, a pieniądze napływały szybciej, niż kiedykolwiek ośmielał się spodziewać, marzył, by wycofać się z interesów, zacząć grać w golfa, napisać powieść, która zostanie przerobiona na film, umawiać się z pięk- nymi kobietami i w ogóle prowadzić beztroskie życie. W tym celu zaczął rozglądać się za kimś młodszym, kto przejąłby codzienne rządy nad jego rozkwitającym interesem. Zupełnie przypadkowo na uczelni, w której wykładał, spotkał pełnego zapału człowieka świeżo po kursie poświęconym niepłodności. Wydawał się zesłany przez niebo. Pozostawiwszy klinikę w dobrych rękach, Spencer mógł wreszcie zająć się własnymi sprawami. Idąc za radą jednego z pacjentów, doskonale zaznajomionego z rynkiem nie- ruchomości na Florydzie, znalazł mieszkanie na zachodnim wybrzeżu półwyspu. Gdy tylko transakcja została zawarta, wyruszył w stronę słońca. 85 Niestety, rzeczywistość nie dorównała jego wyobrażeniom. Mógł wprawdzie spędzać wiele czasu na grze w golfa, ale jego niespokojny, nawykły do rywalizacji umysł uznał tę rozrywkę za zbyt mało satysfakcjonującą na dłuższą metę, zwłaszcza że Spencer nie był w stanie wznieść się ponad irytujący próg przeciętności. Uważał się za zwycięzcę i każda porażka była dla niego bolesnym ciosem. Ostatecznie uznał, że coś było nie tak z tym sportem. Kariera pisarska okazała się jeszcze większym niewypałem. Spencer przekonał się, że praca była cięższa, niż mu się wydawało, i wymagała dyscypliny większej, niż potra- fił sobie narzucić. A co najgorsze, brakowało mu natychmiastowego pozytywnego od- dźwięku, do jakiego przywykł w kontaktach z pacjentami. W konsekwencji, i to dość szybko, porzucił pomysł powieści-filmu jako nie przystający do jego aktywnej osobo- wości. Największe rozczarowanie zgotowało mu jednak życie towarzyskie. Aż dotąd był przeświadczony, że los zmusił go do rezygnacji ze stylu życia, do jakiego predestyno- wał go jego wygląd i rozliczne talenty. Ożenił się, głównie z samotności, jeszcze w cza-
|
Wątki
|