Dan nie czekał na rozkazy: w końcu to był jego pomysł...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
Zawiązał jedną z lin wokół ciała, pozostawiając tym samym swobodę rękom. Jednocześnie trzeźwo myślący Kosti wziął drugą, wyrywając ją niemal z rąk Ripa i nie zważając na jego protesty.
- Znowu się zaczyna - zameldował oparty o klif Mura.
Dan przyłożył lewą dłoń do skały i ruszył. Kosti kroczył zaraz za nim. Okrążyli zakręt odkryty przez Dana i weszli w kotlinę ciągle wypełnioną kłębami mgły.
Było rzeczą oczywistą, że żaden pełzacz nigdy tutaj nie dotarł. Wąska droga zablokowana była stosami kamieni i musieli sobie wzajemnie pomagać, żeby nie stracić równowagi. W miarę, jak się posuwali, drżenie w skalnych ścianach narastało.
Kosti uderzył pięścią w kamień, gdy zatrzymali się, żeby zaczerpnąć oddechu.
- Oni nie przestają walić w te bębny! Odległe dudnienie rzeczywiście przypominało grę na tych instrumentach.
- W podobnym rytmie tańczą Tancerze Burzy na Gorbie, no, może tylko trochę podobnym. Jest w nim coś demonicznego: wdziera się w ciebie i musisz wstać i podskakiwać tak jak oni. I to jest paskudne i niebezpieczne… A tutaj zaczynasz powoli przypuszczać, że coś takiego czeka na ciebie i w każdej chwili może chwycić cię w swoje szpony! - mechanik spojrzał z lękiem na kłęby mgły.
Szli dalej, wspinając się na coraz wyższe stosy kamieni. Byli zapewne bardzo wysoko nad powierzchnią doliny, w której zostawili pojazd, gdy natrafili na najdziwniejsze z dotychczasowych znalezisk.
Dan stąpał chwiejnie po wzniesieniu trzymając się występów skalnych. W pewnym momencie pośliznął się i upadł, zanim Kosti zdążył go chwycić. Stoczył się w dół, gdzie uderzył w jakiś ciemny przedmiot. Pod palcami nie poczuł jednak żwiru i kamieni, ale jakąś niezwykle gładką powierzchnię. Czy był to może jeden z wielu zniszczonych budynków, tym razem daleko od miasta?
- Czy jesteś ranny? - zawołał z góry Kosti. - Uważaj! Schodzę do ciebie!
Dan odsunął się, a Kosti niemal zjechał w dół, dzwoniąc butami o powierzchnię tego ukrytego w ziemi przedmiotu.
- Co do…! - mechanik przykląkł, studiując widoczny skrawek znaleziska. Zidentyfikował go prawie natychmiast: - Statek!
- Co? - Dan przysunął się bliżej. Teraz sam dostrzegł wygięcie płyty oraz inne drobne, znane szczegóły. Rzeczywiście natknęli się na szczątki rozbitego statku - ofiarę straszliwej katastrofy. Zastanawiające było to, że wcisnął się w tak wąskie gardło kotliny. Gdyby mieli iść dalej, musieliby się po nim wspinać. Dan chwycił mikrofon interkomu i zdał relację trzem pozostałym przy pełzaczu.
- Czy to wrak tego statku, który słyszeliście w czasie zwiadu? - zapytał Wilcox. Dan wiedział jednak wystarczająco dużo, żeby dać mu odpowiedź przeczącą.
- Nie, proszę pana. Ten leży tu od dawna: jest cały pokryty ziemią i zardzewiały. Myślę, że musiało minąć wiele lat, od kiedy wzbił się w przestrzeń.
- Zostańcie na miejscach - już schodzimy!
- Ale tu nie można sprowadzić pojazdu: podłoże jest niebezpieczne.
W końcu jednak przyszli. Na najtrudniejszych odcinkach pomagali Wilcoxowi i cały czas trzymali linę, której koniec przywiązany był do pełzacza. W międzyczasie Kosti przeszukiwał odkryty przez nich skrawek statku, próbując znaleźć właz.
- To jakiÅ› kosmolot pionierów obrzeża - zameldowaÅ‚, gdy tylko Wilcox bezpiecznie usiadÅ‚ na skale. - Ale jest w nim coÅ› dziwnego. Nie mogÄ™ dokÅ‚adnie okreÅ›lić typu… No i jest tu już uwiÄ™ziony bardzo dÅ‚ugo. Ten wÅ‚az powinien być gdzieÅ› tutaj… - kopnÄ…Å‚ stos żwiru, który nagromadziÅ‚ siÄ™ z jednej strony kadÅ‚uba. -– MyÅ›lÄ™, że moglibyÅ›my siÄ™ dokopać.
Rip i Dan wrócili do pełzacza po narzędzia, które stanowiły obowiązkowe wyposażenie każdego pojazdu zwiadowczego. Przynieśli łopatę i lewar, po czym zaczęli usuwać nagromadzony przez lata gruz.
- A co, nie mówiłem? - Kosti nie posiadał się z radości, widząc czarny łuk znaczący wierzchołek otwartego włazu.
WÄ…tki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak ciÄ™ zÅ‚apiÄ…, to znaczy, że oszukiwaÅ‚eÅ›. Jak nie, to znaczy, że posÅ‚użyÅ‚eÅ› siÄ™ odpowiedniÄ… taktykÄ….