Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
00 Pierwszy Zastępca zaprasza Saszkę-Aeroftota do swojego gabinetu. Zostałem sam.
O 11.32 zjawia się Nawigator. - No i co? - Towarzyszu generale, włożyłem prezent bez przeszkód. Jeszcze nie ma reakcji. Z miny Nawigatora wnoszę, że to nie mnie sprawdzano, tylko Wowkę Fomiczewa. Elementarna prowokacja. Połknął przynętę. Znalazł Biblię, ale nie wiadomo dlaczego nie powiadomił natychmiast przełożonych. Jak w takim razie postąpi, jeżeli przytrafi mu się coś poważniejszego? Zamelduje czy też przemilczy? Jasna sprawa:^ stanowi zagrożenie dla naszej tajnej organizacji i dla całego systemu. - Wiktorze Andriejewiczu, idź do domu, wyśpij się porządnie. Bądź tu z powrotem o 18.00. - Tak jest. GRU nie wie, co to wypoczynek. KGB również. Wyobraźmy sobie jednak na moment, że w każdy dzień wolny część dyplomatów nie zjawia się w pracy, natomiast reszta - zdecydowana większość - przychodzi jakby nigdy nic. Od razu stanie się jasne, kto jest rzeczywiście dyplomatą, a kto nie. Aby uniknąć podobnej sytuacji, wymyśla się masę pretekstów i sztuczek, żeby każdy dyplomata musiał również w soboty i niedziele zajrzeć do biura: musimy schować się za kurtuazyjnym, dyplomatycznym uśmiechem, musimy utrzymać w tajemnicy nieprzerwaną pracę rezydentur. W święta i dni wolne od pracy ambasada przypomina rozgrzebane mrowisko. Nie bez powodu. Tylko w te dni można odebrać korespondencje z ZSRR. Listy i prasę. Każdy potrzebuje świeżych „Izwiestij", aby sprawdzić najnowsze kursy walut. Każdy rachuje zapamiętale: warto dzisiaj wymienić dewizy na bony, czy może jeszcze zaczekać? Kurs skacze, co dzień inne notowania. Jaki będzie za tydzień kurs Gosbanku? - jeden Pan Bóg raczy wiedzieć. Ponadto w dni świąteczne w radzieckich ambasadach na całym świecie otwierane są specjalne sklepy: ceny takie, że oko bieleje. Cała radziecka kolonia zwartym tłumem pcha się do lady. W niedziele odbywają się ponadto prelekcje. Sale nabite po brzegi. Nie to, żeby lgnęli do wiedzy, bynajmniej. Na wykładach sprawdza się obecność, zaznacza krzyżykami, kto był, kto opuścił. W zasadzie nie ma przymusu, wolna wola, ale jeżeli ktoś raptem uzna, że powiedzmy, Iwan Pawłowicz ostatnio nie za bardzo się udziela, przejawia skłonność do apatii i przestał interesować się polityką, to do ewakuacji jeden krok. Którejś nocy stukanie do drzwi: tatuś niedomaga, pragnie się pożegnać. Eskorta -jak na zawołanie; nieważne czy sam Iwan Pawłowicz chce się pożegnać z rodzicielem, czy nie: - Do samolotu! Również w niedziele w ambasadach radzieckich odbywają się projekcje. Pokazują nowe i nie całkiem nowe filmy. Znowu pełno: masowe uczestnictwo - to oznaka rozwiniętej świadomości i nierozerwalnych więzów z socjalistyczną ojczyzną. Tłoczno jest w niedziele w radzieckich ambasadach, Nie ma gdzie zaparkować samochodu. Mnie to nie dotyczy, mam zarezerwowane specjalne miejsce. Spacerujemy z Nawigatorem po ogromnym parku. Gawędzimy, zerkamy dyskretnie na główną bramę. Przechadzają się również wicekonsul Piotr Jegorowicz Dunajec i Mikołaj Tarasowicz Moroz, pierwszy sekretarz ambasady. Niby nie zwracają na nas uwagi, ale wiem, że nieprzypadkowo postanowili się przewietrzyć. Szykuje się ewakuacja. Pomocnik radzieckiego attache wojskowego w Wiedniu kapitan GRU Władimir Dmitriewicz Fo-miczew okazał się osobnikiem niepewnym. Samolot już czeka. W ewakuacji bierze udział bardzo ograniczona liczba osób: Nawigator - to on podjął decyzję; ja - bo brałem udział w kontroli, więc jestem zorientowany w całej sprawie; pułkownicy Dunajec i Moroz - zastępca i Pierwszy Zastępca rezydenta.
|
Wątki
|