Po zgłoszeniu się do kierownika hotelu człowiek z ochrony zaprowadził go szybko do apartamentu na jednym z najwyższych pięter...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
Musiał okazać w drzwiach dokument tożsamości i po przeszukaniu przez dwóch dobrze zbudowanych Kubańczyków w smokingach wpu­szczony został do okazałego apartamentu, w którym Bo­jowcy Wolnej Kuby zebrali się na wieczór zabawy. Je­den wspaniały salon prowadził do następnego, a ponie­waż drzwi między nimi zostawiono otwarte, Domostroy mógł swobodnie przechodzić z sali do sali, chociaż kie­dy to robił, zorientował się, że we wszystkich pomiesz­czeniach w regularnych odstępach rozstawieni zostali ochroniarze.
W środku największej sali Domostroy zobaczył wyso­kie na metr ogrodzenie z białego włókna szklanego oka­lające przestrzeń o średnicy około sześciu metrów, we­wnątrz którego leżała gąbkowata gumowa mata. W po­bliżu w drewnianej skrzyni stała przenośna waga, a w rogach pokoju leżały sterty pustych tekturowych pudeł. W najdalszym kącie sali stała konsola paganini, którą, jak się domyślał, przyniesiono tu dla niego. Grał na niej tylko raz, poprzedniego roku, na wystawie Tar­gów Muzycznych, i zadziwiły go jej wszechstronne mo­żliwości i wierność w naśladowaniu dźwięków.
Przybywało coraz więcej Bojowców Wolnej Kuby, mężczyzn w smokingach, kobiet w ekstrawaganckich sukniach wieczorowych. Wielu z nich niosło szerokie walizeczki z wikliny lub wypolerowanego drewna, opa­trzone zamkami szyfrowymi. Domostroy obserwował, jak każdy z mężczyzn ostrożnie otwiera walizeczkę, któ­rą przyniósł ze sobą, i przenosi jej zawartość do jednego z większych pudeł leżących w rogach pokoju. Zawartość za każdym razem była taka sama: koguty do walki, jedyni poważni bojowcy tego wieczoru. Ich pióra mieni­ły się czerwienią, pomarańczem, czernią, żółcią i be­żem, a wokół szyi, nóg i dziobów - związanych, by zapo­biec wzajemnemu poranieniu - falowały opalizujące krezy.
Pomocnicy doglądali ptaków, ostrożnie przyczepiając ostrogi i obrączki identyfikacyjne do nóg każdego kogu­ta. Stojący obok Domostroya mężczyzna poinformował go, że ostrogi są różne, w zależności od tego, do jakiego rodzaju walki hodowano i przygotowywano ptaka. Nie­które sporządzono z nóg zdechłych kogutów, zaostrzo­nych jak brzytwa i zahartowanych jak stal. Te przezna­czone były do wbicia i rozcięcia ciała przeciwnika. Inne zrobione były z metalu, spośród nich „oszczepy” przy­pominały wyglądem bagnety, podczas gdy w zakrzywio­nych jak sierp „pałaszach" zaostrzona była tylko jedna krawędź.
Przy stoliku blisko areny trenerzy starannie ułożyli posegregowane przybory do walki kogutów, tampony do czyszczenia i opatrywania ran, nawoskowane nylonowe sznurki, obrączki na nogi, skórzane futerały na ostrogi, moleskinowe taśmy, dodatkowe maty gumowe, gąbki, plastikowe worki na zdechłe koguty, jak również zapas zastrzyków z dekstrozy do pobudzania rannych ptaków, a także antybiotyki przeciw zakażeniu.
Kelnerzy w białych marynarkach krążyli z tacami trunków. Domostroy poczęstował się Cuba Librę i ob­serwując przygotowania do walk, przypomniał sobie, że słyszał kiedyś, iż wrzask przyjmujących zakłady graczy, krzyk sędziów i wycie zagrzewających ptaki kibiców czyniły walkę kogutów hałaśliwym sportem. Powód, dla którego został tego wieczoru zatrudniony, stał się dla niego jasny: przy pomocy paganiniego - który mógł brzmieć jak cała orkiestra - zagłuszyć miał odgłosy wal­ki kogutów i dać do zrozumienia gościom na górnych i dolnych piętrach, że patrioci kubańscy tańczą, wzno­szą okrzyki i śpiewają do muzyki kubańskiego zespołu.
Kiedy ptaki zostały przygotowane do walki, ich wła­ściciele rozpoczęli dyskusję za i przeciw używaniu osz­czepów i pałaszy. Dwaj mężczyźni obok Domostroya roz­prawiali o niezwykłym instynkcie koguta do toczenia walki z innymi kogutami, zawsze i wszędzie, bez naj-miejszego powodu. Ten instynkt był tak głęboki, trwały i przemożny, że żadna istota ludzka, bez względu na to, jak byłaby barbarzyńska, czy jak silny kierowałby nią motyw walki, nie potrafi tego zrozumieć. Jeden z męż­czyzn opisał incydent, który wydarzył się na farmie koguciej u jego kuzyna na Florydzie. Podczas gwałtow­nej burzy gradowej porywiste wiatry zniszczyły wiele kurników i klatek, uwalniając z nich ptaki. Kiedy ucich­ła burza, większość ptaków nie żyła. Uwolnione ze swo­ich więzień, pozabijały się na miejscu.
Domostroy przechadzał się po sali, słuchając, jak kobiety gawędzą ze sobą o biżuterii i modzie, gimnasty­ce i kosmetykach odmładzających, a mężczyźni rozpra­wiają z przejęciem o kogutach.
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.