czenie twojej piosenki...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
Bo ten wybryk. . .
— To był czysty przypadek! — przerwał mu Frodo.
— Ciekawa rzecz! — powiedział tamten. — A więc przypadek. Ale wskutek
tego przypadku znalazłeś się w bardzo niebezpiecznej sytuacji.
— W dość niebezpiecznej sytuacji byłem już przedtem — odparł Frodo. —
Wiedziałem, że mnie jeźdźcy gonią. Teraz jednak zdaje się, że mnie przegapili,
skoro pojechali dalej.
— Na to nie licz! — żywo zawołał Obieżyświat. — Wrócą na pewno. Zja-
wi się ich nawet więcej. Bo jest ich więcej. Wiem ilu. Znam tych jeźdźców! —
Umilkł na chwilę, oczy miał zimne i srogie. — Są w Bree ludzie, którym nie wol-
no ufać — dodał. — Na przykład Bill Ferny. Ten ma złą sławę w całym kraju
i wiadomo, że odwiedzają go dziwni goście. Zauważyliście może Billa w gospo-
dzie: smagły, chytrze uśmiechnięty chłop. Kumał się z jednym spośród przyby-
szy z południa i razem wymknęli się z domu zaraz po twoim „przypadku”. Nie
wszyscy południowcy przyjeżdżają tu w dobrych zamiarach, a Bill Ferny gotów
wszystko każdemu sprzedać albo dla samej zabawy szkodzić innym.
— Cóż tu może Ferny sprzedać i co ma wspólnego mój przypadek z jego oso-
bą? — spytał Frodo, nadal uparcie udając, że nie rozumie, o co tamtemu chodzi.
— Sprzedać może wiadomość o tobie — odparł Obieżyświat. — Opowia-
danie o twoim popisowym numerze na pewno bardzo zainteresuje pewne osoby.
Jak o tym usłyszą, nie będą już nawet dociekać twojego prawdziwego nazwiska.
A wydaje mi się bardzo prawdopodobne, że usłyszą tę historię jeszcze dzisiejszej nocy. Czy to ci wystarcza? Teraz możesz rozstrzygnąć o mojej nagrodzie do woli:
albo weź mnie za przewodnika, albo nie. Ale muszę ci jeszcze oświadczyć, że
dobrze znam wszystkie kraje między Shire’em a Górami Mglistymi, bo wędruję
po nich od wielu lat. Starszy jestem, niż wyglądam. Mogę się okazać użyteczny.
Nie będziesz mógł odtąd jechać otwartym gościńcem, bo jeźdźcy nie spuszczą już
z niego oka w dzień ani w nocy. Może zdołasz umknąć z Bree i pozwolą ci jechać
naprzód, póki słońce będzie wysoko. Ale nie zajedziesz daleko. Zaskoczą cię na
pustkowiu w jakimś ciemnym kącie, gdzie nie znajdziesz ratunku. Czy chcesz,
żeby cię dopadli? To są straszni jeźdźcy.
Hobbici spojrzeli na Obieżyświata i ze zdumieniem zobaczyli, że twarz mu
się ściągnęła boleśnie, a ręce zacisnął kurczowo na poręczach fotela. W pokoju
było bardzo cicho, światło jak gdyby zmętniało. Obieżyświat siedział chwilę, nie-przytomnymi oczyma wpatrzony w jakąś odległą przeszłość, a może wsłuchany
w najdalsze odgłosy nocy.
— Ach, tak! — wykrzyknął wreszcie przecierając dłonią czoło. — Może wię-
cej wiem o waszych prześladowcach niż wy. Boicie się ich, ale nie dość jeszcze.
170
Jutro musicie stąd uciekać, jeśli się uda. Obieżyświat pokaże wam ścieżki, który-mi mało kto chodzi. Weźmiecie go z sobą?
Zaległo ciężkie milczenie. Frodo nie odpowiadał, w rozterce zwątpienia i stra-
chu. Sam chmurnie patrzał w twarz swego pana, w końcu wybuchnął:
— Za pozwoleniem, panie Frodo, ja bym się nie zgodził! Ten człowiek ostrze-
ga nas i powiada: strzeżcie się! Na to zgoda, ale zacznijmy od tego, żeby się
jego strzec. Przyszedł tu z pustkowi, a nic dobrego nigdy nie słyszałem o przyby-szach stamtąd. Coś wie, to jasne, więcej nawet, niżbym mu chciał powiedzieć, ale to jeszcze nie racja, żebyśmy go brali za przewodnika i pozwolili się prowadzić
w jakieś ciemne kąty, gdzie nie ma znikąd ratunku, jak sam mówi.
Pippin kręcił się na krześle zmieszany. Obieżyświat nie replikował Samowi,
ale przenikliwy wzrok zwrócił na Froda. Pod tym wejrzeniem Frodo odwrócił
oczy.
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.