— Chodź...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
— Michael wspiął się na skrzydło i wsunął do malutkiego kokpitu.
— Tu jest tak mało miejsca. — Centaine zawahała się na skrzydle.
— Ty teŜ nie zajmujesz za duŜo miejsca, ale przypuszczam, Ŝe troszkę się boisz, co?
— Boję się, teŜ mi coś! — Rzuciła mu spojrzenie pełne wzgardy i zaczęła się przymierzać do zejścia w dół.
Była to skomplikowana procedura, która wymagała podciągnięcia spódnicy nad kolana i ostroŜnego
przejścia nad wysoką krawędzią kokpitu. Wyglądała przy tym jak piękny ptak siadający w gnieździe i Michael nie mógł się oprzeć, Ŝeby nie pogłaskać jej po aksamitnych udach aŜ do majtek.
— Mój panie, za duŜo pan sobie pozwala! — krzyknęła z udaną złością i opadła mu na kolana.
Zapiął pasy im obojgu i pocałował skrawek szyi Centaine widoczny pod krawędzią skórzanego
hełmu.
— Teraz jesteś w mojej władzy. Stąd nie ma ucieczki.
— Wcale nie jestem pewna, czy chciałabym uciekać — zachichotała.
Jeszcze kilka minut zeszło im na układaniu halek, spódnicy i futra Centaine i upewnianiu się, Ŝe
Michael moŜe sięgnąć w tej pozycji do wszystkich przyrządów.
— Gotowe — oznajmił i podjechał maszyną na sam skraj pola, wykorzystując kaŜdy centymetr,
gdyŜ ziemia była miękka, a zaimprowizowany pas startowy bardzo krótki.
Michael kazał Macowi wyjąć amunicję, z obu karabinów i spuścić płyn chłodzący z vickersa, co
zmniejszyło wagę samolotu o prawie trzydzieści kilogramów, ale nadal był on przeładowany jak na tak krótki pas startowy.
— Trzymaj się — rzucił jej do ucha, otworzył przepustnicę i cięŜki samolot ruszył do przodu.
— Dzięki Bogu, Ŝe mamy południowy wiatr — mruknął Michael, czując jak cięŜko wyrywa się z
mokrego piachu i wznosi w powietrze.
Gdy przelecieli nad murkiem, Michael pochylił lekko maszynę, Ŝeby nie zawadzić skrzydłem o jeden
z dębów, i juŜ wspinali się w górę. Czuł, jak Centaine siedzi sztywno na jego kolanach i pomyślał, Ŝe musi się bardzo bać w tej chwili. Rozczarowało go to.
— JuŜ jesteśmy bezpieczni! — krzyknął przez ryk silnika i kiedy odwróciła do niego głowę,
stwierdził, Ŝe w jej oczach maluje się nie lęk, lecz ekstaza.
— Jest cudownie — powiedziała i pocałowała go.
Świadomość, iŜ Centaine dzieli z nim pasję latania, spowodowała, Ŝe Michael poczuł się szczęśliwy.
— Będziemy lecieć nad pałacykiem — zapowiedział jej i połoŜył samolot do skrętu, zniŜając
jednocześnie lot.
Centaine drugi raz w Ŝyciu przeŜywała tak silne emocje; latanie było wspanialsze od jazdy konno i muzyki, niemal tak dobre jak kochanie się z Michaelem. Miała wraŜenie, Ŝe jest ptakiem, podniebnym
orłem, chciała krzyczeć z radości, pragnęła zatrzymać tę chwilę na zawsze. Gdyby tak mogła zawsze wznosić się wysoko, czując wokoło świszczący, porywisty wiatr i otaczające ją silne, opiekuńcze
ramiona męŜczyzny, którego kochała.
Pod nią rozciągał się zupełnie nowy świat; znajome miejsca, na które patrzyła od dzieciństwa,
widziała teraz z innej, bardziej ekscytującej perspektywy.
— Anioły muszą widzieć ziemię w ten sposób! — krzyknęła głośno, a Michael uśmiechnął się
rozbawiony jej fantazją.
