dy uważał, że ma prawo spotkać się z ajatollachem...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
Wszak walczyli o jego powrót, przelewali krew. PanowaÅ‚ nastrój euforii, wielkiego uniesienia. Ludzie chodzili, poklepywali siÄ™ po ramionach tak, jakby jeden drugiemu chciaÅ‚ powiedzieć —
widzisz? Wszystko możemy!
111
Jakże rzadko przeżywa lud takie chwile! Ale teraz to poczucie zwycięstwa wydawało się naturalne i zasadne. Wielka Cywilizacja szacha leżała w gruzach.
Czym była ona w swojej istocie? Obcym przeszczepem, który się nie przyjął. Była próbą narzucenia pewnego modelu życia społeczeństwu przywiązanemu do zupeł-
nie innych tradycji i wartoÅ›ci. ByÅ‚a przymusem, operacjÄ… chirurgicznÄ…, w której bardziej chodziÅ‚o o to, aby udaÅ‚a siÄ™ sama operacja, niż aby pacjent pozostaÅ‚ przy życiu, a przede wszystkim — aby pozostaÅ‚ sobÄ….
Odrzucenie przeszczepu — jakże nieubÅ‚agany jest ten proces, jeżeli już siÄ™ zacznie. Wystarczy, że spoÅ‚eczeÅ„stwo nabierze przekonania, że narzucona mu for-ma egzystencji przynosi wiÄ™cej zÅ‚a niż pożytku. Wnet zacznie okazywać swojÄ… niechęć — najpierw skrycie i biernie, potem coraz bardziej otwarcie i bezwzglÄ™dnie. Nie zazna spokoju, dopóki nie oczyÅ›ci organizmu z tego siÅ‚Ä… wszczepionego ciaÅ‚a. BÄ™dzie gÅ‚uche na perswazje i argumenty. BÄ™dzie zapalczywe, niezdolne do refleksji. Przecież u podstaw Wielkiej Cywilizacji leżaÅ‚o wiele szlachetnych intencji, piÄ™knych ideałów. Ale lud widziaÅ‚ je tylko w postaci karykatury, a wiÄ™c w tej formie, jakÄ… w procesie praktyki przybieraÅ‚ Å›wiat idei. I dlatego nawet wzniosÅ‚e idee zostaÅ‚y poddane w wÄ…tpliwość.
A potem? Co stało się potem? O czym mam teraz napisać? O tym, jak kończy
się wielkie przeżycie? Smutny temat. Bo bunt jest wielkim przeżyciem, przygo-dą serca. Spójrzcie na ludzi, kiedy uczestniczą w buncie. Są pobudzeni, przeję-
ci, gotowi do poświęceń. W tym momencie żyją w świecie monotematycznym,
ograniczonym tylko do jednej myÅ›li — pragnÄ… osiÄ…gnąć pożądany cel. Wszystko bÄ™dzie mu podporzÄ…dkowane, wszelka niedogodność staje siÄ™ Å‚atwa do zniesienia, żadna ofiara nie jest zbyt wielka. Bunt uwalnia nas od wÅ‚asnego ja, od codziennego ja, które wydaje nam siÄ™ teraz maÅ‚e, nijakie i nam samym — obce. Zdumieni, odkrywamy w sobie nieznane zasoby energii, jesteÅ›my zdolni do zachowaÅ„ tak
szlachetnych, że nas samych wprawia to w podziw. A ileż przy tym dumy, że
potrafiliÅ›my siÄ™ wznieść tak wysoko! Ileż satysfakcji, że tak wiele daliÅ›my z siebie! Ale przychodzi chwila, kiedy nastrój gaÅ›nie i wszystko siÄ™ koÅ„czy. Jeszcze odruchowo, z nawyku, powtarzamy gesty i sÅ‚owa, jeszcze chcemy, żeby byÅ‚o tak jak wczoraj, ale już wiemy — i to odkrycie napeÅ‚nia nas przerażeniem — że to wczoraj wiÄ™cej siÄ™ nie powtórzy. RozglÄ…damy siÄ™ wokoÅ‚o i dokonujemy nowego
odkrycia — ci, którzy byli z nami, też stali siÄ™ inni, też coÅ› w nich zgasÅ‚o, coÅ› siÄ™ wypaliÅ‚o. Nagle nasza wspólnota rozpada siÄ™, każdy wraca do codziennego ja, które z poczÄ…tku krÄ™puje jak źle skrojone ubranie, ale wiemy, że jest to nasze ubranie i że innego nie bÄ™dziemy mieć. Z niechÄ™ciÄ… patrzymy sobie w oczy, unikamy rozmów, przestaliÅ›my być sobie potrzebni.
