Tej nocy każdy spał, jak mógł, śniąc własne tajemne sny, wiadomo zaś, że sny są jak ludzie, niby do siebie podobne, lecz nigdy identyczne, wyrażamy się zatem...

Jak cię złapią, to znaczy, że oszukiwałeś. Jak nie, to znaczy, że posłużyłeś się odpowiednią taktyką.
Pewnego dnia przyszłe pokolenia będą litować się nad naszą małą i niedokładną wiedzą, księże Franciszku Goncalvesie, tak powiedział ksiądz Bartłomiej, nim poszedł spać do swojego pokoju, na co ksiądz Franciszek Goncalves, jak przystało na wikarego, rzekł, Wszelka wiedza jest w Bogu. Oczywiście, powiedział Awiator, ale wiedza Boga jest jak rzeka płynąca do oceanu, Bóg jest źródłem, ludzie zaś oceanem i gdyby miało być inaczej, to stworzenie świata nie miałoby najmniejszego sensu, z naszej strony możemy dorzucić, że wydaje się wprost niemożliwe, by człowiek, który wypowiedział lub usłyszał takie słowa, mógł spać spokojnie.
O świcie Baltazar i Blimunda przyprowadzili mulicę i nie musieli wcale wołać księdza Bartłomieja, otworzył bowiem drzwi, gdy usłyszał stuk podków na kamieniach, a po chwili wyszedł z domu, pożegnawszy wikarego, który miał teraz o czym myśleć, czy Bóg jest źródłem, a ludzie oceanem, jaka część wiedzy ogólnej przypadnie mu w przyszłości, gdyż co się tyczy przeszłej wiedzy, to prawie zupełnie ją zapomniał i prócz łaciny, stale używanej podczas mszy i przy udzielaniu sakramentów, dobrze pamiętał tylko drogę wiodącą między uda gospodyni, która ostatniej nocy, z powodu gościa, spała pod schodami. Baltazar trzymał wodze mulicy, Blimunda stała o kilka kroków za nim ze spuszczonymi oczami i nasuniętą na twarz zarzutką. Dzień dobry, powiedzieli. Dzień dobry, odrzekł ksiądz i spytał, czy Blimunda coś jadła, ona zaś z twarzą ukrytą w cieniu spowijającej jej głowę chusty odparła, Nie jadłam, okazuje się jednak, że poprzedniego wieczoru Baltazar i ksiądz Bartłomiej zamienili ze sobą parę słów. Powiedz Blimundzie, żeby jutro była na czczo, Baltazar powtórzył jej to szeptem, gdy już leżeli, nie chciał, aby starzy coś usłyszeli, jak tajemnica, to tajemnica.
Pogrążonymi w ciemnoÅ›ciach uliczkami doszli aż na szczyt wzgórza Vela, nie byÅ‚a to droga na wioskÄ™ Paz, jakÄ… powinien obrać ktoÅ› kierujÄ…cy siÄ™ na pomoc, wyglÄ…daÅ‚o po prostu na to, że chcieli siÄ™ oddalić w ustronne miejsce, choć i tu znajdowaÅ‚y siÄ™ liche, byle jak sklecone budy zamieszkane przez wstajÄ…cych już o tej porze kopaczy, mężczyzn silnych i nieokrzesanych, wrócimy jeszcze w te okolice za parÄ™ miesiÄ™cy i za parÄ™ lat, ale wówczas ujrzymy tu caÅ‚e drewniane miasto, wiÄ™ksze od Mafry, kto dożyje, zobaczy to wszystko oraz jeszcze parÄ™ innych rzeczy, a na razie sÄ… tu jedynie te byle jak sklecone budy, w których mogÄ… rozprostować zmÄ™czone koÅ›ci mężczyźni od motyki i kilofa, wkrótce zatrÄ…biÄ… na pobudkÄ™, gdyż jest tu także wojsko, które nie ginie już na wojnie, ale nadzoruje te prostackie legiony lub też pomaga w pracach nie przynoszÄ…cych ujmy mundurowi, ale prawdÄ™ mówiÄ…c, pilnujÄ…cy niewiele siÄ™ różniÄ… od pilnowanych, bo jedni obdarci, a drudzy w Å‚achmanach. Od strony morza niebo jest perÅ‚owoszare, lecz nad wzgórzami nabiera stopniowo koloru rozwodnionej krwi, która staje siÄ™ coraz czerwieÅ„sza, aż wreszcie wschodzi zÅ‚oto—bÅ‚Ä™kitny dzieÅ„, gdyż jest to czas piÄ™knej pogody. Blimunda jednak nic nie widzi, oczy ma spuszczone, a w kieszeni kawaÅ‚ek chleba, którego jeszcze nie może zjeść. Czego oni bÄ™dÄ… ode mnie chcieli.
Ale to tylko ksiądz czegoś chce, Baltazar wie na ten temat równie mało jak Blimunda. W dole widać niewyraźne zarysy wykopów odcinających się czernią na szarym tle, tam właśnie stanie bazylika. Płaskowyż wypełnia się ludźmi, którzy rozpalają ogniska, by przygotować gorącą strawę, odgrzewają wczorajsze resztki, piją polewkę z drewnianych misek, mocząc w niej razowiec, tylko Blimunda musi jeszcze czekać na swoją kolej. Ksiądz Bartłomiej mówi, Blimundo i Baltazarze, tylko was mam na świecie, moi rodzice są w Brazylii, moi bracia w Portugalii, mam więc rodzinę, ale nic tu po rodzinie, potrzebni mi są przyjaciele, słuchajcie więc, w Holandii dowiedziałem się, czym jest eter, jest to coś zupełnie innego, niż się powszechnie uważa i uczy, nie można go otrzymać w wyniku zabiegów alchemicznych, a znów żeby dotrzeć tam, gdzie się znajduje, to znaczy do nieba, trzeba latać, a my jeszcze nie latamy, lecz eter, słuchajcie teraz uważnie, zanim uleci w niebo, w przestwór, gdzie zawieszone są gwiazdy i którym oddycha Bóg, żyje wewnątrz mężczyzn i kobiet. A więc to jest dusza, powiedział Baltazar. Nie, ja też z początku myślałem, że eter składa się z dusz uwolnionych z ciała przez śmierć i czekających na sąd ostateczny, ale eter nie składa się z dusz zmarłych, składa się, słuchajcie dobrze, z woli żywych.
WÄ…tki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Jak ciÄ™ zÅ‚apiÄ…, to znaczy, że oszukiwaÅ‚eÅ›. Jak nie, to znaczy, że posÅ‚użyÅ‚eÅ› siÄ™ odpowiedniÄ… taktykÄ….