– Nie...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.

182
– A gdybyś zmieniła zdanie, co by się stało?
Usiadła w swoim fotelu i zamyśliła się. Mięsista powierzchnia sie-dzenia otoczyła jej talię i tułów, otulając bezpiecznie przez skutkami przyspieszenia, które wkrótce miało nastąpić.
– Jedyny powód, dla jakiego mogłabym zechcieć to zrobić, to żeby zaszkodzić tobie. Ale wtedy byłoby to słowo zdyskredytowanej mi-strzyni przemian przeciwko słowu mistrza wojennego. Zginęłabym, zanim zdołałabym przedstawić dowody.
– Cóż za marnotrawstwo. Twoja mądrość, zaprzęgnięta do naszej służby, wynagradza z nawiązką stratę Ghithry Dala i jego wspólników.
Czy wykorzystasz ją dla nas?
– Tak. – Nie zawahała się, skoro Tsavong Lah powiedział „dla nas”. W jej mniemaniu oznaczało to Yuuzhan Vongów, a nie samego mistrza, mogła zatem z czystym sumieniem przytaknąć.
– Niedługo, pewnego dnia, statek-nasienie wróci na tę planetę i zakończy jej transformację. Chcę, abyś wróciła do Wielkiego Wład-cy Shimrry i badała Mózgo-Świat. Nie czyń niczego, co nie spodoba-
łoby się bogom... ale zdobądź wiedzę, której bogowie zechcą nam ła-skawie udzielić.
– Tak uczynię, mistrzu wojenny.
– Więc nie mów już więcej o śmierci. Spotkasz ją, kiedy nadejdzie właściwy czas. A teraz czas nie jest właściwy.
Coruscant Baljos Arnjak zaczynał wyglądać tak, jakby i on przechodził intensywną vongizację. Krzaczasta broda i wąsy rosły mu bez przeszkód, we wszystkich kolorach od jasnobrązowego do czarnego. Przypominały jako żywo buntowniczą formę życia nie z tego świata. Pomarańczowy kombinezon, który wkładał, kiedy nie podróżował jako Yuuzhanin, miał teraz więcej plam niż czystej tkaniny; niektóre z nich wyglądały wręcz jak żywe kolonie mchu lub porostów. Zmiany te jednak, podobnie, jak środowisko, w jakim przebywała grupa, wydawały się mu słu-
żyć – oczy mu błyszczały, ruchy miał pełne ożywienia.
– Chodźcie, chodźcie – zawołał, kiwając ręką na Jedi i Danni, aby weszły do komory hibernacyjnej Lorda Nyaksa. Bhindi już tam była i siedziała na taborecie.
– Powiedz mi, że masz jakieś informacje – odezwał się Luke.
Baljos rozpromienił się.
183
– Mam jakieś informacje. Widzisz, wcale nie bolało, prawda?
Możecie już sobie iść.
– Nie drocz się z Jedi – wtrąciła Bhindi. – I nie żądaj pochwał, które co ci się nie należą. To ja wykopałam większość informacji z przeklętych bebechów tych cholernych maszyn serwisowych.
– Ależ zgadza, się, zgadza, Panno Szarpidrutko. Co nie znaczy, że umiałabyś je zinterpretować. – Baljos najwyraźniej dostrzegł znie-cierpliwienie na twarzy Tahiri, gdyż urwał wątek. – Jesteśmy gotowi przekazać wam wszystko, co musicie wiedzieć na temat Lorda Nyaksa. To, czego Bhindi nie znalazła w pamięci maszyny, wymyśliliśmy sami.
Luke oparł się o wyprutą konsolę komputera i skrzyżował ramiona na piersi, jakby chciał się obronić przed tym, co za chwilę usłyszy.
– No więc kim on jest? W jakim celu został zmodyfikowany?
Baljos skinął głową na znak, że to pierwsza seria pytań, jakiej się spodziewał.
– To jest... albo raczej był... Mroczny Jedi. Nazywa się Irek Ismaren.
Luke zmarszczył brwi i pokręcił głową.
– To niemożliwe.
– Kim jest Irek Ismaren? – zapytała Tahiri.
Luke wygrzebał z torby notatnik.
– Tak jak mówi Baljos, był szkolony na Mrocznego Jedi. To syn albo Imperatora, albo niejakiego Sarceva Questa oraz kobiety nazwiskiem Roganda Ismaren. Była to szalona osoba, która zmodyfikowała swojego syna za pomocą implantów komputerowych. Moja siostra Leia wpadła na nią na Belsavis mniej więcej piętnaście lat temu.
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.