to w bogactwie...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
Ale te plany, oczywiście, nie przewidywały, że w cią-
gu niecałych trzech lat SLD tak obrzydnie się społeczeństwu, że na-
wet jego żelazny elektorat zacznie szukać innego wyraziciela swych
interesów. Czy to znaczy, że Lepper urwał się swoim mocodawcom ze
smyczy, czy też - co nakazywałaby elementarna ubecka rutyna - za-
chowali oni sobie dość „haków”, żeby mieć faceta pod kontrolą? Oso-
biście zakładam to drugie, ale czas pokaże.
*
O Lepperze wypisuje się teraz całe tomy politycznych i socjologicz-
nych analiz, a tak naprawdę wystarczyłoby zacytować jedną anegdo-
tę. Przewodniczący „Samoobrony” wystąpił kiedyś - wielu ludzi mu-
siało to przecież widzieć - w popularnym talk-show Ewy Drzyzgi,
gdzie, zapewne chcąc zmienić swój prostaczy wizerunek, poddał się
egzaminowi specjalisty od savoir-vivre’u. Ma pan ważnego i godne-
go szacunku gościa, mówi egzaminator, i podjeżdża limuzyna, do któ-
rej obaj wsiadacie. Gdzie pan sadza gościa, a gdzie siada sam? Lep-
per: gość siada za kierowcą, a ja obok. Nie, poprawia specjalista od
dobrych manier, za kierowcą siada pan sam, a gościa sadza obok sie-
bie. Na co Lepper protestuje stanowczo: ależ ja jestem politykiem, a
polityk jest najważniejszy!
*
W gruncie rzeczy zgadzam się z tymi, którzy protestują przeciw-
ko krytykowaniu „klasy politycznej”, „polityków” czy „elit politycz-
nych” jako całości. Fakt oczywisty - czyniąc tak, wsadzamy do jedne-
go worka tego, kto posyłał Rywina do Michnika i tego, kto usiłował
tego pierwszego wytropić, tych, którzy psuli gospodarkę z tymi, któ-
rzy ją naprawiali, i tak dalej. I, rzeczywiście, umacniamy w ten spo-
sób stereotyp, że wszyscy politycy są siebie warci, a skoro tak, to trze-
ba popierać tych, którzy twierdzą, że politykami nie są. Stąd potem
takie idiotyzmy, jak pozytywny odbiór przez polactwo lepperowych
zapewnień „my jeszcze nie rządziliśmy”. Trudno by znaleźć takiego
durnia, żeby, mając do wykonania nawet prostą operację, nie zaraz
tam trepanację czaszki - choćby tylko wycięcie migdałków, zdecydo-
wał się pójść pod nóż facetowi chwalącemu się, że nigdy jeszcze ni-
kogo nie operował, choć, na logikę, tylko takiemu można na sto pro-
cent zaufać, iż nigdy ani jednej operacji nie sknocił. Ba, nie sądzę,
żeby ktoś mechanikowi, który nigdy jeszcze tego nie próbował, po-
wierzył naprawę swojego samochodu. A jednak ludzie, którzy podob-
nych głupstw nie zrobiliby nigdy, gotowi są beztrosko powierzyć na-
prawę Rzeczypospolitej ludziom, o których tak naprawdę nie wiedzą
(i nie chcą wiedzieć, w tym problem) niczego, tylko dlatego, że oni
jeszcze nie rządzili?
Odpowiedź, dlaczego tak się dzieje, jest prosta: bo „jeszcze nie rzą-
dziliśmy” znaczy tu tyle, co „nie jesteśmy złodziejami”. Utwierdzać
ten stereotyp znaczy tyle, co robić u Leppera za „pożytecznego idio-
tę”. W porządku, jest to pułapka, i ja też w nią wpadam - ale z dru-
giej strony, ile razy mogę zastrzegać, że „niektórzy”, że „większość” i
że głównie zachowują się tak politycy lewicowi, skoro lewicowi są u
nas prawie wszyscy politycy, także większość tych, którzy nazywają
siebie prawicą? (Nie, mili Państwo, to nie żadna moja obsesja, tylko
po prostu stwierdzenie faktu. W takiej Ameryce, na przykład, odwrot-
nie, politycy tam nazywani lewicowymi u nas uchodziliby za skraj-
nych zwolenników „wilczego kapitalizmu”.) W końcu zrobi się to rów-
nie żałosne, jak uparte nazywanie przez media robiących zadymy ki-
boli „pseudokibicami”. Mam się naprawdę bawić w podobne zaklina-
nie rzeczywistości i pisać o „pseudopolitykach”, sugerując, że praw-
dziwi politycy powinni być inni, tylko że tych prawdziwych nie masz
w naszej chacie?
Pewnie, pisząc o braniu przez lekarzy kopertówek krzywdzi się ja-
kąś grupę tych, którzy przypadkiem nie biorą - i tak dalej, nie dłuż-
my listy przykładów. Ale na ogólną ocenę polityków pracują ci, którzy
są najskuteczniejsi i odnoszą największe sukcesy, a dążenie do sukce-
su wymaga podporządkowania się właśnie takim a nie innym regu-
łom. A to z kolei wynika z takich a nie innych oczekiwań, jakie ma
wobec swoich polityków społeczeństwo. Lepper jest jaki jest, bo traf-
nie zanalizował mechanizmy sukcesu swoich poprzedników i sko-
piował je w udoskonalonej formie - i baw się teraz w kombinowanie,
czy pierwsze było jajo, czy kura, to znaczy, czy tacy ludzie nami rzą-
dzą, bo lepszych od nich polactwo zmiotło ze sceny politycznej, czy
też polactwo tak zdurniało, bo od piętnastu lat jest przez kolejne eki-
py władzy i opozycji karmione kłamstwami, populistycznymi bred-
niami i zwykłą głupotą?
Nie będę się w to wdawał. Robię unik, do którego mam prawo jako
felietonista, i zwracam uwagę Drogiego Czytelnika, jakiego znacze-
nia nabrało w polszczyźnie przez ostatnich piętnaście lat samo sło-
wo „polityczny”. „To są polityczne zarzuty”, broni się każdy prominent
oskarżony o przekręty, i ma to znaczyć tyle, co zarzuty fałszywe, sfa-
brykowane, oszczercze, stanowiące element jakiejś brudnej, personal-
nej rozgrywki. „To była polityczna nominacja”, pisze gazeta i wszyscy
wiedzą, że znowu nominowano na ważne stanowisko ignoranta, tyl-
ko dlatego, że jest czyimś kolesiem. „Decyzja polityczna” nie oznacza
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.