- Co...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
.. się... sta...ło? - zapytał zaspany Kris. - Dla­czego zrobiło się tak zimno?
- Pogoda zmieniła się ponownie i temperatura spada - powiedziała Talia, myśląc o tym, jak to mokry śnieg na dwo­rze zamarzając zamienia zaspy w kopce białego granitu. - Wydaje mi się, że boginka rozdzielająca szczęście na łuty, właśnie odwróciła się do nas plecami.
dziewiąty
 
Ponownie zasnęli niespokojnym snem. Obudzili się skoro świt z jak najgorszymi przeczuciami. Lodowaty chłód panujący w Stanicy nie sprzyjał ociąganiu się, odziali się szybko i wyszli, by sprawdzić, w jakim znaleźli się położeniu.
Ze wszech miar nie było ono dobre. Śnieg zamarzł. Gruba, zewnętrzna skorupa chroniła twarde, ostre ziarna pod spo­dem. Wytrzymałaby ciężar Talii i Krisa, a nawet chirra, ale pod warunkiem, że zwierzęta posuwałyby się wolno jak śli­mak i nie miałyby ładunku na grzbiecie, jednak Towarzysze byli już za ciężcy. I jakby tego nie było dość, okazało się, że szufle nie były wytrzymałe na tyle, by poradzić sobie z zamarzniętym na kamień śniegiem.
Heroldowie patrzyli bezradnie na skalistą wyrwę - miejsce, gdzie poprzedniej nocy zakończyli przekopywać się przez zaspy - i na już bezużyteczne szufle. W końcu Talia zaklęła z pasją, kopnęła grudę śniegu i zagryzła wargę, by nie zalać się łzami, jednocześnie przypominając sobie, iż nie może dopuścić do żadnych przecieków myśli.
- Talio, w ten sposób nie zajdziemy daleko. - Długą chwilę milczenia pierwszy przerwał Kris. - I ty i ja jeste­śmy zmęczeni. Jeden dzień nie będzie mieć najmniejszego znaczenia, ani nawet dwa albo trzy. Jestem twoim mentorem, zatem doradzam, byśmy odpoczęli, pozwolili wytchnąć naszym obolałym ciałom, póki nie obmyślimy planu, dzięki któremu będziemy mogli wydostać się stąd.
Talia zgodziła się na to z ciężkim sercem.
Kiedy wrócili do izby, zapaliła małą oliwną lampkę i ba­dawczym wzrokiem zmierzyła bałagan, jakiego narobili we­wnątrz Stanicy.
- Bezspornie przyjdzie nam tutaj spędzić jakiś czas, a więc pora, byśmy przestali mieszkać w koziej zagrodzie. Spójrz tylko! Ledwie możemy się poruszyć.
Kris rozejrzał się i posępnie przyznał jej rację.
Zapamiętale rzucili się robić porządki i układać rzeczy. Praca w nieco cieplejszym wnętrzu Stanicy była o całe niebo łatwiejsza niż przerzucanie szuflą śniegu. Zanim wy­biło południe, Stanica była wymieciona, czysta i uporząd­kowana.
- Wpadło ci coś do głowy? - odważył się Kris zapy­tać przy południowym posiłku.
- Nic, co by miało związek z naszymi kłopotami. Jednak jest coś nie cierpiącego zwłoki. Ponieważ utkwiliśmy tutaj na dobre, póki nie wymyślimy sposobu na poradzenie sobie z zamarzniętym śniegiem, powinniśmy wyprać nasze odzie­nie. Mnie została już tyłka ta zmiana ciepłych rzeczy, którą mam na grzbiecie.
- Pomiędzy zapasami znalezionymi w Stanicy jest myd­ło do czyszczenia skór - myślał na głos Kris - mogli­byśmy opróżnić dwie baryłki i w nich urządzić pranie.
- Wzięłam ze sobą aż nadto mydła, by starczyło dla reszty. - O, Pan raczył sprawić, że nie musimy oszczędzać wody!
- Doskonale, urządzimy pranie! Moje ubranie wcale nie jest w lepszym stanie. Brr, nie znoszę wkładać brudnego odzienia.
W prymitywnych warunkach Stanicy pranie białej odzieży nie było łatwym zadaniem. Mimo wszystko to była lżejsza praca niż przekopywanie śniegu i wleczenie pni, i oczywiście
było im dużo cieplej i, koniec końców, każdy spłachetek czystej powierzchni został zajęty przez suszące się odzienie.
- Nigdy bym nie pomyślała, że z tęsknotą będę myśleć o komplecie uczniowskich Szarości - odezwała się Talia. Przysiadła na piętach, badawczym spojrzeniem mierząc dzie­ło swych rąk.
- Wiem, co masz na myśli - uśmiechnął się szeroko Kris, podnosząc wzrok sponad pary własnych butów. - Przynajmniej aż tak nie znać na nich brudu. A co słychaću ciebie?
- Skończyłam. Uporałam się z moimi skórami, kiedy ty jeszcze prałeś,
- To jest ostatnia rzecz, jaką robię.
- Ha, zostało mi jeszcze sporo wody. Wystarczy na dwie godziwe kąpiele. Szkoda, że nie jesteśmy w stanie zmieścić się w beczułkach i dobrze wymoczyć się w wodzie, ale przy­najmniej możemy dokładnie się wymyć.
- Dobry pomysł, ptaszyno. Choć po takiej ilości mydła i wody, w których się dzisiaj nurzałem, niewiele zostało już do wymoczenia!
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.