Ten spadek temperatury, ta zmiana klimatu, należy do najbardziej przykrych
i przygnębiających doświadczeń. Zaczyna się dzień, w którym coś powinno się stać. I nie dzieje się nic. Nikt nas nie wzywa, nikt nie oczekuje, jesteśmy zbędni.
Zaczynamy odczuwać wielkie zmęczenie, stopniowo ogarnia nas apatia. Mówimy
112
sobie — muszÄ™ odpocząć, muszÄ™ siÄ™ pozbierać, nabrać siÅ‚. Koniecznie chcemy za-czerpnąć Å›wieżego powietrza. Koniecznie chcemy zrobić coÅ› bardzo codziennego
— posprzÄ…tać mieszkanie, naprawić okno. SÄ… to wszystko dziaÅ‚ania obronne, aby uniknąć depresji, która nadciÄ…ga. WiÄ™c zbieramy siÅ‚y i naprawiamy okno. Ale nie jest nam dobrze, nie jesteÅ›my radoÅ›ni, ponieważ czujemy, jak uwiera nas żużel, który nosimy w sobie.
Mnie też udzielał się ten nastrój, który ogarnia nas, kiedy siedzimy przy ga-snącym ognisku. Chodziłem po Teheranie, z którego znikały ślady wczorajszych przeżyć. Znikały nagle, można było odnieść wrażenie, że nic się tu nie działo.
Kilka spalonych kin, kilka zniszczonych banków — symboli obcych wpÅ‚ywów.
Rewolucja przywiÄ…zuje wielkÄ… wagÄ™ do symboli, burzy jedne pomniki i na ich
miejsce stawia wÅ‚asne, ponieważ chce siÄ™ utrwalić, chce w ten metaforyczny sposób — przetrwać. A co staÅ‚o siÄ™ z ludźmi? Byli to znowu zwyczajni przechodnie, wpisani w nudny pejzaż szarego miasta. GdzieÅ› szli albo stali przy ulicznych pie-cykach grzejÄ…c rÄ™ce. Byli znowu — każdy osobno, każdy dla siebie, zamkniÄ™ci i maÅ‚omówni. Może jeszcze czekali, że coÅ› siÄ™ stanie, że jednak stanie siÄ™ jakaÅ› nadzwyczajna rzecz? Nie wiem, nie umiem powiedzieć.
To wszystko, co stanowi zewnętrzną, widoczną część rewolucji, znika szyb-
ko. Człowiek, pojedynczy człowiek, ma tysiąc sposobów, którymi może wyrazić swoje uczucia i myśli. Jest nieskończonym bogactwem, jest światem w którym
ciÄ…gle coÅ› odkrywamy. Natomiast tÅ‚um redukuje osobowość jednostki, czÅ‚owiek w tÅ‚umie ogranicza siÄ™ do kilku elementarnych zachowaÅ„. Formy, poprzez które tÅ‚um wyraża swoje dążenia, sÄ… niezwykle ubogie i stale siÄ™ powtarzajÄ… — manifestacja, strajk, wiec, barykada. Dlatego o czÅ‚owieku można napisać powieść, o tÅ‚umie — nigdy. Jeżeli tÅ‚um siÄ™ rozproszy, rozejdzie do domów i wiÄ™cej nie zbierze, mówimy, że skoÅ„czyÅ‚a siÄ™ rewolucja.
WÄ…tki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak ciÄ™ zÅ‚apiÄ…, to znaczy, że oszukiwaÅ‚eÅ›. Jak nie, to znaczy, że posÅ‚użyÅ‚eÅ› siÄ™ odpowiedniÄ… taktykÄ….