Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
Dotknął delikatnie włosów Bev, sczesując je z jej czoła.
Mało brakowało, a zawołałaby: Tato, w łazience jest pełno krwi! Nie widzisz tego? Jest wszędzie! Smaży się na żarówce nad umywalką! Wszędzie! Nie widzisz tego? Ale nie odezwała się słowem, a jej ojciec wyszedł, zamykając za sobą drzwi, i pokój pogrążył się w ciemności. Wciąż nie mogła usnąć i wpatrywała się w mrok, kiedy o wpół do dwunastej wróciła do domu jej matka i zgasiła telewizor. Usłyszała, jak rodzice poszli do swego pokoju, a w chwilę potem dało się słyszeć skrzypienie sprężyn, kiedy zaczęli kopulować. Beverly podsłuchała, jak Greta Bowie mówiła Sally Mueller, że kopulowanie strasznie boli i żadna porządna dziewczynka nigdy nie chciałaby tego robić - na końcu mężczyzna odlewa się na twoją dziurkę - powiedziała Greta i Sally krzyknęła: (Jejku, nigdy nie pozwoliłabym na to żadnemu chłopakowi!). Jeżeli to rzeczywiście tak bardzo bolało, jak twierdziła Greta, to mama Beverly starannie to ukrywała. Bev usłyszała, jak jej matka krzyknęła cichutko raz czy dwa, ale bynajmniej nie wyglądało to na okrzyk bólu. Potem powolne skrzypienie sprężyn przyspieszyło, osiągając na krótko nieomal szaleńczy rytm, aż w końcu ucichło. Potem nastała krótka cisza, dały się słyszeć odgłosy prowadzonej półgłosem rozmowy, a następnie szelest kroków matki, kiedy szła do łazienki. Beverly wstrzymała oddech, czekając, czy jej matka zacznie krzyczeć czy nie. Okrzyk nie nastąpił - usłyszała tylko szum wody napuszczanej do umywalki. Po nim rozległo się niezbyt głośne pluskanie. Jeszcze później znajomy bulgoczący odgłos wody spływającej do rury. Jej matka myła teraz zęby. Niedługo potem sprężyny w pokoju rodziców skrzypnęły ponownie, kiedy jej mama wróciła do łóżka. Jakieś pięć minut później ojciec zaczął chrapać. Czarna zasłona strachu spowiła jej serce i schwyciła ją za gardło. Beverly nie chciała się odwracać na prawy bok (to była jej ulubiona pozycja, w której zwykle zasypiała), bo bała się, że może dostrzec coś w oknie; coś, co mogło się jej przyglądać. Dlatego też leżała na plecach sztywna jak pogrzebacz, patrząc w górę, w sufit z blachy falistej. Jakiś czas później - trudno powiedzieć, czy minęło kilka minut, czy kilka godzin - zapadła w płytki, niespokojny sen. 3 Beverly zawsze budziła się, kiedy w sypialni rodziców odzywał się budzik. Musiała być naprawdę czujna, bo ledwie rozbrzmiewał sygnał budzika, ojciec zaraz wyłączał go szybkim machnięciem ręki. Zatrzymała się na chwilę (co stało się obecnie niemal rutynową czynnością), aby spojrzeć w lustro i sprawdzić, czy jej piersi urosły przez noc chociaż troszkę. Zaczęło się to pod koniec zeszłego roku. Z początku trochę ją to bolało, ale ten okres miała już za sobą. Piersi były wyjątkowo małe - niewiele większe niż wiosenne jabłuszka - ale przecież tam były. To była prawda - dzieciństwo dobiegało końca; stawała się kobietą. Uśmiechnęła się do swego odbicia i przyłożyła dłoń z tyłu głowy, podnosząc do góry włosy i wypinając piersi do przodu. Zachichotała jak mała dziewczynka... i nagle przypomniała sobie krew wypływającą z otworu umywalki poprzedniego wieczoru. Śmiech momentalnie ucichł. Spojrzała na ramię i zobaczyła siniaka, jaki utworzył się na nim podczas nocy - brzydką plamę pomiędzy ramieniem i łokciem, plamę z wieloma różnobarwnymi palcami. Z toalety dobiegł trzask i szum spuszczanej wody. Poruszając się szybko, nie chcąc, aby tego ranka rozgniewał się na nią (ba, nie chciała, aby ją w ogóle zauważył), Beverly nałożyła dżinsy i podkoszulek, a potem poszła do zwolnionej przed chwilą łazienki. Po drodze minęła się z ojcem, który właśnie zmierzał do swego pokoju, aby się ubrać. Niebieska piżama spowijała luźno jego ciało. Mruknął coś do niej pod nosem, ale tak cicho, że nie zdołała go zrozumieć. - W porządku, tato - powiedziała mimo wszystko. Stała przez chwilę przed zamkniętymi drzwiami łazienki, próbując się przygotować na to, co mogła zobaczyć wewnątrz. Przynajmniej jest dzień - pomyślała i to dodało jej trochę otuchy. Niewiele, ale trochę. Ujęła za klamkę, przekręciła ją i weszła do środka. 4 To był pracowity poranek dla Beverly. Przygotowała dla ojca śniadanie - sok pomarańczowy, jajecznicę oraz tosty wedle upodobania Ala Marsha (czyli podgrzane, ale nie upieczone kromki chleba). Siedział przy stole ukryty za barykadą „News” i zjadł cały posiłek. - Gdzie bekon? - Nie ma, tato. Zjedliśmy go wczoraj. - Usmaż mi hamburgera. - Został tylko maleńki kawałek i... Gazeta zaszeleściła, a potem osunęła się w dół. Poczuła na sobie niewidzialny ciężar spojrzenia jego niebieskich oczu. - Coś ty powiedziała? - zapytał łagodnie. - Powiedziałam „zaraz, tato”. Patrzył na nią jeszcze przez chwilę. Potem gazeta znowu się podniosła, a Bev pospieszyła w stronę lodówki, żeby wyjąć mięso. Usmażyła mu hamburgera, rozbijając mały kawałek mięsa, jaki został w lodówce, tak mocno, jak tylko się dało, żeby wyglądał na większy. Zjadł hamburgera, przeglądając artykuły sportowe, a Bev przygotowała dla niego lunch - kilka kanapek z masłem orzechowym i galaretką, spory kawałek ciasta, jaki jej matka przyniosła ubiegłego wieczoru z Green’s Farm, i termos gorącej kawy, mocno osłodzonej. - Przekaż matce ode mnie, że należy dziś doprowadzić to mieszkanie do porządku - rzucił, biorąc swój pojemnik obiadowy. - Tu jest jak w chlewie. Wielkie nieba! Przez cały dzień sprzątam brudy w szpitalu. Nie mam ochoty wracać do domu, w którym jest brudno jak w chlewie. Chyba mnie rozumiesz, Beverly. - W porządku, tato. Zajmę się tym. Pocałował ją w policzek, uścisnął ją niezgrabnie i wyszedł. Beverly, jak zawsze, podeszła do okna w swoim pokoju i patrzyła, jak szedł ulicą. I jak zawsze, kiedy skręcił za róg, ogarnęło ją uczucie ulgi. Nienawidziła siebie za to.
|
Wątki
|