Fett nigdy wcześniej nie słyszał tego imienia, ale postanowił je zapamiętać...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
Phaeda, pomyślał.
Zamierzał przeszukać bazy danych „Niewolnika 1", a może nawet włamać się do archiwów tej planety. Zauważył, że Mirta cały czas przygląda się uważnie klejnotowi.
- Musiał kosztować cię wszystkie kredyty, jakie wówczas miałeś, Ba 'buir - odezwała się w końcu.
Podała ogniste serce Fettowi, który obrócił je w dłoniach i przesunął opuszką palca po
rzeźbionej krawędzi. Tylko najzdolniejsi artyści umieli szlifować nieobrobione kamienie bez obawy, że pękną, a co dopiero rzeźbić ich krawędzie.
- Rzadko trafiają się takie, które mienią się wszystkimi kolorami - powiedział łowca nagród. -
Zazwyczaj są czerwone albo pomarańczowe, ale takie świetliste jak ten, z pełną paletą barw...
są naprawdę kosztowne.
- Widziałam kiedyś niebieski - oznajmiła wnuczka.
- Miałem wówczas szesnaście lat. Nie było mnie stać na niebieski - stwierdził Fett.
Obecnie było go stać, i to na wiele, nawet na najrzadsze, ciemnoniebieskie klejnoty, które ujawniały niewiarygodnie bogatą gamę barw tylko w jaskrawym blasku słońca. Fett nie kochał
jednak nikogo tak mocno, żeby ofiarować tej osobie tak cenny kamień.
- Powiedz mi coś o Ailyn - powiedział. - Czy była kiedyś szczęśliwa?
Mirta zastanowiła się nad odpowiedzią.
- Raczej nie - powiedziała.
Jeżeli nie liczyć nazwisk ludzi, których zabiła, i spisu rzeczy, które ukradła, Fett wiedział o własnej córce tylko tyle, że nigdy nie była szczęśliwa, nigdy nie nazwała go tatą i nauczyła Mirtę go nienawidzić. Ani razu nie zapytał o to swojej wnuczki, bo nigdy nie było po temu dobrej okazji.
- A ty? - zagadnęła Mirta. - Czy byłeś kiedyś szczęśliwy?
Fett nie sądził, żeby kogokolwiek obchodziło, czy jest szczęśliwy, czy też nie. Wszyscy chyba z góry zakładali, że jest osobą pozbawioną wszelkich emocji. Nigdy nie było widać, żeby się złościł, był radosny albo zasmucony.
- Byłem szczęśliwy jako dziecko - przyznał w końcu. - Skończyło się to na Geonosis, a
później nigdy mi nie zależało na szczęściu.
Bywał jednak rozgniewany, smutny, przerażony, samotny i napastliwy. Po śmierci ojca dawał
upust wszystkim możliwym negatywnym emocjom. Zachowywał się tak, żeby przeżyć, kiedy
potrzebny był mu zdrowy rozsądek. Czuł się jak dźwigienka przełącznika, którą ktoś wyłącza i włącza, wyłącza i włącza. Wiedział, że któregoś dnia nikt go nie włączy i ból zniknie. Podobnie działo się z radością i miłością.
Gdyby zrobił to, co chciał ojciec, ból mógłby wrócić. Gdyby się zajął uczciwą pracą i postarał
przynajmniej zrozumieć pozostałe przy życiu osoby z własnej rodziny, miałby okazję
odzyskania chociaż części tego, z czego odarto go na tamtej arenie planety Geonosis.
- Dopijmy drinki, Ba 'buir - zaproponowała Mirta. - Chcę stąd wyjść, żeby dowiedzieć się czegoś więcej o Phaedzie.
Okręt Galaktycznego Sojuszu „Ocean" na pozycji tuż poza granicą koreliańskich
przestworzy - Jak miło, że do nas dołączyłeś - powiedziała cierpko pani admirał Niathal. Jacen wszedł na mostek i od razu wyczuł mieszaninę emocji otaczających go osób, począwszy od lekkiego
zainteresowania, a skończywszy na nerwowości. - Przykro mi z powodu twojej straty.
Jacen pokiwał uprzejmie głową. Wydawało się, że Kalamarianka szczerze składa mu
kondolencje, ale z drugiej strony... umiała bardzo dobrze udawać. Ta oficjalna wizyta na pokładzie „Oceanu" przywódcy Galaktycznego Sojuszu była po to, żeby wybadać nastawienie zgromadzonych tu przedstawicieli niektórych sprzymierzonych planet. Zawsze opłacało się
pokazać potężny okręt kilku zebranym dostojnikom, żeby im uświadomić stawkę w tej
rozgrywce. Wywiad sugerował, że Konfederacja zamierza przeprowadzić ofensywę przeciwko
planetom Jądra galaktyki, więc Jacen miał nadzieję, że wszyscy władcy zachowają należytą czujność.
Życie toczyło się jak poprzednio. Ostatnio Jacenowi wydawało się już, że jego wysiłki poszły na marne. Jeżeli chciał uzyskać odpowiedzi na kolejne filozoficzne pytania na temat doktryny Sithów, był zdany obecnie tylko na własne siły. Wyglądało na to, że Lumiya popełniła
samobójstwo, chociaż na pozór zginęła z ręki Luke'a Skywalkera. Jacen nie brał udziału w posiedzeniach Rady Jedi, ale funkcjonariusze SGS bardzo skutecznie zbierali wszelkie
informacje.
Wujek Luke naprawdę to zrobił, pomyślał Solo. Podobnie jak mój ojciec... nigdy nie można przewidzieć, jak daleko się posuną, prawda?
Spojrzał na Niathal.
- Zdaje się, że podczas mojej nieobecności Korelianie zachowywali się bardzo spokojnie -
powiedział.
- Czekali na twój powrót - zadrwiła pani admirał. - Niedługo powinna się rozpocząć ich
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.