Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
W tej chwili jednak nie miało to najmniejszego znaczenia.
— Harrington — powtórzył z rozmarzeniem. — Cholera, Harrington! — Właśnie, sir! To jest, chciałem powiedzieć, towarzyszu kontradmirale — poprawił się czym prędzej Bogdanovich i także uśmiechnął szeroko. Tourville odchylił fotel, założył nogę na nogę i wyciągnął z kieszeni na piersiach cy- garo. Udawany nałóg czy nie, teraz była najwłaściwsza okazja do zapalenia. Prawdę mó- wiąc, wątpił, by kiedykolwiek trafiła mu się lepsza — najpierw odbił Adler, a teraz wziął do niewoli Honor Harrington. Rozpakował cygaro, odgryzł koniuszek i zapalił je starannie, zastanawiając się, co też propaganda zrobi z tą nowiną. Co prawda zwykły komodor nie był specjalnie ważną zdobyczą, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że Królewska Marynarka miała w niewoli ad- mirałów różnej maści Ludowej Marynarki na pęczki. Tyle że w tym konkretnym ko- modorze nie było nic zwykłego. Honor Harrington była jednym z upiorów prześladu- jących całą Ludową Marynarkę i każdego z jej oficerów z osobna. Stała się uosobieniem przepaści dzielącej możliwości Royal Manticoran Navy i Ludowej Marynarki. Między innymi dlatego wzięcie jej do niewoli sprawiło mu taką satysfakcję — miał bowiem po- wody sądzić, że zrobił właśnie drugi poważny krok, by zmniejszyć tę przepaść. Na małą skalę, ale jednak odbicie systemu Adler było pierwszą poważniejszą klęską, jaką RMN poniosła w ciągu ostatnich pięciuset lat standardowych. Ujęcie żywej legendy Royal Manticoran Navy stanowiło niejako ukoronowanie tego wyczynu. Tourville uśmiechnął się nieco złośliwie — czego jak czego, ale takich efektów eisman na pewno się nie spodziewał, wysyłając go na ten rajd. 238 239 Napawał się własnym sukcesem przez następne kilkanaście sekund, a potem przy- szły mu na myśl konsekwencje. I sprowadziły natychmiast na ziemię. No bo tak: naj- prawdopodobniej w nagrodę go, cholera, awansują, co samo w sobie już było złe. Dotąd udawało mu się tego unikać, raz — bo nie chciał tracić samodzielnego dowództwa, dwa — bo w ten sposób nie był narażony na to, że zrobią z niego kozła ofiarnego kolejne- go idiotycznego rozkazu, którego po prostu nie można było wykonać. Jeżeli jednak, tak jak podejrzewał władze, nagłośnią całą sprawę, to dowództwo nie będzie miało wyjścia i go awansuje. A on będzie musiał przyjąć ten awans, bo odmowa była jeszcze pewniej- szym samobójstwem. W każdej bowiem flocie, nie tylko opętanej rewolucyjną manią, obowiązywała pro- sta zasada: oficer, który odmówił przyjęcia awansu, udowodnił tym samym nieprzygo- towanie do zaakceptowania zwiększonej odpowiedzialności. Taki oficer nigdy więcej nie miał okazji do podobnego zachowania, a to z tej prostej przyczyny, że nigdy już nikt nie zamierzał go awansować. A co gorsza, nigdy też nie otrzymywał odpowiedzialnych przydziałów czy zadań, a jedynie w naprawdę nadzwyczajnych okolicznościach otrzy- mać mógł jakiekolwiek dowództwo. W jego przypadku było jeszcze gorzej, bo choć nie tylko on wpadł na pomysł, jak uniknąć zostania kozłem ofiarnym ubecji, to jeśli od- mówi przyjęcia awansu, tym bardziej zwróci na siebie uwagę Urzędu Bezpieczeństwa. Skutki mogą być nawet bardziej opłakane — ponieważ Ludowa Republika walczyła o życie, współtowarzysze broni mogą nabrać ochoty na pozbycie się z szeregów oficer- skich kogoś takiego jak on i aktywnie pomóc bezpiece. Jedyną możliwością, by zażegnać to niebezpieczeństwo, było całą zasługę ujęcia Harrington przypisać Zachary i Turnerowi. I w takim też duchu zamierzał sporządzić wszystkie swoje raporty. Dowództwo floty i tak będzie znało prawdę, a w tym przypad- ku skromność będzie w oczach zwierzchników jedynie zaletą. Przy odrobinie szczęścia
|
Wątki
|