Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
.. - przerwał delikatnie monotonny monolog Gahenas. - To niezmiernie fascynujące, wasza wysokość, ale czy moglibyśmy wrócić na moment do systemu rządów na wyspie? W dalszym ciągu nie mogę pojąć, jak działa.
- Tega jest republiką, książę Sparhawku. Naszych władców wybieramy co pięć lat. Dzieje się tak od dwudziestu pięciu stuleci. - Wasi urzędnicy nie są obierani do końca życia? - Oczywiście, że nie. Kto chciałby do końca życia być skazany na taką pracę? - I nikt nie pragnie władzy? - Nasz rząd nie ma żadnej władzy, książę Sparhawku. Istnieje jedynie po to, by wypełniać wolę elektoratu. - Czemu akurat pięć lat? - Ponieważ nikt nie chce dłużej pozostawać odsunięty od własnych zajęć. - A co się dzieje, jeśli ktoś zostanie wybrany ponownie? - To sprzeczne z prawem. Nikt nie służy ogółowi ponad jedną kadencję. - A przypuśćmy, że ktoś okazałby się absolutnym geniuszem w swej nowej pracy. Nie chcielibyście go tam zatrzymać? - Jak dotąd nie znaleźliśmy nikogo do tego stopnia niezastąpionego. - Odnoszę wrażenie, że podobny system zachęca do korupcji. Skoro człowiek wie, że po pięciu latach zostanie wyrzucony z urzędu, co może go powstrzymać od manipulowania urzędowymi decyzjami w celu wspomożenia własnych interesów? - Całkowicie niemożliwe, książę Sparhawku. Nasi urzędnicy nie mają własnych interesów. Gdy tylko zostaną wybrani, sprzedaje się ich cały majątek, a pieniądze wkłada do skarbca. Jeśli podczas kadencji gospodarka prosperuje, oddaje się im majątek z procentami. Jeżeli nie, tracą wszystko. - To absurdalne! Nigdzie na świecie rządzenie nie przynosi zysków. - U nas, owszem - odparła z zadowoleniem cesarzowa. -I musi to być prawdziwy zysk. Stawki podatków są ustalone raz na zawsze i nie wolno ich zmieniać, toteż urzędnicy nie mogą zgromadzić dochodów, podnosząc opłaty. - Jakim cudem znajdujecie jeszcze chętnych do pracy w rządzie? - Nikt nie chce pracować w rządzie, książę Sparhawku. Większość Tegan czyni wszystko, co możliwe, aby uniknąć wyboru. Fakt, iż osobisty majątek człowieka spoczywa w skarbcu, zmusza urzędników do możliwie najwydajniejszej pracy nad rozkwitem gospodarki. Wielu z nich zaharowało się na śmierć, dbając o interesy republiki. - Myślę, że uciekłbym gdzie oczy poniosą przed perspektywą podobnego zaszczytu. - To także niemożliwe, wasza wysokość. Gdy tylko imię jakiegoś człowieka pojawia się na liście nominacji do urzędu, jego właściciel trafia pod ścisłą obserwację. Jeśli zostanie wybrany, jest pilnowany do końca kadencji. Republika upewnia się, że każdy sumiennie spełni swój obowiązek. - Republika to surowa pani. - Istotnie, książę Sparhawku. I tak właśnie być powinno. * * * Choć jego towarzysze sarkali na opóźnienie, Sparhawk odłożył wyjazd o kolejne dwa dni. W tym czasie gorączkowo układał listy do Ehlany. Postępowanie fikcyjnego dochodzenia musiało być przekonujące i przynajmniej odrobinę ciekawe. Sparhawk ozdabiał swe relacje fałszywymi wskazówkami, spiskami i nie rozwiązanymi tajemnicami. Stopniowo opowieść pochłaniała go coraz bardziej, czasami do tego stopnia, iż zapominał, że opisywane przez niego wydarzenia w istocie są zmyślone. Niezwykle dumny ze swych osiągnięć, zaczął przeglądać kolejne listy, dodając do nich drobne szczegóły i poprawiając źle sformułowane zdania, aż wreszcie nieświadomie przekroczył granicę pomiędzy dbałością o szczegóły a czystą pedanterią. - Wystarczy już, Sparhawku - oznajmił Vanion wieczorem drugiego dnia, przejrzawszy gotową korespondencję. Stary mistrz demonstracyjnie założył na siebie prostą tunikę i ciężkie buty do konnej jazdy, używane przez pandionitów podczas długich podróży. - Nie sądzisz, że są zbyt oczywiste? - Takie właśnie powinny być. - Może powinienem przerobić trzeci list? Z bliżej nie znanych przyczyn wydaje mi się ogromnie słaby. - Przepisałeś go już cztery razy. Wystarczy. - Naprawdę nie jestem z niego zadowolony, Vanionie. -Sparhawk odebrał przyjacielowi wzmiankowany list i raz jeszcze przebiegł go wzrokiem, odruchowo sięgając po pióro. Vanion stanowczo odebrał mu pergamin. - Pozwól mi poprawić ostatni akapit - błagał Sparhawk. - Nie. - Ale... - Nie! -Vanion odłożył list na właściwe miejsce, złożył cały plik i wsunął go za pazuchę. - Oscagne wysyła z nami Norka-na - oświadczył. - Oddamy mu listy, on zaś będzie posyłał je kolejno do Ehlany. Norkan jest dość przebiegły, by zachować odpowiednie przerwy między nimi, tak aby nikt nie nabrał podejrzeń. Statek czeka od tygodnia i Emban zaczyna się niecierpliwić. Pożeglujemy z porannym odpływem. - Chyba wiem, co zrobiłem nie tak - zasępił się Sparhawk. -Mogę poprawić ten trzeci list. Zajmie mi to nie więcej niż godzinę czy dwie. - Nie, Sparhawku. Kategorycznie nie. * * * - Jesteś pewna, że śpi? - szepnął Sparhawk. - Oczywiście, że tak, ojcze - odparła księżniczka Danae. f <4i- Wiesz przecież, że budzi ją nawet najlżejszy szmer. Słyszy flfenchę wędrującą po suficie. „t:,- Nie dziś wieczór, ojcze. Dopilnowałam tego. - Mam nadzieję, że wiesz, co robisz, Danae. Ehlana zna każdą, nawet najdrobniejszą rysę na tym pierścieniu. Jeśli istnieje choćby najmniejsza różnica między nim a jego kopią, natychmiast ją dostrzeże. - Och, ojcze, zanadto się przejmujesz. Pamiętaj, że robiłam to już przedtem. Ghwerig wykuł oba pierścienie, a przecież go oszukałam. Kradłam te pierścienie przez tysiące lat. Wierz mi, matka nigdy nie odkryje różnicy. - Czy to naprawdę konieczne? - Tak. Bez pierścieni Bhelliom jest dla ciebie bezużyteczny, a możesz go potrzebować niemal natychmiast, gdy tylko podniesiemy go z dna morza. - Czemu? Bogini wywróciła oczami i westchnęła. - Ponieważ cały świat zadrży w posadach w chwili, gdy poruszymy Bhelliom. Kiedy niosłeś go z sobą do Zemochu, świat wokół dygotał niczym galaretka na talerzu. Mojej rodzinie i mnie nie podoba się, kiedy ktoś rusza Bhelliom. To budzi w nas niepokój. - Czy wrogowie zdołają dzięki temu określić nasze położenie? Potrząsnęła głową.
|
Wątki
|