Nie zdążył jeszcze dobrze się oddalić, gdy otoczyła nas gromada kotów...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
Było ich sześć i wszystkie miauczały żałośnie, powodując nieznośny hałas. Dałam im kawałek ciasta, które pożarły łapczywie. Nalałam mleka na spodek. Dosłownie biły się, aby się do niego dostać.
- Och - zawołałam oburzona - przecież one są zagłodzone! To nikczemne. Proszę, bardzo proszę, niech pan zamówi więcej mleka i ciasta.
Pułkownik Race bez słowa poszedł spełnić moją prośbę. Po chwili wrócił z dzbankiem pełnym mleka, które koty wypiły do ostatniej kropelki.
Wstałam. Na mojej twarzy malowała się determinacja.
- Zabieram te koty do domu. Nie zostawię ich tutaj.
- Ależ dziecko! Niech pani nie będzie śmieszna. Nie może pani podróżować z sześcioma kotami. To nie to samo co pięćdziesiąt drewnianych zwierzaków.
- Mniejsza o drewniane zwierzaki. Te koty są żywe. Zabieram je.
- Nie zrobi pani tego. - Popatrzyłam na niego z urazą, a pułkownik mówił dalej: - Uważa pani, że jestem okrutny. Nie można przejść przez życie, roztkliwiając się nad wszystkim. Sprzeciw nic pani nie pomoże. Nie pozwolę pani ich zabrać. To prymitywny kraj, a ja jestem silniejszy od pani.
Wiem, kiedy muszę ustąpić. Wracając do samochodu, miałam łzy w oczach.
- Być może nie nakarmiono ich tylko dzisiaj - mówił pułkownik Race tonem pocieszenia. - Żona właściciela pojechała do Bulawayo na zakupy. Tak więc wszystko będzie dobrze. Poza tym świat jest pełen głodujących kotów.
- Niech... niech... - zaczęłam gwałtownie.
- Tłumaczę pani, jakie naprawdę jest życie. Uczę panią być twardą i bezlitosną, tak jak ja. Na tym polega tajemnica władzy, klucz do sukcesu.
- Wolę być martwa niż bezlitosna - odparłam z pasją. Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy. Powoli zaczęłam dochodzić do siebie. Nagle, ku mojemu wielkiemu zdumieniu, pułkownik Race ujął mnie za rękę.
- Anno - powiedział łagodnie - pragnę cię. Czy zostaniesz moją żoną?
Moje zaskoczenie było kompletne.
- Och nie - wymamrotałam - nie mogę.
- Dlaczego?
- Ja... ja nie kocham pana. Nigdy nie myślałam o panu w ten sposób.
- Rozumiem. Czy to jedyny powód?
Musiałam być z nim szczera. Tyle byłam mu winna.
- Nie - odparłam - nie jedyny. - Ja... ja kocham kogoś innego.
- Rozumiem - powtórzył. - Czy tak było od początku? Od chwili, gdy panią zobaczyłem na pokładzie „Kilmorden Castle”?
- Nie - szepnęłam. - To... to przyszło później.
- Rozumiem - powiedział po raz trzeci. Tym razem jego głos zabrzmiał tak dziwnie, że odwróciłam się i popatrzyłam wprost na niego. Jego twarz była ponura jak nigdy dotąd.
- Co... co pan ma na myśli? - zapytałam niepewnie. Popatrzył na mnie nieprzeniknionym wzrokiem.
- To, że teraz wiem, co powinienem zrobić.
Jego słowa sprawiły, że zadrżałam. Była w nich determinacja, której nie rozumiałam i która mnie przerażała.
Żadne z nas nie odezwało się już ani słowem, dopóki nie przyjechaliśmy do hotelu. Poszłam prosto do Zuzanny. Leżała w łóżku i czytała książkę. Absolutnie nie wyglądała na osobę, którą boli głowa.
- Taktowna przyzwoitka pozwoliła sobie na chwilę odpoczynku - przywitała mnie. - Anno, kochanie, co się stało?
Wybuchnęłam płaczem.
Opowiedziałam jej o kotach. Czułam, że nie byłoby w porządku opowiadać o pułkowniku Race. Jednak Zuzanna jest bystra i z pewnością się domyśliła, że coś jeszcze musiało się stać.
- Chyba się nie przeziębiłaś? Wiem, że to brzmi absurdalnie przy takim upale, ale masz chyba dreszcze.
- Nic mi nie jest - odparłam. - To tylko nerwy. Ktoś przeskoczył nad moim grobem. Nie mogę się pozbyć wrażenia, że zbliża się coś okropnego.
- Nie bądź niemądra - powiedziała Zuzanna zdecydowanie. - Porozmawiajmy o czymś ciekawszym. O diamentach.
- O diamentach? A co z nimi?
- Nie jestem pewna, czy są przy mnie bezpieczne. Wszystko było w porządku, jak długo nikt nie przypuszczał, że mogą być w moim posiadaniu. Teraz jednak, kiedy wszyscy wiedzą, że się przyjaźnimy, mogą zacząć podejrzewać także i mnie.
- Przecież nikt nie wie, że diamenty są w opakowaniu po filmie. To świetna skrytka. Same nie wymyśliłybyśmy lepszej.
Zgodziła się z tym po krótkim wahaniu, lecz powiedziała, że będziemy musiały jeszcze raz przedyskutować ten problem, gdy już dotrzemy do Wodospadu Wiktorii.
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.