Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
— Bardzo rozsądnie. A czy nie powinna to być osoba, którą nasza Berzel instynk- townie darzy sympatią? — Zapewne, lecz nie musi to być warunek, gdyż Berzel bardzo łatwo nawiązuje kon- takty ze wszystkimi. Ze mną zaprzyjaźniła się już przy pierwszym spotkaniu. — Nie uszło to naszej uwagi — zaznaczył król. Opróżnił jednym haustem swój kie- lich i sięgnął po dzban. — Czy nasza urocza przyjaciółka na pewno nie życzy sobie już wina? — Na pewno. Ithian, napełniwszy swój kielich aż po brzegi, pociągnął zeń solidnie, po czym przez dłuższy czas uważnie przyglądał się Księżniczce, kontemplując jej urodę w świetle dwóch kandelabrów jarzących się na obu końcach stołu. Wreszcie przemówił: — Kogo więc polecisz nam jako kandydatkę na królową Othionu? — Prawdę mówiąc, mimo najszczerszych chęci nie udało mi się stworzyć listy god- nych oblubienic. Tak dzisiaj trudno o urodziwe księżniczki. — Gorzej! Nawet tych o przeciętnej urodzie nie uświadczysz nigdzie. Prawdziwy szczęściarz z tego Kedrigerna. Udało mu się podbić serce wyjątkowo pięknej damy. Nagradzając komplement uśmiechem, Księżniczka odparła: — Bardzo za nim tęsknię. Mam nadzieję, że jest cały i zdrowy. Tyle niebezpieczeństw czyha tutaj na podróżnych... Nawet czarnoksiężnicy muszą mieć się na baczności. — Niech czarnoksiężnicy podróżują do woli, niech nawet wszyscy opuszczą Othion, nic nas to nie obchodzi dopóki ty, pani, jesteś tu z nami — zapewnił gorąco Ithian, wy- chylając do dna kolejny kielich. Odstawił go i otarłszy usta, ponownie napełnił, wraca- 74 75 jąc natrętnie do tematu: — Uważasz więc, że powinienem poszukać pięknej księżnicz- ki, która cieszy się szacunkiem i miłością Berzel? — To wyjście najkorzystniejsze dla wszystkich. — Zgadzam się całkowicie. Twoje włosy lśnią tak rozkosznie w świetle świec... — Dziękuję ci Ithianie, lecz trzymajmy się tematu. — Mówimy szczerze. Twoje oczy urzekają błękitem, łabędzia szyja budzi zachwyt. Takiej piękności Othion nie podziwiał od śmierci naszej umiłowanej Kanvaniry. — To naprawdę miło z twojej strony, Ithianie — dziękowała Księżniczka, wstając. — Doceniam twoje komplementy, ale... Nie dokończywszy, odskoczyła z krzykiem, Ithian bowiem, z łoskotem odrzuciwszy za siebie opróżniony kielich, runął do jej stóp. — Bądź moja, Księżniczko! Zostań królową Othionu! — Ithianie! — Cały Othion cię uwielbia, Berzel cię potrzebuje, a my całym sercem popieramy ich wybór! — Ależ ja jestem zamężna, Ithianie! — Nie szkodzi. Podejmiemy odpowiednie kroki. Tylko ty żadna inna, najdroższa Księżniczko! Jesteś dla nas wymarzoną kandydatką na żonę! Jako jedyna spełniasz wszystkie kryteria, ustanowione przez siebie samą! — Ithianie, ja kocham mojego męża! — przywoływała go do porządku Księżniczka, cofając się do drzwi. Ithian podążał za nią na kolanach, wyciągając ramiona. — Kedrigern to tylko czarnoksiężnik, a ja jestem prawdziwym mężczyzną, i do tego królem! — Nie pozwalasz mi o tym zapomnieć — podsumowała sarkastycznie. — A ty postąpisz nieroztropnie, ignorując to. Kedrigern będzie żył jeszcze długo, całe stulecia, nie zmieniając się prawie wcale. Za pięćdziesiąt lat będzie wciąż w kwiecie wieku, jak ty dzisiaj, podczas gdy ty przeistoczysz się w pokraczną, starą babuleńkę. To doprawdy ładna perspektywa dla takiej pięknej Księżniczki! Porzuć go i zostań królową Othionu! Jeśli Kedrigern naprawdę cię kocha, pozwoli ci odejść! — Raczej zamieni cię w ropuchę! — Niech sczeźnie ropuszy ród! — wrzasnął Ithian, dźwigając się z klęczek i wygraża- jąc pięścią. — Dokonaliśmy wyboru, a ty masz być posłuszna! — Ani słowa więcej. Wypiłeś o parę kielichów za dużo, Ithianie, a teraz... Przerwała, gdyż Ithian nagle rzucił się ku niej. Szczęśliwie umknęła natarczywemu wielbicielowi, odruchowo wzbijając się powietrze. Król upadł na puste krzesło, które ru- nęło pod jego ciężarem. Hałas wzmogły wściekłe okrzyki Ithiana oraz brzęk strąconego przy tej okazji kielicha Księżniczki. Król z trudem gramolił się z podłogi, dysząc przy 74 75 tym ciężko. Księżniczka odfrunęła dalej. — Wracaj natychmiast na ziemię! Tak nie postępuje się z królem — poprosił zadzi- wiająco spokojnym, pełnym urażonej godności tonem. — A król nie postępuje tak z damą. Wolę zostać tutaj — zdecydowała Księżniczka, na wszelki wypadek unosząc się jeszcze wyżej. Ze zręcznością niespodziewaną u osoby tak potłuczonej i tak napełnionej winem, Ithian popędził chyżo do drzwi i zasunął rygle. Księżniczka salwowała się w ostatniej chwili ucieczką przez okno, wyprzedzając króla dosłownie o włos, kiedy rozpaczliwie rzucił się na oślep, by jej dosięgnąć. Zdołał pochwycić jedynie jej pantofelek. Pofrunęła prosto do swojej komnaty, znajdującej się w przeciwległym skrzydle pała- cu, oceniła bowiem, że zanim Ithian tam się wedrze, zdąży zawinąć trochę niezbędnego ekwipunku w koc i przygotować najwygodniejsze buty na drogę. Zmęczona i rozzłosz- czona, z niechęcią myślała o konieczności nocowania w lesie. Przez moment rozważała nawet, czyby nie zamienić króla w cokolwiek — choćby w ropuchę, ale zrezygnowała z tego pomysłu. To nie tylko nie rozwiązałoby problemu, ale na dodatek zasmuciłoby Berzel. Trudno, niech będzie las. Ostatecznie zdecydowała się zabrać dwa koce i poduszkę. Właśnie wsuwała stopy w buty, kiedy z hallu dobiegła ją narastająca wrzawa. Nie zwlekając dłużej, zatknęła różdżkę za pasek i wyfrunęła przez okno, kierując się w stronę lasu. 77 8. Odkurzanie pamięci Prawie po trzech godzinach jazdy dwaj czarnoksiężnicy zatrzymali się, by odpocząć na polanie u wartkiego strumienia, obmywszy twarze i ręce orzeźwiającą zimną wodą, wyciągnęli się na trawie w cieniu dorodnego buka, pogryzając kanapki czarnego chleba grubo posmarowane masłem. Traffeo rozprostował nogi i splótłszy palce pod głową, obserwował prześwietlone słońcem liście na wierzchołku drzewa, głęboko wdychając
|
Wątki
|