Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
– Aha – powiedział lekarz – a dlaczego pan się tak śpieszył? Był pan z kimś umówiony? – Łapię konsultanta – odpowiedział Iwan i niespokojnie rozejrzał się dookoła. – Jakiego konsultanta? – Berlioza pan zna? – zapytał Iwan znacząco. – Tego... kompozytora? – Iwan zaniepokoił się. – Jakiego znowu kompozytora? Ach, tego... Ależ skąd! Ten kompozytor nosi to samo nazwisko, co Misza Berlioz. Riuchin nie miał najmniejszej ochoty zabierać głosu, ale musiał wyjaśnić. – Sekretarza Massolitu, Berlioza, dzisiaj wieczorem na Patriarszych Prudach przejechał tramwaj. – Nie gadaj, jak nie wiesz! – rozgniewał się na Riuchina Iwan. – Ja byłem przy tym, nie ty! On na niego specjalnie ten tramwaj napuścił. – Pchnął go na szyny? – Kto tu mówi o pchaniu? – krzyknął rozwścieczony na powszechna tępotę Iwan. – Taki to nie musi nikogo nigdzie wpychać! On takie numery potrafi odstawiać, że bywaj zdrów! Z góry wiedział, że Berlioz wpadnie pod tramwaj! – A kto jeszcze widział tego konsultanta? – W tym cała bieda, że tylko ja i Berlioz. – Tak. A co pan zrobił, aby schwytać tego mordercę? – w tym momencie lekarz odwrócił się i spojrzał na siedzącą przy stoliku pod ściana kobietę w białym fartuchu. Kobieta wyjęła arkusz papieru i zaczęła wypełniać kolejne rubryki. – Co zrobiłem? Zabrałem z kuchni świeczkę... – Tę? – zapytał lekarz wskazując połamaną świeczkę, która razem ze świętym obrazkiem leżała na stole przed biało ubraną kobietą. – Tak, tę, i... – A święty obrazek po co? – Ach tak, obrazek... – Iwan zaczerwienił się. – Ten obrazek najbardziej ich wystraszył – znowu pokazał palcem na Riuchina – ale chodzi o to, że ten konsultant, że on... cóż, spójrzmy prawdzie w oczy... zadał się z nieczystą siłą... i tak zwyczajnie to się go nie da złapać. Pielęgniarze nie wiadomo dlaczego przybrali postawę zasadniczą i nie spuszczali oczu z Iwana. – Otóż to! – mówił dalej Iwan – nieczysta siła! To niezaprzeczalny fakt. Osobiście rozmawiał z Poncjuszem Piłatem. Nie ma co tak się na mnie gapić, prawdę mówię! Widział wszystko – i taras, i palmy. Jednym słowem, był wtedy u Poncjusza Piłata, mogę za to zaręczyć. – No, no, no. – No, to przyczepiłem obrazek do koszuli i pobiegłem... I wtedy właśnie zegar uderzył dwa razy. – Oho–ho! – zawołał Iwan i wstał z kanapy. – Już druga, a ja tu z wami tylko niepotrzebnie czas tracę! Gdzie tu jest telefon? – Przepuśćcie go do telefonu – polecił lekarz sanitariuszom. Iwan złapał za słuchawkę, a tymczasem kobieta cicho zapytała Riuchina: – Czy on jest żonaty? – Kawaler – ze strachem odpowiedział Riuchin. – Należy do Związku Zawodowego? – Tak. – Milicja? – wrzasnął Iwan do słuchawki. – Milicja? Towarzyszu dyżurny, natychmiast każcie wysłać pięć motocykli uzbrojonych w karabiny maszynowe w celu ujęcia zagranicznego konsultanta. Co? Przyjedźcie po mnie, pojadę razem z wami... Mówi poeta Bezdomny z domu wariatów... Jaki jest wasz adres? – zapytał szeptem Bezdomny doktora, i znowu krzyknął do słuchawki: – Słyszycie mnie? Halo!... To skandal! – zawył nagle Iwan i rzucił słuchawką o ścianę. Następnie odwrócił się do lekarza, podał mu rękę, sucho oświadczył ,,do widzenia” i skierował się do wyjścia. – Na litość, dokąd pan chce iść? – powiedział lekarz wpatrując się w oczy Iwana. – Późną nocą, w samej bieliźnie... Pan się przecież źle czuje, niech pan zostanie u nas. – Przepuścić – powiedział Iwan do pielęgniarzy, którzy zagrodzili mu dostęp do drzwi. – Puszczacie czy nie! – zawołał strasznym głosem. Riuchin zadrżał, a kobieta przycisnęła zainstalowany w stoliku guziczek. Na szklanym blacie pojawiło się lśniące pudełko i ampułka.
|
Wątki
|