Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
Po śniadaniu wszyscy, z wyjątkiem Dagny, zarzuciliśmy pakunki na plecy. Każdy z nas obowiązkowo niósł dwa pojemniki z wodą. Ucieszyłem się stwierdziwszy, że mała Dagny wygląda jeszcze lepiej niż poprzedniego dnia. Ustaliliśmy, że będzie maszerowała obok Annet, a Pritha pójdzie zaraz za nimi, służąc pomocą w razie jakiejkolwiek potrzeby.
Ja miałem iść na czele, za mną Gytha, Emrys, Sabian, Annet i dwie dziewczynki, a potem jeszcze Dinan, Ifors i Thad, zamykający pochód. Pozwoliłem na zmiany w szyku podczas wędrówki, z jednym wyjątkiem: ja przez cały czas miałem iść pierwszy. Obaj z Thadem nieśliśmy liny, zakończone stalowymi hakami, które do tej pory tak dobrze nam służyły i które, w razie potrzeby, miały posłużyć jako liny ratownicze. Kiedy tylko słońce pokazało się na niebie, wyruszyliśmy. Nie sądzę, by wówczas ktokolwiek z nas obejrzał się z żalem za siebie. Rozdział trzynasty Wspinaliśmy się oczywiście o wiele wolniej, niż czyniłbym to, gdybym odbywał tę wędrówkę sam, a jednak chodziło nam przede wszystkim o oszczędzanie sił. Im dłużej była w stanie iść Dagny, tym lepiej było dla nas wszystkich. Było zimno, bardzo zimno — prawie tak jak w grocie lodowej. A porywisty wiatr bez przerwy szarpał naszymi tunikami. Nigdzie nie było już drzew, gdzieniegdzie spomiędzy skał prześwitywały jedynie kępy rzadkiej trawy i skąpe krzaki. Nieliczne górskie zwierzęta nie sprawiały wrażenia, że się nas boją; przyglądały się nam raczej bardziej z zaciekawieniem niż z obawą. Na każdym krótkim postoju przykładałem do oczu lornetkę i patrzyłem na drogę, którą już przebyliśmy. Właściwie nie wiedziałem, co spodziewam się zobaczyć. Oczywiście, nikt nie mógł natknąć się na wrak helikoptera. Obawiałem się jedynie tego, że nie wszyscy, którzy nim lecieli, zginęli i za naszymi plecami może pojawić się wróg, zmuszony — jak i my — przejść przez góry. Mimo że nie padał deszcz, niebo było z każdą chwilą coraz bardziej zachmurzone. Pogarszająca się pogoda była tym czynnikiem, który nakazywał mi przyśpieszać marsz. Do tej pory Dagny spisywała się lepiej, niż początkowo przypuszczałem, dotrzymując kroku Annet i Prithy. Kilkakrotnie nawet odezwała się, pokazując im paluszkiem jakieś szczególnie ciekawe zwierzęta, które pojawiały się w oddali. Wkrótce znaleźliśmy się tak wysoko, że jedyną roślinnością, jaką zauważaliśmy, były wysokogórskie porosty. W załomach skał widzieliśmy śnieg. Wiatr hulał w najlepsze i niewiele chroniły nas przed nim nawet postawione na sztorc kołnierzyki naszych tunik. Najgorsze, że właśnie wtedy Dagny zaczęła słabnąć — akurat, gdy zbliżał się najtrudniejszy fragment naszej wędrówki. Zarządziłem postój. Pomiędzy dwiema wysokimi skałami widniała dość szeroka szczelina i tam znaleźliśmy schronienie. Podczas, gdy pozostali jedli z apetytem nasze energetyczne posiłki, ja zacząłem oglądać mapę, którą znalazłem w stacji. Nie było obawy, że zgubimy drogę; ta była bardzo dobrze oznaczona w terenie. Spróbowałem określić dystans, jaki dzielił nas jeszcze od schroniska po drugiej stronie łańcucha górskiego. — Jak daleko? — zapytała Annet. Dagny siedziała jej na kolanach, główkę miała opartą o jej ramię, oczy zamknięte. Pomyślałem, że jej oddech jest trochę zbyt szybki, chociaż wszyscy spośród nas oddychali trochę łapczywiej niż zwykle. — Musimy przedostać się przez przełęcz, a potem będziemy już mieli do przejścia niewiele więcej, niż odległość, jaka w tej chwili dzieli nas od maszyny. — Ona nie da rady tego przejść — powiedziała Annet stanowczo. Wiedziałem, że ma rację. Otworzyłem plecak i wysypałem całą jego zawartość na ziemię. Przed wyruszeniem w drogę bardzo przerzedziliśmy zawartość naszych bagaży, przewidzieliśmy jednak także, iż zajdzie potrzeba jeszcze większego odchudzenia niesionych przez nas ciężarów, chociażby w takim wypadku, z jakim mieliśmy właśnie do czynienia. Przede wszystkim odkładałem na bok to, bez czego nie moglibyśmy się obejść. Z pewnością potrzebne były dodatkowe ładunki do oszałamiacza i porcje energetyczne, z których większość i tak wkrótce zjemy. Jednak dodatkowe koce… Thad położył dłoń na jednym z nich.
|
Wątki
|