Do problemu tego można też podejść od strony teorii uczenia się...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
W teorii tej nie występuje dziś „próg komplikacji” — i ograniczenia,, nakładane na przyrosty wiedzy, dawane nauką, są na ogół trywialne (np. poziom zdobywanej wiedzy ogranicza — informacyjna pojemność pamięci). Lecz przecież nie jest tak, żeby końcowy rezultat uczenia się wcale nie zależał od brzegowych warunków — danych wyjściowo organizacją uczącego się podmiotu. Pomiędzy uczącym a uczonym zachodzi sprzężenie swoiste: nawet ucząc się dowolnie długo, nie można „mądrzeć bezgranicznie”, i to bynajmniej nie tylko dlatego, że wreszcie się wyczerpie pojemność pamięciowych rezerwuarów. Uczenie się bez granicy zakłada obecność — w układzie, który się uczy — nie jakiejś różnorodności bezgranicznej, lecz organizacji, która przekroczyła pewien próg specyficzny; Poniżej owego poziomu uczenie się rychło musi ustać. Powyżej niego—zdaje się nabierać cech procesu, jeśli nie bezgranicznego, to w każdym razie o uniwersalności nieporównywalnej ze stanami „komplikacyjnie podprogowymi”. Otóż, matematyka staje się dopiero powyżej „progu” możliwa.
Dylemat, obracający się wokół „istoty matematyki”, typowo filozoficzny, zdaje się więc podlegać — w zasadzie — badaniu empirycznemu; albowiem „próg komplikacji” wyznaczają jakoś własności świata, w rozumieniu praw jego natury.
Nie wiadomo nawet z góry, .czy taki „próg” jest tylko jeden; może być przecież i tak, że „bariera komplikacji”, której przebicie umożliwia „uczenie się nieograniczone” — jest niejednakowo usytuowana dla rozmaitych typów organizacji układowej „uczących się podmiotów”. Nie jest wykluczone, że takich barier jest wiele; gdyby człowiek miał dotrzeć — umysłowo — do jednej z nich, budując naukę, być może, poprzez wytworzenie „wzmacniaczy rozumu”, „amplifikatorów inteligencji”, byłby —w stanie ową barierę przekroczyć (podobnie jak przekroczył „barierę energetyczną”, budując maszyny, które uniezawiśliły go energetycznie od sprawności jego własnych mięśni).
Tak więc cała ta problematyka musi się z konieczności mieć jakoś do termodynamiki, jak to i J. von Neumann sądził (mówiąc o związkach termodynamiki i logiki). Gdy więc .po to, żeby móc zdobywać mądrość, jako wiedzę, już wyjściowo trzeba „być mądrym”, tj. dysponować odpowiednim po temu uorganizowaniem, jako właściwą złożonością „ponad—progową”, to i po to. aby matematykę „odkryć”, już ją trzeba mieć „w sobie zawartą” — w uśpionej postaci.
Skoro zaś język z matematyką „w nim .schowaną”, powstają jako zjawiska społeczne, czysto singularne badanie takich fenomenów nie może być poprawne. Język nie jest jedynie „uzewnętrznionym kodem neuralnym” ustroju, lecz jest raczej (czy: równocześnie) kodem, który, powstając międzyosobniczo, opiera się na systemowej organizacji ludzkiego zbioru; ów zbiór jest jakby organizmem „wyższego informacyjnie rzędu”, a język pełni w nim funkcje komunikacyjne. Ta zaledwie tu przeczuwana ciemno problematyka jest do zweryfikowania, w oparciu o procesy modelujące lingwogenezę oraz o wynikanie języka w środowisku rozmaicie programowanych wyjściowo automatów. Chodzi o dyscyplinę, którą można by nazwać modelową epistemologią eksperymentalną; możliwości jej nie mają żadnego .precedensu w historii wiedzy ludzkiej dlatego, ponieważ umożliwiłaby taka dyscyplina — konstruowanie środowisk o — dokładnie znanych i skończonych własnościach; homeostat, badający takie syntetyczne otoczenie, jest modelem stosunku „podmiot — przedmiot”. Postępowanie takie jest bezprecedentalne, ponieważ nie ma nic wspólnego ze znanym wytwarzaniem izolowanych środowisk dla organizmów, —czym np. zajmuje się eksperymentalna zoopsychologia. Labirynt psychologa jest wycinkiem realnego świata, natomiast „labirynt”, wymodelowany cyfrowo, ma takie tylko cechy, jakie przewidział odpowiedni program maszynowy. Być może, owa tu postulowana dyscyplina badawcza, która stanie się koniem trojańskim empirii, wprowadzonym w obręb murów twierdzy filozoficznej, będzie — późnym rezultatem prac młodszej siostry bioniki, zwanej dzisiaj psychoniką.
Jak wiadomo, w matematyce panuje wprawdzie ta sama specjalizacja, która obraca poszczególne nauki w oddalające się nawzajem od siebie promienie, lecz zarazem w matematyce, wznosząc się na coraz to wyższe pietra abstrakcji, można ulegać zafascynowaniu widomym wyłanianiem się podobieństwa struktur, jakie na niższych kondygnacjach nie były do siebie podobne. Z takiej wysokości algebra upodabnia się do topologii, teoria grup spowiada się tam ze swoich pokrewieństw nieoczekiwanych z innymi gałęziami — lecz nie o matematykę teraz nam idzie. Podobieństwa, jako prawa generalne, wykrywane przez analogię, są urzeczywistnianymi aktami wcielania pewnych układów w całość zwierzchnią — skoro się to okazuje możliwe. Zaszeregowane podług takiego planu postępowania, objawiają rysy generalnego podobieństwa — wielkie systemy rzeczywiste, jak biosfera planety, jak układy socjodynamiczne, jak język dziedziczności w systemie pierwszym i etniczny — w drugim. Dla humanistyki taki zabieg systematyzacyjny nie jest jeszcze dziś do przeprowadzenia, poza próbą tak niezdarnie, tak szkicowo nakreśloną, że godną zaledwie nazwy marzenia lub mrzonki. Zaangażowanym w konkretne prace uczonym nie robi się lżej od tego, że im się opowiada, jak to już za dwieście lat ich dzisiejsza aparatura będzie rodzajem kuriozalnego zabytku, istnym truchłem przedpotopowym. W nauce metody trzeba konstruować, a nie tylko zwiastować ich przyszłe nadejście — wołaniem na puszczy. Lecz zabieg przedwstępny jest przecież do wykonania: jednolitość uchwytu badawczego musi zostać poprzedzona jednolitością języka opisu. Nie z przekory zatem, lecz tylko dla dobra sprawy z taką uporczywością wprowadzamy w sfery, jakim był obcy język, który jest w nich intruzem przybyłym z instrumentalnej dziedziny. Jakkolwiek byłby dzisiaj zgrzytliwy zabieg przekładania nań typowo humanistycznej problematyki, wydaje się taka operacja prawdziwie nieodzowna.
XIV. Szczypta praktyki 
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.