Pałacyk przemknął pod nimi i Centaine uświadomiła sobie, Ŝe nigdy nie zdawała sobie sprawy, jak
duŜy jest ich dom i jak piękny jest jego dach z róŜowych dachówek. Na polu za stajniami zobaczyła Nuage'a uciekającego przed ryczącym Ŝółtym samolotem i roześmiała się, krzycząc pod wiatr:
— Biegnij, mój kochany! — i juŜ go minęli.
Centaine ujrzała Annę pracującą w ogródku — właśnie się prostowała, odwracając od swych roślin.
Poruszona nagłym hałasem, ocieniła oczy dłonią i popatrzyła w ich stronę. Była tak blisko, Ŝe Centaine dostrzegła grymas na jej czerwonej twarzy i wychyliła się najdalej jak mogła z kokpitu. śółty szal rozwinął się na wietrze, gdy dziewczyna podniosła rękę, Ŝeby pomachać opiekunce, i zobaczyła wyraz absolutnego zaskoczenia i niedowierzania rozpościerający się na twarzy Anny.
Centaine roześmiała się radośnie i zawołała do Michaela:
— Leć wyŜej! Jeszcze wyŜej!
Michael wykonał posłusznie jej polecenie. Centaine nawet przez chwilę nie siedziała mu spokojnie
na kolanach; wierciła się i obracała, wychylając się to z jednej, to z drugiej strony kokpitu i
podskakując co chwila.
— Spójrz! Spójrz! Tam jest klasztor — gdyby tylko siostrzyczki mogły mnie teraz widzieć! To nasz kanał, a tam jest katedra w Arras, och, a tam jest...
Jej entuzjazm i wesołość były bardzo zaraźliwe i Michael śmiał się równieŜ, a kiedy obróciła się do niego, pocałował ją w usta, ale Centaine szybko go odsunęła.
— Nie chcę stracić nawet sekundy!
Michael wypatrzył z daleka główną bazę sił powietrznych ulokowaną w Bertangles; pasy startowe z
zielonej darni przecinały ciemny las krzyŜem, w którego ramionach skupiły się hangary i budynki.
— Słuchaj uwaŜnie — Michael wykrzyczał w ucho Centaine. — Musisz trzymać głowę nisko
pochyloną, gdy będziemy lądowali.
Centaine skinęła posłusznie głową.
— Jak dam ci znak, to wyskoczysz z samolotu i pobiegniesz w stronę lasu. Po swojej prawej
będziesz miała kamienny murek. Pójdź wzdłuŜ niego jakieś trzysta metrów, aŜ dojdziesz do drogi i tam poczekaj na mnie.
Michael okrąŜył bazę w jak najbardziej przepisowy sposób, wykorzystując fakt, Ŝe lecieli statecznie z wiatrem, do uwaŜniejszego przyjrzenia się temu miejscu. Starał się wypatrzyć jakieś oznaki wskazujące na obecność wyŜszych oficerów czy innych osób mogących przysporzyć mu kłopotów. Przed
hangarami stało kilka samolotów i dostrzegł jedną lub dwie osoby pracujące przy maszynach.
— Wygląda na to, Ŝe jest spokojnie — mruknął do siebie, naprowadzając samolot pod wiatr w
stronę głównego lądowiska.
Centaine skuliła się na jego kolanach tak, Ŝe nie mogła być dla nikogo widoczna z ziemi.
Michael opadł z wysoka jak zupełny nowicjusz; znajdował się jeszcze na wysokości piętnastu
metrów, gdy mijał hangary, i dotknął ziemi daleko przy końcu pasa, pozwalając maszynie potoczyć się pod samą ścianę lasu, zanim zawrócił i ostro zahamował.
— Skacz! — krzyknął do Centaine i wypchnął ją z kokpitu. Zakryta przez kadłub samolotu od
strony hangarów, zebrała spódnicę, zarzuciła torbę na ramię, skoczyła i pobiegła co sił w nogach w stronę lasu.
On zaś podprowadził maszynę pod hangary i zostawił ją na przedpolu.
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.