Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
Ostatni Rząd Narodowy w Zakroczymiu, którego zeznanie pod tym wzglę-
dem jest bardzo ważne, tak się wyraża o Krukowieckim w „Gazecie Narodowej” z dnia 19 września 1831 roku: „Był wpośród nas człowiek, który nie spotkał na ulicy żołnierza, żeby go nie zaczepił i n i e z a p e w n i a ł, że on jeden w stanie jest poprowadzić go tam, gdzie go czeka zwycięstwo lub śmierć chlubna; nie spotkał obywatela, żeby mu nie przypominał, że wszelkie układy z Rosją są próżne i zbrodnicze, że nigdy żadnych nie dotrzymała i nie do- trzyma. Oddalony przez zeszłego wodza zdawał się tym samym nową stawiać rękojmią prze- ciwko układom, którym nigdy lud nie ufał i których jakby przez jakieś przeczucie więcej się lękał niż najdotkliwszych klęsk w otwartym boju... Tym człowiekiem był jenerał Krukowiec- ki, który w czasie swego gubernatorstwa liczne wielkiej czynności dawał dowody” (Okólnik do misji polskich). Systematyczność, którą od początku powstania ściśle zachowywano w wojnie i w polityce wewnętrznej, przywiodła interes narodowy do tego zemdlenia, do tej apatii, że go tylko przez nagłe przełamanie wszelkiej rutyny, przez brak wszelkiego systematu ratować było można. Polska w granicach jednej mili kwadratowej potrzebowała na koniec a w a n t u r n i k a, że- by zostać mocarstwem albo przynajmniej zginąć z chwałą. Nie wszystko skończyło się z kampanią Skrzyneckiego, zostawały jeszcze wielkie rzeczy, wielkie dzieła godne rozpaczy konającego ludu! Mogliśmy Paszkiewicza pogrzebać pod okopami Warszawy albo w jej roz- walinach, stolicę w ostatecznym razie zburzyć, spalić lub w powietrze wysadzić, potem kraj naokoło spustoszyć pożogą, zniszczyć kolosalnym wandalizmem narodowego oporu, naresz- cie rozbić się na drobne oddziały, koczować po lasach i za Bugiem wznowić czasy konfede- rackie. Spomiędzy wszystkich hrabiów austriackich i pruskich, ze wszystkich pedantów stra- tegii, ze wszystkich ideologów polityki, którzy sprawę Polski przywiedli do tego stanu, jeden Krukowiecki, taki, jakim był wówczas albo przynajmniej za jakiegośmy go poczytywali, zdawał się mimo podeszłych lat swoich zdolnym do tych szalonych, ale koniecznych i ol- brzymich kroków! Był niewątpliwie w dotychczasowym postępowaniu swoim, w oświadcze- niach, w obietnicach najwięcej rewolucyjny; jego popędliwość, jego sarkazmy, jego impozy- cja we wszystkim, co czynił i mówił, rzeczywiście niejedną miarą rymowały z deorganizacją, z pojęciami rozpaczy, z potrzebą ostatniego wysilenia. Któż mógł przewidzieć albo odgadnąć, co nastąpi? Kiedy inni zapowiadali, że nie odmienia dotychczasowego trybu postępowania, 223 on uroczyście i jawnie wszystkich zaręczał, że objąwszy władzę natychmiast wszystko od- mieni, z gruntu zburzy budowę wzniesioną przez Skrzyneckiego w wojsku, tych bez zwłoki usunie, którzy się pokazali niezdatnymi w jakiejkolwiek części służby publicznej, a tych przykładnie ukarać nie omieszka, którzy złą wolą mieli; mianowicie zaś, że się otoczy, bez względu na sejm, ludźmi młodymi, światłymi, energicznymi i wszelkie koterie, wszelkie ka- bały przemocą potłumi. „Izba nie pozwoli jenerałowi działać w tym duchu” – mówiono mu na kilka dni przed 15 sierpnia; „c o m i t a m i z b a – odpowiedział Krukowiecki – n a- u c z y ł b y m ja ich, gdyby się mieszać chcieli do mego rządu, dość się narządzili, nie dam im kraju zgubić do reszty!” Mówił to w przekonaniu, że niezawodnie kolej rządzenia na niego przyjść musi. Istotnie, same wypadki niosły go do steru, jeszcze przed 15 sierpnia było rzeczą pewną, że go obejmie. Naprzód oznajmiał, jak go sprawować zamierza. Czynił to jawnie, bo jak ze wszystkiego, co tu powiedziałem, pokazuje się, że konspirować nie potrzebował. Ogólnie rzecz biorąc, postępowanie Krukowieckiego przed 15 sierpnia nic skrytego, nic zdrożnego w sobie nie miało. Korzystał z nieszczęść zrządzonych przez swych przeciwników ku pomnożeniu własnej wziętości. Dopiero gdy rzeczy doźrzały, wśród zamieszania zaczyna stawiać kroki oznaczające człowieka ambitnego. Zręcznie i prędko uchwycił władzę osiero- coną na bruku. Ranek świtający po rzezi zastał go na koniu wśród tłumów pospólstwa i stra- ży. Już wtedy Warszawa, Polska do niego należała! Co mógł, to najlepiej dowodzi, że tej no- cy sam siebie zrobił gubernatorem, a potem wezwał rząd, aby go potwierdził w tej władzy. Rząd pięciu natychmiast przysłał mu nominacją. Jak gubernatorem kazał się mianować rządowi, tak następnie prezesem n o w e g o r z ą- d u sejmowi. Przestraszył posłów, a szczególniej reformistów, pokazując im przez samego
|
Wątki
|