- Co? - Nic...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.

- Przecież pan mówi, że pan wiedział! Janusz patrzył na niego wyraźnie stropiony i nieco skołowany. - Ja mówię, że wiedziałem? - zdziwił się. - No to musiałem chyba coś pokręcić. Myśmy w ogóle wszyscy wiedzieli tylko to, co Joanna wymyśliła. Nie, teraz już wszystko się pomieszało, Joanna, wyjaśnij to temu panu, ja nie potrafię! - Niemożliwe - odparłam wprawdzie przygnębiona, ale stanowczo. - Tego się nie da wyjaśnić normalnemu człowiekowi. I w ogóle nie wyręczaj się mną, jak cię ten pan pyta, to odpowiadaj. - Co ja mam odpowiadać, jak ja już sam nic nie wiem!
- A co pani o tym wiedziała? - spytał kapitan ostro, przyglądając mi się coraz bardziej nieżyczliwie. - Nie wiem - wyznałam w przypływie szczerości. -
Przypuszczam, że nic. Gdybym coś wiedziała, to przecież nie wygłupiałabym się tak przeraźliwie, żeby to rozgłaszać awansem po całej pracowni! Kapitan zaczął
nabierać coraz dziwniejszego wyrazu twarzy. Nie wiadomo, czemu znów rzucił okiem na nieszczęsny obraz i spytał Janusza: - Kiedy pan tam poszedł? W tym momencie do pokoju wszedł Jarek z zespołu kosztorysów. - Bardzo przepraszam - powiedział
gdzieś w przestrzeń między Januszem a kapitanem. - Janusz, do ciebie przyszło dwóch facetów z gumy. Nie wiem, co zrobić. Kapitan nagle zamknął oczy, ale szybko je otworzył, bo zadziwiająca informacja Jarka poderwała Janusza z miejsca.
- Rany boskie! - jęknął, chwytając się za głowę. - Cholera ciężka! Już nie mieli kiedy przyjść!? - Chwileczkę - powiedział kapitan bezradnie. - Co przyszło?... -
Dwóch z gumy - powtórzył Jarek.
- Diabli ich nadali!...-jęczał Janusz.
- Co to znaczy? Z jakiej gumy?!...
- Wszystko jedno! - krzyknął Janusz w rozpaczy. - Rany boskie! Witek ich widział? - Kto ich wpuścił?! - krzyknął kapitan, rezygnując widać na razie ze sprecyzowania rodzaju gumy. - Nikt, czekają w holu i cholernie się awanturują...
- A jeszcze przyjdzie piwo - powiedział Leszek proroczo i z ponurą satysfakcją.
Janusz wpadł w ostateczną panikę. - O rany, to koniec!! Panie władzo, ja z nimi muszę!... Jarek, idź do nich, powiedz, że zabili Tadeusza, nie, powiedz, że to mnie zabili, Witka zabili, wszystkich zabili! Niech idą do diabła, jutro wszystko dostaną, tylko niech zamkną gębę i niech mu się nie pokazują na oczy! -
O co tu chodzi?! - krzyknął kapitan, wyraźnie tracąc zimną krew. - Nigdzie pan teraz nie pójdzie, z nikim pan nie będzie rozmawiał! Tu jest śledztwo, nie rozumie pan tego?!... - Sodoma i Gomora -. powiedział Wiesio uszczęśliwiony.
Wszystko razem, rzeczy, ludzie i zbiegi okoliczności, sprzysięgło się, żeby zrobić jak największe zamieszanie. Dziwaczna zbrodnia na terenie miejsca pracy oszołomiła nas i nikt jeszcze na razie nie zdawał sobie sprawy ze skutków, jakie mogła mieć w dalszej przyszłości. Jeden skutek się właśnie objawił. Z różnych przyczyn pracownia nie była w kwitnącym stanie. Projekty dla Zjednoczenia Przemysłu Gumowego i Przemysłu Piwowarskiego były opóźnione, co pociągało za sobą liczne wizyty rozwścieczonych przedstawicieli inwestora. Zarówno owe wizyty, jak i opóźnienia Janusz i Leszek starannie ukrywali przed Witkiem, usiłując załatwić rzecz drogą nieoficjalną, znacznie bezpieczniejszą od oficjalnej. Opóźnioną dokumentację dostarczali kawałkami i właśnie teraz mieli na ukończeniu od dawna obiecywane resztki, po które przedstawiciele owej gumy i piwa chcieli się zgłosić poprzedniego dnia. Wśród tysiącznych umizgów zostali przestawieni na dziś, a dziś właśnie ktoś udusił Stolarka! Zrozpaczony Janusz zgłupiał z tego do reszty, Jarek na środku pokoju patrzył na nas w bezmyślnym otępieniu, kapitan był bliski apopleksji, a w holu czekali faceci z gumy. Nie pozostało nam nic innego, jak tylko wyjaśnić władzy dramatyczną sytuację. - Mów, Januszek - powiedziałam zachęcająco, bo zgnębiony Janusz wyraźnie się wahał. -
Lepiej przyznać się do wszystkiego całemu regimentowi milicji niż Witkowi.
Zatruje ci życie... - Może masz rację - westchnął Janusz i zaczął relację, w której z zapałem wzięliśmy udział wszyscy, usiłując opowiadać możliwie przystępnie i zrozumiale. Po długich i obrazowych wyjaśnieniach kapitan wreszcie przejął się tematem. - Dobrze, rozumiem - powiedział. - Niech pan sobie z nimi porozmawia, ale w mojej obecności. Jak pan się z nimi dogada, to już nie moja rzecz, chodźmy, załatwimy to od razu. Janusz uczynił nagle ruch, jakby chciał mu się rzucić na szyję, ale zamiast tego zerwał się z miejsca i wypadł z pokoju.
Kapitan pośpiesznie wypadł za nim. Następnych kilka chwil ujawniło nową komplikację. ! Ciągle jakby nieco oszołomiony Jarek usiadł i wytrzeszczył na nas oczy z wyrazem osłupienia. - Słuchajcie, co się tu dzieje? Na cyku trochę jestem, przed chwilą przyszedłem i już sam nie wiem, czy to ja jestem taki pijany, czy wszyscy powariowali. Rzeczywiście, Stolarek coś tego?... - Nie tylko coś, ale nawet zupełnie. Załatwiony odmownie. - Niech ja skonam - powiedział
Jarek, baraniejąc jeszcze bardziej. - A kto go wykończył? - Prawda! -
przypomniałam sobie. - Panie Jarku, to pana nie było? Jarek się wyraźnie stropił. - Kiedy właśnie o to chodzi, że byłem...
- Jak to?...
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.